Od pewnego czasu mamy ze znajomymi taką niepisaną umowę, że chodzimy na filmy Marvela razem, zawsze w tym samym składzie, najlepiej jak najbliżej premiery. Albo wręcz na przedpremiery – nie tyle nawet ze względu na spoilery, co na ekscytację i na to, że jest wśród nas bloger (znaczy ja), któremu bardzo się spieszy do napisania recenzji. Bo i po co komu recenzja filmu Marvela po miesiącu, kiedy wszyscy już go widzieli. Za tydzień na ekrany polskich kin wchodzi Ant-Man i Osa – ale tym razem nasza tradycja jest poważnie zagrożona…
Tak się składa, że większość sierpnia spędzamy porozjeżdżani po świecie. I nie jest to wynik naszego złego planowania… bo gdy wpisywaliśmy sobie urlopy i podróże w kalendarz, premiery Ant-Mana i Osy prawie na całym świecie były zaplanowane na początek lipca i nikt nie przypuszczał, że Disney zrobi nas w balona, przesuwając naszą o cały miesiąc. Nikt też nie przypuszczał, że w tym niepotrzebnym czasie oczekiwania nie będzie ani jednej przedpremiery nigdzie w promieniu stu kilometrów, a może w ogóle w całym kraju.
Jeśli zastanawia was to, dlaczego w ogóle jesteśmy o miesiąc do tyłu za niemal całą resztą świata, spieszę z wyjaśnieniem – Disney najwyraźniej uznał, że całe 38 milionów Polaków na czas mundialu przykuje się do telewizorów i nie będzie wychodzić z domu. W związku z czym nie opłaca się puszczać filmu do kin na początku lipca, bo nikt na niego nie pójdzie i kasa nie będzie się zgadzać. Serio, Disney ponoć ocenił szanse poszczególnych drużyn w mundialu i dostosował do nich daty premier Ant-Mana i Osy. Pomijam już to optymistyczne założenie, że fani Marvela aż tak bardzo interesują się sportem… i jeszcze bardziej optymistyczne założenie, że Polacy dojdą do finału. Ale szanowny Disney chyba niedokładnie spojrzał w kalendarz, bo mundial skończył się już dawno temu, a my dalej czekamy na premierę.
Optymizm Disneya chyba w ogóle nie zna granic – bo kasa i tak nie będzie się w Polskich kinach zgadzać. Fani Marvela nie są cierpliwi. Zwłaszcza po tym, co odthanosowało się w Infinity War, chcą już teraz-zaraz wiedzieć, co może stać się dalej w Avengers 4, a od dawna już wiadomo, że Ant-Man i Osa dostarczą nam całkiem istotnych wskazówek. Pół biedy, jeśli spragniony wiedzy i niecierpliwy polski widz wyskoczy na filmowy weekend do Czech czy któregoś z państw ościennych, które nie zapowiadały się w mundialu tak dobrze – tutaj przynajmniej w ogólnoświatowym rozrachunku kasa jakoś tam się Disneyowi będzie zgadzać. Stawiam jednak dolary przeciwko orzechom, że Polacy, którzy całkiem wysoko plasują się w rozmaitych rankingach internetowego piractwa, znajdą sposób na darmowe obejście irytującego opóźnienia… Szach-mat, Disneyu.
Jaki jest sens tego opóźnienia, jeśli wszyscy na nim tracą i wychodzą z tego układu niezadowoleni (no, może poza ludźmi, którzy przy okazji zwiedzili Pragę)? Jaki jest sens wbijania złośliwej szpili wiernym fanom, niszczenia moich prywatnych marvelowych tradycji i zmuszania mnie do wyboru między blogiem i brakiem cierpliwości a umową z przyjaciółmi? Czyżby Disney uznał, że tak bardzo ma mnie w garści? Czyżby oni tam myśleli, że mogą robić, co chcą, a ja i tak będę im wciskać pieniądze do kieszeni?
No cóż, dobrze myślą… ale mogliby się z tym chociaż trochę kryć.