Żniwa zła: jak dostać kosza od Rowling

by Mila

J. K. Rowling zawsze była mistrzynią budowania oczekiwań wobec fabuły i losów bohaterów. To kobieta, która jak mało kto potrafi zaprzyjaźnić czytelnika ze swoimi bohaterami i zaangażować go w ich losy. Przez setki stron wodzi Cię za nos, wkładając Ci do głowy obrazy, o których ziszczenie się byłbyś gotów błagać… a potem i tak robi wszystko zupełnie inaczej i zupełnie po swojemu. Nie ma znaczenia, czy chodzi o Syriusza, który jakoś wyjątkowo uparcie nie chciał zmartwychwstać, czy o weterana wojennego z amputowaną nogą, który równie uparcie kuśtyka dwa kroki w przód i trzy kroki w tył na drodze do wybitnie nieprawdopodobnego, ale równie wybitnie fascynującego związku ze swoją apetyczną rudą asystentką. Rowling po mistrzowsku manipuluje uczuciami czytelnika i chyba sprawia jej to sporą przyjemność.

Nie inaczej jest w jej, czy też jak kto woli Roberta Galbraitha, najnowszej powieści Żniwa zła. Takiej karuzeli uczuć nie doświadczyłam chyba od czasów Barneya i Robin, Kate i Sawyera, Ally i Larry’ego… i jak się pewnie domyślacie, te serialowe porównania nie wróżą pomyślności moim wyobrażeniom na temat dalszych losów pana Strike’a i panny Ellacott. Ale to dopiero trzeci z siedmiu tomów, o których się plotkuje… Jeszcze wszystko może się zdarzyć, prawda? Prawda? Prawda…?

Po tym, jak druga część przygód Cormorana Strike’a rzuciła odrobinę światła na przeszłość prywatnego detektywa, Żniwa zła zabierają nas jeszcze głębiej w wydarzenia, które ukształtowały charaktery naszych bohaterów. Zaglądamy w młodzieńcze lata Cormorana i jego karierę w służbach specjalnych. W końcu poznajemy też mroczny sekret Robin, dowiadujemy się, dlaczego rzuciła studia i zaczynamy patrzeć na nią i jej życiowe wybory w trochę inny sposób… I już same te wycieczki w przeszłość są na tyle emocjonujące, że można by się w zasadzie obejść bez kryminalnej intrygi.

Gdyby oczywiście nie było to formalnie niemożliwe… bo to właśnie kryminalna zagadka i złowrogi czarny charakter są pretekstem do tego, żeby przyjrzeć dawnym losom dwójki bohaterów. Tym razem niebezpieczeństwo czai się bowiem za rogiem, a seryjny morderca pozwala sobie na szereg personalnych wycieczek pod adresem Strike’a i Robin. Rozpoczyna się niełatwe i chwilami bolesne śledztwo, a stawką jest życie Robin i zawodowa reputacja Strike’a.

Trzeba przyznać, że trzecia odsłona losów prywatnego detektywa jest chyba najlepszą. Czarny charakter jest tu znacznie bardziej wyrazisty i przede wszystkim cały czas czujemy na plecach jego oddech, a nawet chwilami zaglądamy do jego umysłu. Ale nie da się ukryć, że największą siłą tej książki są skomplikowane relacje pomiędzy parą wyrazistych bohaterów. Nie znaczy to wcale, że sama intryga nie jest ciekawa. Wręcz przeciwnie, w porównaniu z poprzednimi dwiema wypada naprawdę dobrze, nie mogę się jednak przestać zastanawiać, czy robiłaby na mnie równie duże wrażenie, gdyby śmierć groziła komuś zupełnie przypadkowemu, a nie Robin, która dawno już skradła moje serce.

Ale tak zupełnie szczerze, nawet morderca dybiący na życie Robin nie wzbudza aż takich emocji, jak dynamika jej relacji z Cormoranem. O ile poprzednie dwie książki nieśmiało co nieco sugerowały i popychały tę dwójkę co najwyżej do przekroczenia granicy pomiędzy pracą i przyjaźnią, tym razem robi się bardziej gorąco. Ukłucia zazdrości, niejasne i nie do końca profesjonalne wyobrażenia… I detektyw, i jego asystentka robią w tej książce krok w stronę czegoś, co mogłoby stać się jednym z najbardziej nieprawdopodobnych związków współczesnej literatury… Ale gdyby życie było takie proste, dawno już zmieniłabym nazwisko na Cumberbatch. A niedługo potem na Hiddleston.

rowling

Dla czytelnika, który zdecydowanie za mocno przywiązuje się do bohaterów i swoich wyobrażeń na temat ich dalszych losów, powieści o Cormoranie są trochę jak desperacka miłość bez przyszłości. Dobrze wiesz, że nie pasujecie do siebie tak bardzo, że to aż niedorzeczne. Cały świat staje wam na drodze, Twoja wyśniona druga połówka w zasadzie przez większość czasu ma Cię gdzieś… i po prawdzie sam nie za bardzo wiesz, jak miałoby wyglądać wasze wspólne życie… ale chwilami jest tak pięknie i tak obiecująco, że dałbyś się pokroić, byle tylko doprowadzić wszystko szczęśliwego końca. Wymyśliłeś sobie własne „i żyli długo i szczęśliwie” i za nic w świecie z niego nie zrezygnujesz.

Nie wyobrażam sobie związku Cormorana z Robin, a jednak do szewskiej pasji doprowadzają mnie przeszkody stające na ich drodze. Im bardziej sprawy między nimi się komplikują, tym bardziej czuję się tak, jakby to mi ktoś dał wyjątkowo bolesnego kosza… I bynajmniej nie oznacza to, że do reszty postradałam zmysły. Rowling doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co robi. Buduje narastające oczekiwania mniej więcej od… pierwszych stron pierwszej części. Trzy książki dalej czytelnik nie jest już w stanie opierać się jej podszeptom. Złowiła nas wszystkich na ten swój podstępny haczyk i przez kolejnych kilka tomów będzie nas szarpać w tę i z powrotem, od frustracji po coraz śmielej rozrastającą się nadzieję… A ostatecznie zostawi nas z poczuciem kompletnej dezorientacji i bez żadnych odpowiedzi na najważniejsze pytania. Zupełnie tak, jak to zrobiła w Żniwach zła.

Rowling zdecydowanie mogłaby pisać scenariusze do seriali. A przynajmniej do ostatniego odcinka w każdym sezonie. Zakończenie, jakie zafundowała nam w Żniwach zła, z jednej strony nie daje przecież żadnych wątpliwości… ale jednocześnie zostawia niemal niewidoczną furtkę, uchyloną tylko na tyle, żeby przecisnąć przez nią szczątki szalonej nadziei i uczynić oczekiwanie na kolejną powieść dotkliwie nieznośnym.

Cała ona – numer jeden w swojej osobistej kategorii, królowa frustrującej obyczajowej literatury kryminalnej.

Przeczytaj także: