Skins: jak z bletek zrobiono kumpli

by Mila

Znowu będzie o Brytolach. Tym razem o brytyjskich nastolatkach. Na początku 2007 roku brytyjska telewizja wyemitowała pierwszy odcinek produkcji, która szybko stała się hitem nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i w wielu innych krajach. Bo Skins to zdecydowanie jeden z najlepszych brytyjskich seriali dla nastolatków i o nastolatkach, jakie nakręcono w ostatnich latach.

Przyznaję, nastolatką zdecydowanie już nie byłam, kiedy serial po raz pierwszy wpadł mi w ręce. Jednak w żaden sposób nie przeszkadzało mi to w odbiorze ani fabuły, ani bohaterów. Powiem więcej, do dziś mam do tego serialu ogromny sentyment i śledzę dalsze losy aktorów. Bo i jest co śledzić – kilkoro z nich radzi sobie całkiem nieźle: Nicka Houlta mogliśmy oglądać choćby w Samotnym mężczyźnie u boku Colina Firtha, Dev Patel był gwiazdą Slumdoga, a Joseph Dempsie i Hannah Murray pojawili się ostatnio w znakomitym serialu HBO Gra o Tron.

Skins w naszym kraju znaleźć można pod nieco mylącym tytułem Kumple. Zasady tworzenia polskich tytułów zagranicznych produkcji chyba na zawsze pozostaną dla mnie niepojęte… Skins to w dosłownym tłumaczeniu bletki, a co mają wspólnego bletki z kumplami to już chyba wie tylko twórca polskiego tytułu i jego bardzo luźny ciąg skojarzeń.

Na serial składa się sześć sezonów, podzielonych na trzy bloki, czy jak kto woli – pokolenia, obejmujące po dwa kolejne sezony. W każdym bloku poznajemy grupę nastoletnich przyjaciół z Bristolu, a wraz z nimi wszystkie ich (niekoniecznie typowo nastoletnie) problemy. Zanim uciekniecie z krzykiem – Skins w swojej wymowie szalenie dalekie jest moralizatorstwa. Pokazuje rzeczywistość taką, jaka jest – skacowaną, cuchnącą ziołem, niekiedy brutalną, nie narzucając widzowi ocen moralnych. Bo i nie oceny moralne są tutaj najważniejsze.

Bohaterowie serialu dosyć wiernie odzwierciedlają przekrój przez pełne różnorodności społeczeństwo brytyjskie. Poznajemy więc i białych i czarnoskórych, rodowitych Anglików, Szkotów, Walijczyków, Irlandczyków, emigrantów z różnych części świata, bogatych i biednych… A każdy z nich wnosi do fabuły Skins swoje własne, charakterystyczne problemy.

Trudności, z jakimi stykają się bohaterowie, także pokrywają całkiem spory zakres listy problemów, jakie mogą spaść młodemu człowiekowi na głowę. Pozwolę sobie wymienić choćby kilka z nich: anoreksja, depresja, próby samobójcze, rozwód rodziców, kłopoty z prawem, odkrywanie własnych skłonności homoseksualnych…

Skins nie jest serialem najlżejszym w odbiorze, ale na szczęście nie jest też nazbyt przytłaczający. Trudne kwestie zręcznie wplecione są tu w wartką akcję i codzienne życie nastolatków pełne ostrego jak brzytwa humoru i legendarnych imprez w przerwie od użerania się z nauczycielami, rodzicami i młodszym rodzeństwem. Bo głównie o tym jest ten serial – o zwykłym życiu zwykłych nastolatków, o ich przyjaźniach, szczenięcych miłościach i wszystkich tych rzeczach, które przydarzają się dzieciakom. A klucz do popularności Skins stanowi chyba jego prawdziwość – dostajemy w nim życie takim, jakie jest, prawdziwe, brudne, nielogiczne. Bez upiększania, bez cenzury, bez przesady. Co najwyżej odrobinę zbyt intensywne.

Przeczytaj także:

1 komentarz

~Asia-k 22 kwietnia 2012 - 17:10

Pierwsze dwa sezony pochłonęłam w okamgnieniu, z niecierpliwością czekałam na odcinki sezonów piątego i szóstego, a dwa środkowe lekko mnie rozczarowały (seriale mają jednak to do siebie, że czasem czuję moralny obowiązek oglądania, nawet jeśli przy tym cierpię). 3 i 4 sezon szokowały do tego stopnia, że przestały być szokujące. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że serial mocno mnie wciągnął. No i nie zapominajmy o muzyce, która jest całkiem niezła!

Komentarze zostały wyłączone.