Przyznajcie – ilu z was czerpie przyjemność z czekania cały tydzień na kolejny odcinek swojego ulubionego serialu? Czasy, kiedy to była jedyna opcja, (może wcale nie aż tak dawno) już minęły… Platformy streamingowe, a już zwłaszcza Netflix wypuszczający naraz całe sezony swoich własnych seriali, zmieniły to, jak odbieramy dziś odcinkowe produkcje. Pytanie tylko, czy to na pewno dobrze…
Oduczyliśmy się czekać. Już kilka tygodni korzystania z Netflixa skutecznie odzwyczaja od czekania. Dzisiaj nawet moja mama kręci nosem na wieść o tym, że kolejny odcinek Outlandera dopiero za tydzień. Parę solidnych weekendowych maratonów i nagle czekanie aż 7 dni na odcinek wydaje nam się reliktem jakiejś poprzedniej epoki. Niewyobrażalną torturą. Kiedyś maratony serialowe były tylko dla odważnych – dla ludzi, którzy czekali na wydanie sezonu na DVD albo przynajmniej zabierali się za oglądanie dopiero po zakończeniu sezonu… i przez kilkanaście tygodniu kryli się w jaskiniach, żeby przypadkiem nigdzie nie natknąć się na spoilery. Dzisiaj to już prawie standard. Nawet z mojej niewielkiej ankiety wynika, że większość osób zainteresowanych tematem preferuje jednak maratony…
https://www.facebook.com/readupPL/posts/1256912447746576
Oczywiście wciąż są takie seriale, przy których lęk przed spoilerami i pragnienie dowiedzenia się, co dalej, każe nam niecierpliwie czekać tydzień na kolejny odcinek. Zaznaczać sobie daty w kalendarzu, rezerwować czas. A pomiędzy odcinkami niecierpliwić się, dyskutować, snuć teorie. Ale nie wszystkie produkcje mogą być jak Gra o tron. Nie będę oszukiwać, odkąd korzystam z Netflixa, niewiele seriali jest w stanie narzucić mi taki tygodniowy rytm. Powiem więcej, regularne śledzenie seriali zaczęło mi sprawiać spore kłopoty…
Niedawno Comedy Central (podczas weekendowego maratonu Przyjaciół) poinformowało mnie, że wkrótce będą transmitować nowy, 11 już sezon Teorii wielkiego podrywu. I dopiero wtedy dotarło do mnie, że przegapiłam cały sezon 10. Podobnie było z Homeland ? dopiero parę dni temu nadrabiałam cały ostatni sezon, mimo że uwielbiam ten serial. W przypadku Sposobu na morderstwo i Agentów T.A.R.C.Z.Y. mam nawet problem z określeniem, czy przypadkiem w połowie sezonu nie zapomniałam śledzić dalszych odcinków… W natłoku codziennych spraw – i przede wszystkim nowych produkcji Netflixa i kolejnych maratonów – zwyczajnie zapominam, że czekałam na kolejny odcinek.
Pomiędzy wielbicielami seriali toczą się nieśmiertelne dyskusje o tym, jaki system oglądania jest lepszy – zachłanne pożeranie sezonu w dwa dni czy może delektowanie się odcinkami, rozmyślanie o nich i oczekiwanie podsycające ciekawość. Jak już się pewnie domyślacie, ja jestem w pełni za maratonami. Prawdopodobnie dlatego, że mocno rozleniwił mnie Netflix, przy którym nie trzeba nawet naciskać guzika na pilocie pomiędzy poszczególnymi odcinkami… choć nie wykluczam, że po prostu moje możliwości skupienia na czymś uwagi dłużej niż przez tydzień z wiekiem drastycznie zmalały.
Netflix sporo namieszał w naszych przyzwyczajeniach – ale czy taka właśnie jest przyszłość seriali? Nie miałabym nic przeciwko, by całe sezony wychodziły jednego dnia. Dużo łatwiej pisze się wtedy recenzje – bo kogo obchodzi recenzja serialu po kilu miesiącach od jego premiery? A już z pewnością mój wewnętrzny leń byłby zadowolony, bo jak widać śledzenie regularnie wychodzących odcinków to trochę za dużo roboty…
A jak jest w waszym przypadku? Podzielacie moją miłość do serialowych maratonów czy może doceniacie smak oczekiwania?
1 komentarz
Zanim urodzilam (bo teraz to czesto na raty?) lubilam ogladac maratony ?
Komentarze zostały wyłączone.