Kroniki Saltamontes: przez świat z Maszyną do Produkowania Szczęścia

by Mila

Chciałabym powiedzieć, że to ja w poszukiwaniu pięknie wydanych książek dotarłam do wydawnictwa Pinus Media. Bo trzeba przyznać, że oferowane przez nich książki są naprawdę pięknie przygotowane i przyjemnością jest już samo trzymanie ich w rękach, kartkowanie, przeglądanie ilustracji. Aż dziw, że do tej pory nie zwróciłam na nie uwagi… Ale tym razem jednak to Pinus Media dotarło do mnie – i dzięki temu opowiem wam dzisiaj o ich sztandarowym tytule, Kronikach Saltamontes.

Kroniki Saltamontes autorstwa Moniki Marin to seria powieści dla dzieci i młodzieży, ale jak się okazuje, niejeden dorosły też z łatwością znajdzie w nich coś dla siebie. Do tej pory w serii ukazały się dwa tytuły, Ucieczka z mrokuTajemnicze bractwo. Ucieczkę z mroku mam już za sobą, więc to właśnie o niej będzie poniższy tekst.

Na początku Ucieczki z mroku poznajemy dwóch chłopców, Adama i Aleksa, mieszkających w szczecińskim sierocińcu pod koniec II wojny światowej. Chłopcy są najlepszymi przyjaciółmi, snują śmiałe marzenia o lepszym życiu i w wolnych chwilach konstruują Maszynę do Produkowania Szczęścia – z kawałków kartonu i starych rur budują niezwykły wynalazek, który ma zapewnić powodzenie im samym i wszystkim dobrym ludziom, którzy staną na ich drodze. Adam i Aleks składają sobie obietnicę, że cokolwiek by się nie stało i dokądkolwiek nie rzuciłby ich los, z pomocą Maszyny do Produkowania Szczęścia odnajdą się nawzajem nawet na końcu świata i dalej będą ramię w ramię kroczyć przez życie.

Wkrótce ich obietnica zostaje wystawiona na próbę. Los rozdziela ich ścieżki, a powojenna zawierucha kieruje ich w miejsca, jakich pewnie nigdy by się nie spodziewali. Tak zaczyna się ich pełna przygód wędrówka po Europie, wyprawa, która każe im szybko dorosnąć, ale i pozwoli odkryć, co w życiu jest naprawdę ważne.

Pierwsza odsłona Kronik Saltamontes wprowadza nas w świat, w którym wszystko jest możliwe. To opowieść na pograniczu realizmu i magii, przyprawiona dziecięcą fantazją, młodzieńczą energią i ciekawością. To poruszająca historia o przyjaźni, dobroci i poszukiwaniu własnego miejsca w świecie. Nie można też zapomnieć o wisience na tym torcie – odkrywaniu pilnie strzeżonej tajemnicy starych książek, zagadkowych organizacji i mrocznych tuneli pełnych skarbów i niebezpieczeństw. Ucieczka z mroku ma w sobie wszystko, czego jako dziecko i nastolatka szukałam w powieściach: bohaterów, z którymi łatwo się identyfikować, podróże i odkrywanie nowych miejsc, przyjaźń, pierwsze nieśmiałe zakochania i na deser emocjonującą tajemnicę, która robi się tym bardziej niezwykła i pociągająca, im więcej światła rzucają na nią kolejne wskazówki.

Szczerze mówiąc, dalej często właśnie tego szukam w książkach… Kroniki Saltamontes z punktu widzenia dorosłego wcale więc nie tracą uroku. Mali bohaterowie są na tyle samodzielni, kreatywni i żądni przygód, że z łatwością odpowiadają na czytelnicze potrzeby zarówno dzieci, jak i dorosłych.

Po pierwszej części przygód Adama i Aleksa czuję pewien niedosyt… wszak rozwiązanie zagadki podziemnych korytarzy wciąż jeszcze przed chłopcami – i przede mną. Niniejszym więc znikam i daję nurka między kartki drugiej części. A tymczasem Ucieczkę z mroku wszystkim dzieciom i tym dorosłym, którzy jeszcze coś z dziecka w sobie zachowali, szczerze polecam.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu
Pinus Media

Przeczytaj także: