Whisky dla aniołów: parę kropel oszustwa

by Mila

Polscy dystrybutorzy po raz kolejny popisali się godną podziwu znajomością genezy pojęcia „komedia”. Tudzież, jak kto woli, godnym pożałowania brakiem wiary w inteligencję polskiego odbiorcy nie będącego najwidoczniej w stanie przełknąć filmu, na którym nie ryczałby ze śmiechu. Whisky dla aniołów, lansowany przy pomocy tego trailera jako prześmieszna komedia, jest bowiem komedią właściwie głównie w takim rozumieniu, iż dobrze się kończy. Pomijając już zasadność takiej a nie innej promocji filmu, za ten zwiastun ktoś powinien wylecieć z pracy – kto to widział, żeby trailer był szczegółowym streszczeniem, zdradzającym właściwie wszystko i jeszcze w dodatku wprowadzającym w błąd, obiecując coś, czego by się nawet twórcy we własnym filmie nie dopatrzyli.

Kadr z filmu "Whisky dla aniołów", reż. Ken Loach, 2012.

Kadr z filmu „Whisky dla aniołów”, reż. Ken Loach, 2012.

Chciałabym odejść od tych wszystkich niekompetencji i skupić się na samym filmie, problem jednak w tym, że ten nieszczęsny zwiastun tak bardzo ukierunkował mnie na radosną komedyjkę, iż przez pierwszą godzinę zastanawiałam się, czy aby na pewno patrzę na to, co chciałam obejrzeć. Bynajmniej nie mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że to nie zaważyło na odbiorze filmu jako całości.

Próbując jednak pokonać konsekwencje niespójności oczekiwań z tym, co otrzymałam, powiedzieć mogę chyba spokojnie, że Whisky dla aniołów całkiem przyjemnym jest filmem. Miłym, optymistycznym. Swojskim nawet – co chyba chciał zasugerować dystrybutor, zapewniając, że pokocha go 38 milionów Polaków (choć gdzieś z tyłu głowy mam wciąż natrętną myśl, że może jednak chodziło mu o nasze narodowe skłonności do szemranych interesów i konsumpcji wysokoprocentowych trunków).

Mnie osobiście najbardziej rozkładają na łopatki dźwięki wydobywające się z ust naszych szkockich bohaterów. I właściwie tyle. Niewiele więcej w Whisky dla aniołów chwyta mnie za serce. Przyznać jednak trzeba, że jako relaks po ciężkim tygodniu, film sprawdza się świetnie.

A trailer polecam. Po filmie. W razie gdyby ktoś przegapił momenty, w których ma umierać ze śmiechu.

Przeczytaj także:

5 komentarzy

~Roxanne 16 stycznia 2013 - 23:49

Wiesz ,że dzięki Tobie się przekonałam do tego filmu ? Spodobał mi się 🙂 Dzięki za recenzje bo jest trafna w 100% 😉 i zapraszam do siebie http://agnesstark3.blogspot.com/

Mila 17 stycznia 2013 - 21:38

Cieszę się, że mogłam się do czegoś przydać 🙂

~Paula 19 stycznia 2013 - 11:29

Ojej, a mi się baaaardzo podobał – może dlatego, że nie oglądałam trailera? Nie nastawiałam się na film stricte komediowy (wedle plakatów „Nietykalni” też jest komedią, na której można umrzeć ze śmiechu), ale na przyjemny film z zabawnym akcentem i pięknymi krajobrazami. Pod tym względem się nie zawiodłam. Byłam wręcz zachwycona 🙂 A piosenka z filmu do tej pory jest mi bliska (można jej posłuchać na moim blogu na playliście) – „500 miles” The Proclaimers. Może nastawienie rzeczywiście jest kluczowe… Pozdrawiam 🙂

Mila 22 stycznia 2013 - 23:49

uwielbiam tę piosenkę 🙂 chociaż po jednym z odcinków „Jak poznałem waszą matkę” kojarzy mi się dość jednoznacznie 🙂

~Monika 8 marca 2013 - 15:31

Choć rzeczywiście nie była to komedia, na której trudno pohamować się od wybuchów śmiechu, mi taki klimat jak najbardziej odpowiada. Zabawne sceny przeplatały się z tymi bardziej dramatycznymi, co sprawiło, ze produkcja jest inteligentna i niebanalna. Zawsze, gdy sięgam po typowe komedie nastawione na salwy śmiechu, brakuje mi w nich właśnie tego „drugiego dna”, które tutaj jak najbardziej odkryłam:)

Komentarze zostały wyłączone.