Książką prosto w szczękę

by Mila

Trzymam w ręku książkę, której trochę się bałam. Bynajmniej nie dla tego, że miał ją w rękach i osobiście pięknie dla mnie podpisał mężczyzna nie tylko bardzo przystojny, ale i wybitnie dobrze piszący – wszystko to sprawia raczej, że mam dość osobliwą ochotę tę książkę przytulić. Ale trochę się jej bałam, bo docierały do mnie głosy chłodne i niepokojące, sugerujące, że choć Szczepan Twardoch miał chyba tym razem ambicję przybliżenia czytelnikowi żydowskiej Warszawy lat trzydziestych, to wyszło mu coś zgoła odwrotnego – książka antysemicka. I antykobieca w dodatku. No chyba, że miał ambicję napisać książkę antysemicką. To jeszcze gorzej.

Nie lubię myśleć, że cenionym przeze mnie pisarzom coś w dziedzinie pisania nie wychodzi, choć pewnie czasem się to zdarza. Wystarczy popatrzeć na ostatnie tomy coraz bardziej błądzącej opowieści o wiedźminie Geralcie. Dlatego też nie bardzo spieszyło mi się do Króla… Nie sięgnęłam po niego natychmiast po premierze. Ani nawet natychmiast po tym, jak Szczepan (proszę wybaczyć poufałość, ale w mojej głowie to po prostu Szczepan) złożył w niej autograf.

20161104_090146

Książka antysemicka i antykobieca to nie jest coś, co miałabym ochotę czytać. Ani dla przyjemności, ani w ogóle. Dla przyjemności to ewentualnie przyjmę dość przerysowaną powieść o silnych facetach. Ale choć kult męskości u Szczepana równie mnie pociąga, co portretowanie kobiet niepokoi, to w gruncie rzeczy Król jest antysemicki i antykobiecy dokładnie w takim stopniu, w jakim może być też antypolski, antymęski, antyludzki i pozbawiony nadziei. Nie wydaje mi się, żeby była to książka wymierzona przeciwko komukolwiek – to raczej historia o tym, że zło istnieje, jest wszędzie wokół i w takiej czy innej formie drzemie w każdym człowieku. A to, że nie bardzo lubimy się z własnym złem konfrontować, to już trochę inna sprawa.

Opowieść o swoim życiu w pierwszej osobie snuje tutaj młody Mojżesz Bernsztajn, żydowski chłopiec, który już na wstępie jest świadkiem przemocy – jego ojciec, drobny sklepikarz, zostaje brutalnie zamordowany przez gangsterów, którym winien jest pieniądze. Potem przemocy wcale nie jest mniej. Wkrótce chłopiec zostaje wmieszany w opowieść o przestępczej Warszawie, wrasta w nią i ją obserwuje, wyrzekając się rodziny i wiernie stojąc u boku oprawców swojego ojca. Bo to oni pokazują mu, że inne życie jest możliwe. Że zamiast cierpieć głód, chłód i biedę, może być królem całego miasta… a przynajmniej krok w krok podążać za kimś, kto rzeczywiście miastem rządzi. Choć łatwo przyzwyczajamy się do narracji prowadzonej przez młodego Bernsztajna, Szczepan swoim zwyczajem szybko zaczyna siać w czytelnikach wątpliwość, kto tu właściwie opowiada, z jakiego punktu w czasoprzestrzeni i czy przypadkiem narrator tak naprawdę nie jest gdzieś ponad tym wszystkim, tu i tam jednocześnie.

