Między przystojnym stryjem i jego nastoletnią bratanicą aż iskrzy – a widzowie Rodu Smoka w zachwycie kibicują temu kazirodczemu związkowi z dużą różnicą wieku. Czy coś jest z nami nie tak? Można chyba bezpiecznie założyć, że większość widzów doskonale zdaje sobie sprawę, że rzeczy, które rozgrywają się na ekranie, nie są do końca w porządku. Ale to uniwersum Gry o Tron – jesteśmy już przyzwyczajeni, mamy doświadczenie w trzymaniu kciuków za romans ciotki z bratankiem. HBO potrafi nam dać bohaterów napisanych i zagranych w taki sposób, w dodatku przez tak charyzmatycznych i atrakcyjnych aktorów, że czegokolwiek nie zrobiliby na ekranie, nie zaburzy to naszej sympatii. Na wiele rzeczy przymkniemy oko, stwierdzając co najwyżej, że Targaryenowie zawsze będą targaryenować, bo tak już po prostu mają. Ale trochę szkoda byłoby się zatrzymać wyłącznie na tym poziomie… bo Ród Smoka za sprawą relacji Daemona i Rhaenyry ma nam całkiem sporo do powiedzenia o związkach, w których dynamika władzy jest zaburzona, i o niebezpiecznym zjawisku, jakim jest grooming. [Tekst zawiera spoilery do pierwszego sezonu serialu]
Serial amerykański
Do premiery nowego sezonu Gry o Tron został już tylko tydzień – spekulacje, co też się tym razem wydarzy, trwają więc w najlepsze. Moje przewidywania na ten temat już znacie, a jeśli nie, możecie o nich poczytać tutaj. Ale dzisiaj dla odmiany przyjrzyjmy się najdziwaczniejszym teoriom, jakie krążą po internecie. Wiecie, takim najbardziej odjechanym, które RACZEJ się nie spełnią, ale za to dostarczą wam sporo radości. A dostarczą, bo czasem fanów serialu naprawdę ponosi… Tekst może zawierać spoilery dotyczące sześciu dotychczasowych sezonów (i jeden ogromny spoiler odnośnie Fight Clubu), może się też skończyć uszczerbkiem na zdrowiu psychicznym – czytacie na własną odpowiedzialność!
Zawsze, kiedy widzę czołówkę serialu House of Cards, budzi się we mnie nagła i paląca potrzeba osiągnięcia czegoś wielkiego i godnego zapamiętania. Co prawda, po 5 sezonach i 65 odcinkach dalej nie wiem, co by to miało być… Wynalezienie leku na raka? Władza nad światem? A może raczej coś, co w tym sezonie usłyszy Frank Underwood: jak cię usuną ze stanowiska, to już na pewno przejdziesz do historii! Nie da się jednak zaprzeczyć, że to jedna z moich ulubionych serialowych czołówek i że za każdym razem niezmiennie coś we mnie porusza.
Czasem myślę sobie, że jak na kogoś kto pisze o filmach i serialach, jestem żenująco słabo zorientowana w laureatach branżowych nagród. Ze wszystkich rozdań śledzę w zasadzie tylko Oscary… i nawet nie potrafię powiedzieć, dlaczego tylko Oscary.
Taka mniej więcej refleksja naszła mnie ostatnio, kiedy musiałam sobie sprawdzić, czy Sposób na morderstwo dostał kiedyś jakąś nagrodę za scenariusz. Nie dostał – co uważam za kompletny skandal. Dostał za to sporo nagród za najlepszy serial… może więc w jakiś sposób zawiera się w tym i pochwała dla scenariusza.
Idę o zakład, że Sarah Jessica Parker, a przynajmniej jej kariera aktorska, ucierpiała pod wpływem klątwy popularnego serialu. Tak jak David Schwimmer zawsze będzie Rossem i nie omieszka się żalić, że Przyjaciele zrujnowali mu życie, tak i Sarah ma pewnie problem z pozbyciem się łatki Carrie Bradshaw.
Nie wszyscy superbohaterowie noszą peleryny i ratują od razu całą planetę. Niektórym wygodniej jest działać w bluzie z kapturem i w obrębie własnej dzielnicy – nie, nie jest to fragment nowego spotu o twoich lokalnych bohaterach… To najprostsze chyba podsumowanie serialu Luke Cage – najnowszego owocu współpracy pomiędzy Marvelem i Netflixem.
Jeśli ktokolwiek mówił ci ostatnio, że musisz obejrzeć Stranger Things, zaufaj mu. Miał rację.
Śmiało mogłabym powiedzieć, że Stranger Things to moje najlepsze odkrycie tego roku… gdyby oczywiście nie fakt, że wcale go sama nie odkryłam, a zanim odpaliłam pierwszy odcinek, nasłuchałam się już co nieco o tym, jakie to cudo. A teraz dołączam do grona piejących z zachwytu.