Mówi się, że to kobietom komedie romantyczne upychają w głowach dziwne wyobrażenia o związkach. Ale jeśli komukolwiek wydaje się, że popkultura nie ma wpływu na wyobrażenia mężczyzn o kobietach i relacjach z nimi, to chyba jednak jest w błędzie. Nie bójcie się, to nie będzie pogadanka o wpływie pornografii na nierealistyczne oczekiwania. To tylko wycieczka w świat produkcji, których żaden szanujący się mężczyzna oficjalnie niby nie ogląda, a nieoficjalnie jakimś cudem prawie wszyscy je znają. I – tak! – uczą się z nich dziwacznych rzeczy.
O ile przeciętny film „o miłości” próbuje przekonać kobiety, że niespecjalnie wiele trzeba sobą reprezentować, żeby złowić najlepszą partię w mieście i że Książę z Bajki zawsze się w końcu oświadcza, to ta sama produkcja utrwala też pewne schematy w męskich mózgach. Na przykład – że Księżniczki bez mrugnięcia okiem uwierzą w każdy tandetny tekst, o ile tylko będzie dostatecznie romantyczny. Albo – że po największych wtopach wystarczy jeden telefon i wszystko zostanie im wybaczone. No, przy tych naprawdę największych być może będzie potrzebny dostatecznie romantyczny gest.
Serio, spójrzcie na trailer Ciemniejszej strony Greya. Nie mam pojęcia, co takiego przeskrobał Pan Mam Minę Jak Psychopata, że Panna Naiwna Aż Do Bólu wreszcie postanowiła dać sobie z nim spokój… ale zakładam, że to było coś dużego, zważywszy że przemoc i manipulacja w związku niespecjalnie jej przeszkadzały… A tymczasem już w zwiastunie dowiadujemy się, że złość (albo instynkt samozachowawczy) Panny Naiwnej nie działa długo – wystarczyło ją zaprosić na kolację, a już pod stołem w restauracji ochoczo ściąga stringi.
Ok, nie czuję się zbyt komfortowo z omawianiem „dzieł” pokroju Greya, przejdźmy może więc do przykładu wprost sztandarowego… i przypomnijmy sobie Mr. Biga z Seksu w wielkim mieście. Mr Big to przecież klasyczny mistrz niespodziewanych powrotów w nieodpowiednich momentach. Rozstał się z dziewczyną – czas zadzwonić do Carrie. Ma problemy z żoną – czas zadzwonić do Carrie. Nudzi mu się, a Carrie akurat jest w udanym związku – może by tak do niej zadzwonić i rozwalić jej związek? A Carrie, jakżeby inaczej, leci do niego jak na… szpilkach od Manolo.
Jeśli wydaje wam się, że w prawdziwym życiu mężczyźni tego nie robią… no cóż, wydaje wam się. Czy to popkultura przekonuje ich, że kobieta zawsze przybiegnie na zawołanie? A może Mr Big jest wypadkową tysięcy mężczyzn, którzy sami wypracowali sobie takie przekonanie? Niezależnie od tego, czy pierwsze było jajko, czy kura, należałoby zadać jedno zasadnicze pytanie… CO ONI SOBIE WTEDY MYŚLĄ?
Jak przebiega proces myślowy domorosłego Mr. Biga, który po miesiącach albo latach milczenia, o licznych przewinach nie wspominając, nagle dzwoni i udaje, że nic się nie stało?
Może tak?
A, napiszę do niej. Niby minęły już prawie dwa lata… Ale to dobrze, może już nie pamięta, że zniknąłem z jej życia bez słowa. Może już nie pamięta, że nie powiedziałem jej o swojej dziewczynie. I że o tej dziewczynie wiedzieli wszyscy poza nią. Napiszę, a co mi tam. Może się nie zorientuje, że mi z tamtą dziewczyną znowu nie wyszło.
Albo tak?
A, napiszę do niej. Po roku. A potem jeszcze raz po półtora. I może jeszcze raz po dwóch. Nieważne, że nie odpisuje. Ma głupiego focha nie wiadomo o co. Przecież ja jej niczego nie zrobiłem. Niczego nie obiecywałem. Powtarzałem, że się nie chcę wiązać. Przez trzy lata. Między jedną butelką wina a drugą. Między jednym papierosem o trzeciej nad ranem a drugim. Jak przez trzy lata nie zrozumiała, to chyba nie moja wina! Może by się wreszcie przestała dąsać o głupoty?
A może tak?
A, zadzwonię do niej. W zasadzie to już prawie nie pamiętam, jak wygląda, bo w końcu byliśmy na jednej randce jakiś rok temu… ale co mi tam. Idą Walentynki, a ja nie mam randki, nie będę siedział jak frajer sam w domu. Zadzwonię i od razu powiem prosto z mostu: czas się wreszcie spotkać. Po roku milczenia trzeba zacząć konkretnie.
Jak przebiegał proces myślowy Mr. Biga? Przynajmniej za pierwszym razem, bo przy wszystkich kolejnych scenarzyści dali mu już podkładkę w postaci doświadczenia i Carrie lecącej na szpilkach od Manolo…
Drogie Carrie tego świata, jeśli w krótkim czasie zaczynają do was dzwonić duchy z przeszłości i Bigowie waszego życia, to wiedzcie, że jest luty. Że Big właśnie został przez kogoś rzucony w ramach postanowień noworocznych i zrywania z niezdrowymi nałogami. Że łyso mu być samemu w Walentynki. Albo że po prostu uległ ogólnemu nastrojowi tego miesiąca desperacji. Kiedy za oknem zimno, ciemno i pizga złem. Kiedy człowiek zaczyna sobie zdawać sprawę, że jego życie stoi w miejscu. Że w związku mu się nie układa, że nie lubi swojej pracy, że zazdrości swoim byłym, bo im się jakoś lepiej życie toczy, mimo że to przecież ich karma powinna kopnąć w dupę. Kiedy człowiek zamienia się w zombie i każdego dnia budzi się coraz bardziej zmęczony.
Oni zawsze dzwonią w lutym. Bo luty wysysa z ludzi energię i rozsądek. A wtedy budzą się demony i pragnienie pójścia na łatwiznę. Drogie Carrie tego świata, jak za małe szpilki od Manolo przymierzcie słowo „łatwizna”. A potem spójrzcie w kalendarz, już niewiele dni zostało do końca tego miesiąca desperacji. Wystarczy przetrwać. Nie ma potrzeby zamieniać się w scenarzystów i dawać Bigowi pretekstu, żeby za rok zadzwonił jeszcze raz. W identycznych okolicznościach. Chyba że jak Carrie nad udomowieniem Biga zamierzacie pracować do czterdziestki i dłużej. Wasz wybór.
A wy, drodzy panowie, nie bądźcie jak Mr Big. Takim jak on udaje się głównie w filmach.
PS Jeśli ktoś prowadzi ranking – Seks w wielkim mieście zdecydowanie nie uczył zbyt mądrych rzeczy o związkach.
1 komentarz
Dobrze, że tu zawitałam. Przypomniałam sobie o fantastycznym serialu, który sprawił mi wiele radości, czyli o „Seksie w wielkim mieście”. I o dziwo przypomniałam sobie, że ja również mam swojego Mr. Biga, co prawda, nie wraca on w lutym, ale wraca – jak cholerny bumerang.
„Jackie” to wielkobudżetowy film skazany na sukces i z wielką chęcią go zobaczę, żeby wyrobić sobie o nim opinię.
Komentarze zostały wyłączone.