Romansuję z Hemingwayem. I jest to niewątpliwie najbardziej satysfakcjonujący romans ostatnich miesięcy. Hemingway ma wszystko, czego mi właściwie w mężczyźnie potrzeba, charyzmatyczną osobowość, odwagę, prosty sposób przekazywania ważnych treści… i ten szczególny rodzaj wiedzy, której w żadnych książkach nie da się wyczytać, ten rodzaj wiedzy, który mądrzy ludzie nazywają doświadczeniem.
Hemingway po prostu pewne rzeczy WIE. Nie poucza, nie musi się mądrzyć, a i tak w każdym jego zdaniu czuć tę wiedzę… Słuchasz go i jesteś pewien, że wie, o czym mówi, że to widział, słyszał, przeżył i poczuł. To jest facet, który się zna. Na wszystkim. Na łowieniu ryb, na boksie, na wyścigach konnych, na wojnie, na upijaniu się, na paleniu, na kobietach, na mężczyznach, na kochaniu, na strachu. Na życiu. To jest ten rodzaj faceta, do którego ludzie lgną. Do którego lgną w szczególności kobiety, bo przy nim świat wydaje się inny. Bezpieczniejszy.
Pytam go czasami o różne rzeczy. O życie, o śmierć, o miłość. O sprawy, o które chciałabym zapytać swojego mężczyznę. Hemingway odpowiada cierpliwie, za siebie, za niego, za nich wszystkich. Pytam go czasami o mężczyzn. W nadziei, że coś mi może wyjaśni. Jeszcze nie zdążył mi odpowiedzieć, ale myślę, że i do tego dojdziemy. I wtedy zrozumiem. Bo kto, jeśli nie on, może mi objawić prawdę? „You can fool me, but you cannot fool Ernest Hemingway!” krzyczał bohater O północy w Paryżu Woody’ego Allena. I miał rację.