Oscary 2015: Dzikie historie

by Mila

Gdyby zamknąć oczy na tę krótką chwilę, kiedy na ekranie pojawia się nazwisko reżysera, można by odnieść wrażenie, że do Dzikich historii Almodóvar wniósł coś więcej, niż tylko produkcję. Damián Szifrón bardzo sumiennie odrobił lekcje i – ucząc się od najlepszych – w swoim najnowszym filmie serwuje nam wybuchową mieszankę czarnego humoru, nieposkromionych emocji i absurdu, przyprawionych nutką goryczy.

Dzikie historie to film składający się z sześciu krótkich, samodzielnych opowieści, których wspólnym (i właściwie przewodnim) motywem jest to, że ich bohaterom w pewnym momencie puszczają hamulce. Nie zamierzam tu kreślić nawet najbardziej enigmatycznych streszczeń poszczególnych części, bo bardzo łatwo powiedzieć o jedno słowo za dużo – a tego nigdy byście mi nie wybaczyli. Zresztą… to, kim są i w jakich sytuacjach znajdują się bohaterowie Dzikich historii nie ma większego znaczenia. Na ich miejscu mógłby się znaleźć każdy z nas, bo tak naprawdę jest to film przezabawnie i odrobinę przerażająco obnażający to, co może się stać, kiedy nasza cierpliwość zostanie wystawiona na próbę o jeden raz za dużo.

Nasi bohaterowie to przecież ludzie bardzo porządni, ułożeni obywatele cywilizowanego świata, na co dzień wiodący zwyczajne, zgodne z konwenansami życie. Pracują, jeżdżą eleganckimi samochodami, próbują utorować sobie drogę do rozumianego w taki czy inny sposób osobistego sukcesu… Aż tu nagle, czasami zupełnie niespodziewanie, zdarza się TO COŚ. Niepozorny bodziec, jakaś frustracja, któraś z rzędu porażka, niewłaściwa osoba napotkana na drodze… I cała cywilizowana otoczka nagle pryska jak bańka mydlana. Nagle okazuje się, że pod warstwą społecznych norm i wyuczonych zachowań jesteśmy gorsi niż dzikie zwierzęta – napędzani namiętnościami, agresywni, mściwi, zaciekle walczący o swoje. Z ofiar zamieniamy się w oprawców, z łagodnych stworzeń w istnych drapieżców. I dosłownie nic nie jest już nas w stanie powstrzymać.

dzikie historie

Kadr z filmu Dzikie historie, reż. Damian Szifron, 2014.

Szifrón przedstawia nam bohaterów cudownie niejednoznacznych, na wskroś sympatycznych i jednocześnie bezpowrotnie przekraczających jakieś granice – przyzwoitości, moralności, dobrego smaku… Od ich przemiany z łagodnych owieczek w tykające bomby zegarowe i chaos zniszczenia wprost nie można oderwać wzroku. Spora w tym zasługa gry aktorskiej – i tego, jak poszczególnym aktorom udało się uchwycić moment, w którym ich bohaterowie obnażają metaforyczne kły i rzucają się do krwawego ataku.

Te sześć naprawdę dzikich historii jest nieco zróżnicowanych nie tylko pod względem liczby wybuchów i ilości tryskającej krwi – ale także pod względem poziomu. Znajdziemy tutaj perełki ocierające się o mistrzostwo, ale i opowieści, które może i samodzielnie wypadłyby naprawdę nieźle, ale w zestawieniu ze znacznie mocniejszymi akcentami, sprawiają wrażenie nieco wyblakłego tła dla fragmentów pełnych mroczniejszych żartów i silniejszych żądz. Na szczęście to czarny humor i inteligentne portrety ludzkich namiętności dominują w Dzikich historiach – i słabsze momenty nie są w stanie ich przysłonić.

Mocne uderzenie Szifróna zasłużyło sobie na nominację do Oscara w kategorii „Najlepszy film nieanglojęzyczny” – i na nieszczęście choćby dla naszej Idy Dzikie historie są czymś tak od niej różnym i tak pełnym energii, że zupełnie nie wiem, jak można by te dwa filmy ze sobą porównywać i na jakiej podstawie wybierać lepszy z nich. Ale, jak to mówią, pożyjemy – zobaczymy. A kto wie, może wśród pozostałych kandydatów ukrywa się jeszcze przede mną coś, co sprawi, że w ogóle nie będzie trzeba takiego porównania brać pod uwagę…

źródło obrazka: filmweb.pl

Przeczytaj także: