Kadr z serialu Opowieść podręcznej, 2017.

Serialowe zachwyty i rozczarowania A.D. 2017

by Mila

To nie był dobry rok dla seriali – z taką myślą zasiadałam do pisania tego tekstu, mając w pamięci cały szereg produkcji, które w 2017 roku mnie rozczarowały. I owszem, nie brakuje na mojej liście pozycji, które bynajmniej nie zasłużyły na pochwałę… Ale z drugiej strony, odlazłam w pamięci też kilka perełek, którymi zostaliśmy w tym roku obdarowani, może więc nie było aż tak źle… Oto one – moje największe serialowe zachwyty i rozczarowania tego roku.

Największe zachwyty

Jeśli macie za dużo wolnego czasu i chcecie pooglądać sobie coś ładnego i/lub ciekawego, to jest lista, z której w ciemno możecie wybierać. PunisheremLegionem zachwycałam się już w podsumowaniu dla miłośników komiksów, tutaj więc przyjrzyjmy się nieco innym gatunkowo produkcjom.

Seriale na podstawie powieści Margaret Atwood

Margaret Atwood ma w tym roku szczęście do adaptacji – zarówno jej Opowieść podręcznej, jak i Grace i Grace zostały w znakomitym stylu przeniesione na mały ekran. Mocno feministyczne w wymowie, niepokojące i zmuszające do myślenia, świetnie zagrane – obie produkcje robią ogromne wrażenie. I choć trudno je nazwać rozrywką, bo momentami ciężko się patrzy na nieprzyjazny świat na ekranie, do znudzenia będę je polecać każdemu jako niesamowicie wciągające i przy okazji otwierające oczy na to, jak świat jest urządzony.

Kadr z serialu Grace i Grace, 2017.

Kadr z serialu Grace i Grace, 2017.

Ania, nie Anna

Najnowsza adaptacja Ani z Zielonego Wzgórza podbiła moje serce w mgnieniu oka. Bardzo klimatyczny serial ze świetnie dobraną obsadą jest z jednej strony wierny duchowi powieści L.M. Montgomery, a z drugiej bardzo celnie poszerzony o nieco bardziej współczesną czy może po prostu bardziej dojrzałą refleksję na temat świata, w którym przyszło żyć sierocie. To już nie tylko przeurocza i nieco naiwna opowieść o rezolutnej dziewczynce, ale też portret dość surowego życia w specyficznej, małej społeczności ze wszystkimi jej wadami i zaletami. Nie tylko dla miłośników książki!

Kadr z serialu Ania, nie Anna, Netflix, 2017.

Godless

Gdyby jeszcze parę tygodni temu ktoś powiedział mi, że będę zachwycona westernem, prawdopodobnie posłałabym mu mocno sceptyczne spojrzenie… Ale okazuje się, Michelle Dockery w obsadzie przekona mnie do obejrzenia dosłownie wszystkiego. Dobrze się składa, bo dzięki temu odkryłam bardzo dobry serial z pięknymi plenerami, dobrze napisanymi bohaterami, miasteczkiem pełnym silnych kobiet i idealnie poprowadzonym, do bólu życiowym wątkiem miłosnym.

Kadr z serialu Godless, 2017.

Kadr z serialu Godless, 2017.

Drugi sezon The Crown

Prawdziwy majstersztyk. Rzadko się zdarza, żeby drugi sezon był w stanie jeszcze ulepszyć coś, co wydawało się doskonałe… Ale The Crown się to udaje. Fantastycznie zagrana opowieść o brytyjskiej rodzinie królewskiej, z bardzo taktownie, ale wyraźnie nakreślonym tłem psychologicznym – czego można chcieć więcej? Czuję się jednak w obowiązku zaznaczyć, że piszę te słowa z pozycji kogoś, kto uważnie śledzi profil rodziny królewskiej na Facebooku… nie wykluczam, że nieco brak mi obiektywizmu, ale i tak – serial zrobiony jest po prostu wyśmienicie.

Kadr z serialu The Crown, 2017.

Kadr z serialu The Crown, 2017.

Wygląda na to, że w tym roku (jeśli nie liczyć adaptacji komiksów) najbardziej oczarowały mnie produkcje mocno skoncentrowane na kobiecych bohaterkach… przypadek? Trzeba przyznać, że rok 2017 był pod tym względem całkiem łaskawy – i mam nadzieję, że ten trend porządnie zrobionych seriali z dobrze napisanymi bohaterkami w centrum dalej będzie się utrzymywał.

 

Największe rozczarowania

Nie będę ukrywać, widziałam w tym roku kilka naprawdę złych seriali. Ale o tym, jak zły był Iron Fist, a zaraz po nim Defenders, wspominałam już niejednokrotnie. Dla odmiany więc tym razem przypomnę produkcje, z którymi wiązałam pewne nadzieje i które boleśnie mnie zawiodły.

Sherlock

Rok 2017 nie zaczął się dobrze. Ostatni sezon Sherlocka złamał mi serce już w styczniu i trochę nadał ton reszcie roku. Radość z powrotu ukochanych bohaterów szybko zamieniła się w konsternację, a dreszczyk ekscytacji przerodził się w przerażenie i mamrotane pod nosem: nie, nie, co wy robicie… To był nie tylko spadek poziomu, ale też nieprzyjemna zmiana stosunku do widza, jak gdyby nagle widz ogłupiał i trzeba było porozumiewać się z nim łopatologicznie. O kompletnym (i niekorzystnym!) przewartościowaniu wszystkiego, co widzieliśmy w serialu do tej pory, nawet nie wspominając. Owszem, było parę fenomenalnych, emocjonalnych scen, ale jeśli Moffatowi i reszcie wydawało się, że perfidne zagranie na emocjach wystarczy do zaspokojenia wygłodniałych po latach oczekiwania fanów, to chyba nieco się przeliczyli. Dalej mi smutno, kiedy o tym myślę.

Kadr z serialu Sherlock, 2017.

Mindhunter

Ten serial miał prawie wszystko, żeby z miejsca mnie kupić – brakowało mu w zasadzie już tylko jakiegoś prawdziwego ciacha na pierwszym planie. A jednak nie za bardzo mnie przekonał. Nie pomogli psychopatyczni mordercy, kryminalne zagadki ani kulisy robienia badań psychologicznych. Ze scenariusza wiało nudą, a z ekranu nieprzytomnym wzrokiem patrzył na mnie jeden z najbardziej odpychających bohaterów tego roku, a może i całej mojej kariery serialomaniaka. Szkoda, bo koncepcja była świetna.

Kadr z serialu Mindhunter, 2017.

Kadr z serialu Mindhunter, 2017.

Twin Peaks

Rok 2017 pozwolił mi wreszcie przyznać, że tak naprawdę chyba nie lubię Lyncha. W końcu jak długo można się oszukiwać… Wychodzi na to, że wszystko to, co najbardziej przemawiało do mnie w dawnym Twin Peaks, dla Lyncha nie było specjalnie ważnym elementem tego serialu… W sprawie nowego sezonu, który niby wcale nie jest sezonem ani żadną kontynuacją („bo nie!”), nie możemy się więc z reżyserem dogadać. Przestałam sobie już zadawać pytanie, czy on sam z sobą dogadał się na temat tej produkcji.

Kadr z Twin Peaks, 2017.

Liar

Liar to brytyjski serial, który mógł wnieść coś dobrego do dyskusji o przemocy seksualnej… gdyby nie to, że podszedł do tematu bez wyczucia i trochę na zasadzie taniej sensacji, momentami bardziej umacniając szkodliwe stereotypy, niż je obalając. Mogłam się domyślić, że po serialu, który ma „kłamcę/kłamczuchę” w tytule nie można się spodziewać zbyt wiele dobrego… O tym, jak kręcić seriale o trudnych tematach, a jak tego nie robić na przykładzie Liar i trzeciego sezonu Broadchurch pisałam tutaj, czytajcie śmiało.

Kadr z serialu Liar, 2017.

Kadr z serialu Liar, 2017.

Mogłabym ponarzekać też trochę na Grę o tron, która – jeśli głębiej się nad nią zastanowić – konsekwentnie obniża poziom i dryfuje w kierunku niewymagającej myślenia rozrywki… ale z drugiej strony cały fan service poupychany w jej odcinkach tak bardzo mnie cieszy i ekscytuje, że nie mam serca marudzić. Bawiłam się przednio i chyba to się liczy.

Może więc tym w połowie optymistycznym akcentem zakończmy na dziś – a z okazji zbliżających się Świąt i nadchodzącego Nowego Roku życzę wam tego, żeby kolejny rok obfitował w produkcje, przy których będziecie się przednio bawić – ale i takie, które po prostu was zachwycą. Wesołych Świąt i nie zapomnijcie obejrzeć Kevina!

Przeczytaj także: