Pan Tadeusz zaniemówił… z wrażenia

by Mila

Ile przeciętny gimnazjalista jest w stanie zrozumieć z Pana Tadeusza? Biorąc pod uwagę fakt, że przeciętny gimnazjalista nawet tej książki nie otworzy – prawdopodobnie niewiele. Żebrowski do spółki z Lindą i Bachledą-Curuś co nieco może mu w filmie Wajdy wyjaśnią… Ale co poza mrówkami Telimeny i załatwiającym się w locie bocianem współczesny nastolatek z tego doświadczenia wyniesie, trudno powiedzieć.

Nigdy co prawda nie byłam przeciętnym gimnazjalistą – jeżeli już, to raczej typem przeciętnego klasowego kujona (Nie kujona, bo nie musiałaś wkuwać! Nazywaj rzeczy po imieniu, byłaś genialnym dzieckiem ? przyp. Taty autorki)…  Ale i tak do dziś uważam, że nawet jak na w miarę rozgarnięte dziecko na większość lektur szkolnych nie byłam chyba wtedy gotowa. Aż strach pomyśleć, jak bardzo niegotowi byli moi nieco mniej szczodrze obdarzeni przez Atenę koledzy.

Patriotyzm, moralne rozterki, wszystkie te wielkie pojęcia ze szkolnych zeszytów zaczęły dla mnie nabierać sensu dopiero dużo później… Co zresztą tylko dowodzi faktu, że maturę można w tym kraju zdać śpiewająco, nie mając większego rozeznania w tym, o czym się pisze.

Przeciętny gimnazjalista i tak ma dziś całkiem dobrze. W ostateczności na dzień przed klasówką może przecież pobiec po pomoc do Wajdy i być może co nieco z Mickiewicza do następnego poranka zostanie mu w głowie. Gimnazjaliści, błogosławcie Andrzeja Wajdę – bo gdyby przyszło wam pisać klasówkę na podstawie pierwszej w historii ekranizacji Pana Tadeusza, poleglibyście z kretesem.

Kadr z filmu "Pan Tadeusz", reż. Ryszard Ordyński, 1928, fot. Filmoteka Narodowa.

Kadr z filmu Pan Tadeusz, reż. Ryszard Ordyński, 1928, fot. Filmoteka Narodowa.

Dlaczego? Ano dlatego, że pierwsza ekranizacja Pana Tadeusza pochodzi z 1928 roku – i jest to niemy film wyreżyserowany przez Ryszarda Ordyńskiego. W pierwszym odruchu Pan Tadeusz i nieme kino zdają się nie za bardzo iść ze sobą w parze… bo jak bez słów pokazać coś, co tak bardzo opiera się na słowie?

Jak się okazuje, da się to całkiem zgrabnie zrobić – ale całe przedsięwzięcie zakłada, że odbiorca z grubsza zapoznał się wcześniej z dziełem Mickiewicza. Żeby nie powiedzieć, że zna jego obszerne fragmenty na pamięć, bo na planszach z tekstem pojawiają się tylko bardzo skromne wycinki. I to też zazwyczaj nie te najsłynniejsze, które wasz wujek Staszek cytuje po kilku głębszych na rodzinnych imprezach. A to wszystko niestety dyskwalifikuje przeciętnego współczesnego gimnazjalistę. Przykro mi.

Gimnazjaliści rzeczywiście mają czego żałować, bo film naprawdę robi wrażenie. Jacek Soplica przypomina nieco wujka Festera z Rodziny Adamsów, niedźwiedź prawie tak realistyczny jak niedawny sparingpartner Leosia DiCaprio, Napoleon cudownie gburowaty, z Zosi niezła krasawica, a Tadeusz… ach, Tadeusz chyba nigdy nie był tak męski!

Ale nawet śmieszki odkładając na bok, naprawdę jest tu co podziwiać. Bezpiecznie można powiedzieć, że film Ordyńskiego został zrealizowany z rozmachem. Całość pierwotnie trwała ponad trzy godziny, a dbałość twórców o szczegóły jest naprawdę godna podziwu. Dość powiedzieć, że większość scen kręcono w majątku Czombrów, gdzie Adam Mickiewicz spędził dzieciństwo swe sielskie, anielskie, a w scenach przemarszu wojska nie uświadczysz przypadkowych statystów, tylko żołnierzy z prawdziwego zdarzenia – w zdjęciach uczestniczył 1 Pułk Szwoleżerów Józefa Piłsudskiego oraz 4 Pułk Ułanów Zaniemeńskich. Panów w mundurach ci u Ordyńskiego dostatek.

Z porównywalnym rozmachem dokonano w ostatnich latach rekonstrukcji filmu, a ekipa, której się to udało, na co dzień chodzi chyba w czerwonych pelerynach i strzela laserami z oczu… bo to naprawdę było zadanie dla superbohaterów. Pan Tadeusz boleśnie został naznaczony przez wojnę i tak naprawdę do dziś nie wiadomo, co działo się z nim od roku 1939. Pomijając fakt, że na pewno nie działo się z nim nic dobrego, co wyraźnie sugerował stan odzyskanych fragmentów.

Po wojnie sfatygowany 40-minutowy fragment trafił do Filmoteki Narodowej, ale dopiero w 2006 roku we Wrocławiu* odnalazły się kolejne części, dzięki którym udało się odtworzyć około 120 minut filmu.  Niestety nie wszystko – moskali nie ma… ale i tak jest zaj… wszyscy wiemy jak. A jeśli sami chcecie się przekonać, jak jest, Pana Tadeusza w reżyserii Ordyńskiego można zobaczyć TUTAJ.

Mrówki Telimeny są i to chyba najważniejsze.

_____________________

*Pan Tadeusz znaleziony we Wrocławiu, debiut Hłaski odnaleziony we Wrocławiu, nieznane utwory Wojaczka też wypłynęły niedawno we Wrocławiu… Wrocław, co wy tam jeszcze chowacie? Może złoty pociąg?

Przeczytaj także: