Hamlet od kuchni czyli Rosencrantz i Guildenstern nie żyją

by Mila

Wszyscy, którzy twierdzą, że Daniel Radcliffe jest beznadziejnym aktorem, powinni obejrzeć dwie rzeczy: po pierwsze – pewien dziwaczny film o dziwacznym tytule Człowiek-scyzoryk (Swiss Army Man), w którym Daniel gra wyjątkowo gadatliwe zwłoki, i po drugie – sztukę Toma Stopparda Rosencrantz i Guildenstern nie żyją w reżyserii Davida Leveaux, w której Daniel gra… w zasadzie też trupa, choć akurat to zależy od interpretacji. Sztuka Stopparda to trochę takie spojrzenie na Hamleta od kuchni – z punktu widzenia dwójki jego przyjaciół, tych nieszczęsnych młodzieńców, których zatrudniono do rozweselenia księcia… co ostatecznie dla nich samych skończyło się niezbyt wesoło. Szekspir nie był chyba przesadnym optymistą.

Kadr z nagrania spektaklu Rosencrantz i Guildenstern nie żyją, reż. David Leveaux, 2017.

Stoppard też przesadnym optymistą nie jest, chociaż Rosencrantz i Guildenstern nie żyją to sztuka pełna humoru, zwłaszcza słownego. A jest to humor błyskotliwy, gęsto w tekście upakowany i zaskakująco dobrze zagrany. Przy całej mojej sympatii do Daniela, wybitnych ról raczej się po nim raczej nie spodziewałam… ale tutaj radzi sobie naprawdę świetnie jako ta nieco mniej rozgarnięta połowa duetu, prawdopodobnie Rosencrantz, chociaż tego nie jesteśmy pewni ani my, ani nawet sami bohaterowie. Partnerujący mu Joshua McGuire w roli – znów prawdopodobnie – Guildensterna rozmiłowanego w filozoficznych rozważaniach jest równie porywający. Obaj panowie i ich postaci świetnie się na scenie uzupełniają, próbując się odnaleźć w skomplikowanych dworskich intrygach i bazując jedynie na strzępkach informacji, jakie do nich docierają.

Kadr z nagrania spektaklu Rosencrantz i Guildenstern nie żyją, reż. David Leveaux, 2017.

Obok tytułowego duetu przelotnie zobaczymy na scenie także inne postaci z Hamleta – samego księcia, jego matkę i wuja, Ofelię, trupę wędrownych aktorów. Tych, którym z Szekspirem jest nie po drodze, mogę uspokoić – wydarzenia z Hamleta są tu jedynie tłem, słynne postaci pojawiają się na chwilę, odgrywają krótki fragment szekspirowskiej sceny i znów znikają, ustępując miejsca słownej szermierce Rosencrantza i Guildensterna. Poza tym duetem istotną rolę odgrywa jeszcze szef teatralnej trupy (David Haig) – ekscentryczny wędrowny aktor, z obsesją na punkcie krwi i przekonującego umierania, wygłaszający monologi tak dramatyczne, że aż zabawne i kradnące każdą jego scenę.

Kadr z nagrania spektaklu Rosencrantz i Guildenstern nie żyją, reż. David Leveaux, 2017.

To, jak wielką siłą tej sztuki jest błyskotliwy tekst i celne dialogi, dodatkowo podkreśla dosyć oszczędna scenografia. Ogromna, niemal pusta przestrzeń, niewiele rekwizytów, i gdzieś w tym wszystkim dwójka niewysokich aktorów, okazjonalnie spotykających inne postacie – a jednak ani przez chwilę się nie nudzimy. Dynamika relacji pomiędzy bohaterami, inteligentny tekst i zdrowa dawka sytuacyjnego absurdu wciągają widza od pierwszych chwil, a niemal trzy godziny spektaklu mijają niezauważenie.

Przyznaję, że potraktowałam ten spektakl nieco jak ciekawostkę – ot, chciałam wreszcie sprawdzić, jak Daniel Radcliffe wypada na deskach teatru. A tymczasem wizja Stopparda wyreżyserowana przez Davida Leveaux momentalnie mnie przekonała. A i Daniel wcale nie rozczarował!

Przeczytaj także:

1 komentarz

Smiley Project 6 czerwca 2017 - 08:54

Ciekawe czy w Nowych Horyzontach będzie można obejrzeć te spektakle 🙂 Anioły w Ameryce i Piotrudia bardzo chętnie bym obejrzała <3

Komentarze zostały wyłączone.