Ktokolwiek by nie opowiadał, zostajemy wciągnięci w sam środek gangsterskiego świata, w którym rządzą przemoc, seks, polityka i pieniądze. Oraz jeszcze więcej przemocy i seksu. Nietrudno się domyślić, dlaczego pod adresem Króla miałyby padać oskarżenia o antykobiecość i antymęskość. Zdecydowana większość kobiet na kartach tej powieści to prostytutki albo przynajmniej kobiety cokolwiek rozwiązłe. A zdecydowana większość mężczyzn znajduje upodobanie w zadawaniu innym cierpienia. Gwałty, morderstwa, bijatyki, krew, tortury i ćwiartowanie zwłok to dla naszych bohaterów chleb powszedni. Od czasu do czasu trafi się jeszcze uczciwa walka bokserska, ale to też potwierdzenie pewnego stereotypu – w końcu trudno o bardziej męski i bardziej brutalny sport.

bet

Warszawa, do której trafiamy, jest popękana i skłócona na wielu płaszczyznach. Socjaliści i narodowcy, Żydzi i Polacy, bogaci i biedni, intelektualiści i siłacze, uprzedmiotowione kobiety i nadużywający pięści mężowie – bardzo mało tu miejsca na porozumienie, za to mnóstwo okazji do pogłębiania i tak ogromnych już podziałów. Król to jedna wielka konfrontacja, olbrzymia i bogato w szczegółach zarysowana scena walki, w której zmieniają się tylko aktorzy i rekwizyty, a wzajemna pogarda i próby sił są niezmiennym elementem.

Tej konfrontacji podporządkowuje się w zasadzie cały świat kreślony przez Szczepana. Sporo trzeba było podkoloryzować i równie sporo przemilczeć, żeby podziały rysowały się aż tak wyraźnie. A rzeczywistość, jak wiadomo, nigdy nie jest czarno-biała: mieszkańcy Warszawy z pewnością nie dzielili się wyłącznie na biednych Żydów i Polaków-intelektualistów, tak jak samo miasto raczej nie dzieliło się na pełną przepychu część polską i tonące w błocie ścieżki do żydowskich spelun.

Jak na książkę tak mocno osadzoną w Warszawie i napisaną przez Ślązaka, dziwi nieco fakt, że historyczne i geograficzne szczegóły opisu miasta nie były chyba z nikim konsultowane. Ani ja, ani inni czytelnicy spoza stolicy pewnie nie zwracamy na takie rzeczy uwagi i niezbyt wpływa to na nasz odbiór powieści, ale swego czasu Jacek Dehnel na swoim facebooku szczegółowo wypunktował, co się w szczepanowej Warszawie mija z prawdą. I jeśli mu ufać, mija się sporo. Trochę to tajemnicze niedopatrzenie, zważywszy na to, że judaistyczna konsultacja ze specjalistą została jednak poczyniona.

Król trochę wymyka się jednoznacznej ocenie. Niby to retro gangsterska fikcja, ale na jej kartach spiskują także postaci historyczne. Niby jest w tej książce sporo merytorycznych niedociągnięć, ale jednocześnie to mocna i dobrze poprowadzona opowieść. Odkładając Króla na półkę, chciałoby się otrząsnąć z całego mroku, brudu i ponurej wizji człowieka… ale trudno zaprzeczyć, że czytało się go z przyjemnością.

Królem jest trochę jak z samym Szczepanem, który publikował już w tylu różnych i różnie odchylonych czasopismach, że jest „trochę nasz i trochę podejrzany” w oczach sympatyków wszystkich stron sceny politycznej. W Królu też każdy dostrzega coś innego. Jedni widzą w nim przede wszystkim faszyzm, inni przede wszystkim socjalizm. Niektórzy dopatrują się analogii do współczesnych podziałów. Jeszcze inni widzą wątki homoerotyczne w kunsztownych opisach pięknego, silnego i męskiego boksera podziwianego przez wszystkich. Mnie za to martwi miejsce kobiety w całej tej historii… Może więc każdy widzi w Królu to, czego sam się boi albo co sam chce zobaczyć?

I chyba właśnie w tym tkwi siła książki, która konfrontuje czytelnika ze złem i niesprawiedliwością – boleśnie dotyka wszystkich, niezależnie od ich sympatii i poglądów. Dokładnie tak, jak i zło samo w sobie.

Przeczytaj także: