Luke Cage i porządki w Harlemie

by Mila

Nie wszyscy superbohaterowie noszą peleryny i ratują od razu całą planetę. Niektórym wygodniej jest działać w bluzie z kapturem i w obrębie własnej dzielnicy – nie, nie jest to fragment nowego spotu o twoich lokalnych bohaterach… To najprostsze chyba podsumowanie serialu Luke Cage – najnowszego owocu współpracy pomiędzy Marvelem i Netflixem.

Postać Luke’a Cage’a mieliśmy okazję poznać już w jednym z poprzednich marvelowskich seriali Jessica Jones. Jako drugoplanowy bohater sprawdzał się całkiem nieźle, nie mogę jednak powiedzieć, żeby był jakoś wybitnie charyzmatyczny… co w połączeniu z przerażająco nudnym zwiastunem jego własnego serialu napełniało mnie sporymi obawami. Na szczęście nie jest źle i Luke Cage mniej więcej trzyma poziom. Ale jest przy tym dość specyficznym elementem marvelowskiej układanki.

Tytułowy Luke (Mike Colter) to wielki facet obdarzony nadludzką siłą i twardą, kuloodporną skórą. Nie lubi rozgłosu, twierdzi, że żaden z niego bohater, więc zamiast zrobić dobry uczynek ze swoich zdolności, ukrywa się w barwnym i rządzonym przez gangi Harlemie, zalegając z czynszem i zasuwając na dwa etaty. Wkrótce jednak wzorem pewnego wiedźmina Luke przekonuje się, że jeśli masz choć odrobinę serca, nie istnieje coś takiego jak neutralność.

Kadr z serialu "Luke Cage", 2016.

Kadr z serialu Luke Cage, 2016.

Nie jestem pewna, jakie sformułowania są w tej chwili w polszczyźnie poprawne politycznie, a i poradnia językowa za bardzo mi nie pomogła… Ale zaryzykuję stwierdzenie, że Luke Cage jest od początku do końca Czarny. Nie chodzi tylko o kolor skóry głównego bohatera czy nawet – większości bohaterów. Ani o to, że akcja toczy się w słynnej dzielnicy zamieszkanej głównie przez Afroamerykanów. Niemal wszystko, co dzieje się w serialu, bardzo mocno wyrasta ze specyfiki tego miejsca, problemów jego społeczności i jej charakterystycznej kultury.

Muzycznie Luke Cage jest przesycony hip-hopem. Dość byłoby wspomnieć, że w jednym z odcinków gościnnie pojawia się Method Man, a większość ścieżki dźwiękowej dałoby się zarapować… Ale twórcy idą jeszcze o krok dalej, nadając wszystkim odcinkom nazwy utworów duetu Gang Starr. Równie tyle co muzyki, jest tu nawiązań do sportu, zwłaszcza koszykówki. Niekończące się dyskusje o tym, kto był lepszym zawodnikiem, a kto trenerem są być może trudne do rozszyfrowania dla laika, ale nowojorscy fani koszykówki pewnie uśmiechają się pod nosem.

Kadr z serialu "Luke Cage", 2016.

Kadr z serialu Luke Cage, 2016.

Chyba nie byłoby dużej przesady w stwierdzeniu, że Luke Cage jest serialem dość zaangażowanym społecznie. Mamy tu bohaterów, którzy desperacko starają się pokazać młodym ludziom jakąś alternatywę dla gangów i handlu bronią czy narkotykami. Przyglądamy się skorumpowanej władzy i jej powiązaniom ze światem przestępczym. Dajemy się wciągnąć w sam środek sporu o bezzasadne ataki policjantów na młodych czarnoskórych mężczyzn. Tutaj nikt nie musi walczyć z kosmitami – wystarczająco dużo problemów ludzie sprawiają sobie sami.

Bieda, gangi, polityka, skorumpowana policja, nielegalna broń i narkotyki – wszystko to znajdziemy w najnowszym serialu Marvela. A czego w nim nie znajdziemy? Olśnienia. Rewelacji. Nowości. Klimatycznie to naprawdę udana produkcja. Ale w warstwie fabularnej czasem wieje nudą albo schematycznymi rozwiązaniami. Najciekawsze były chyba retrospekcje rzucające nieco światła na to, co ukształtowało poszczególnych bohaterów… bo to, co tu i teraz, niestety nie zawsze porywa.

A skoro już mówimy o bohaterach, paradoksalnie nasz główny heros jest najnudniejszą postacią w całym serialu. Poza kuloodporną skórą niczym szczególnym się nie wyróżnia, niby go lubimy, bo jest spoko gościem dbającym o maluczkich… ale tak naprawdę ani nas ziębi, ani grzeje. Na szczęście nie znaczy to, że pozostali bohaterowie są nieciekawi. Wręcz przeciwnie, znajdziemy tu kilka dość wyrazistych postaci, zwłaszcza wśród pań. Co jak co, ale trzy najważniejsze kobiece bohaterki napisane są i zagrane naprawdę dobrze: od skrupulatnej pani detektyw, przez cyniczną i żądną władzy radną, aż po uroczą, ale pokazującą pazurki pielęgniarkę. Może to jakaś zakamuflowana sugestia, że bez kobiet Harlem już dawno na dobre pogrążyłby się w piekielnym chaosie.

Kadr z serialu "Luke Cage", 2016.

Kadr z serialu Luke Cage, 2016.

Luke Cage nie jest może jednym z tych seriali, które po prostu musisz pochłonąć w ciągu jednej nocy… ale ogląda się go całkiem przyjemnie. Nie szłabym aż tak daleko jak parę osób na Filmwebie, by sugerować, że jest to serial głównie dla afroamerykańskiej widowni – ale nie da się ukryć, że ze znajomością realiów Harlemu i jemu podobnych miejsc na pewno odbiera się tę produkcję trochę inaczej.

Przyznaję, że wśród marvelowskich seriali od Luke’a Cage’a zdecydowanie wolę wyrazistą Jessicę Jones i prześladujący ją mroczny, brytyjski czarny charakter… Ale hej – Jessice trudno jest dorównać.

Przeczytaj także:

1 komentarz

LINK4 AC/0C 18 października 2016 - 17:03

Mysle, ze ta strona internetowa ma jakies prawdziwe dobre informacje dla wszystkich.

Komentarze zostały wyłączone.