Czasem najgorsza rzecz, jaką można usłyszeć podczas oglądania filmu, to słowa: oparte na faktach. Mam tak z horrorami. Te z gatunku fantastyki – mogę oglądać bez problemu, odczuliłam się na nie w dzieciństwie. Po szkole regularnie spotykałyśmy się u jednej z koleżanek i masowo oglądałyśmy krwawe filmy o zombie, wampirach, wilkołakach, klątwach i innych szalonych wytworach ludzkiej wyobraźni. Z tego wszystkiego po nocach śniła mi się tylko Samara z Ringu. Przez tydzień. W zasadzie, do dzisiaj nieswojo się czuję, zasypiając w pokoju, w którym stoi telewizor.
wokół psychologii
Przebudzenia to jedna z pierwszych książek napisanych przez Olivera Sacksa. Da się to zresztą wyczuć – podczas lektury nie mogłam się pozbyć wyobrażenia młodego człowieka, który właśnie obronił doktorat i nieświadomie upycha w każdym zdaniu tyle skomplikowanych terminów naukowych, ile tylko jest w stanie. Umiejętność mówienia do studentów po ludzku, zrozumiale i tak, żeby coś z tego wynieśli, przychodzi dopiero później, po latach praktyki – widać to doskonale na uczelniach i widać to także w stylu pisania Sacksa. Choć przyznać mu trzeba, że pisząc Przebudzenia celował bardziej w środowisko medyczne, niż w zaskakująco szeroką publiczność, jaka ostatecznie po książkę sięgnęła.
W życiu już nie wsiądę do samolotu. Z takim oto postanowieniem na resztę życia zostawił mnie wczorajszy seans Bez lęku Petera Weira.
Różne rzeczy można pewnie o tym filmie powiedzieć… Oglądałam go z nastawieniem na tematykę stresu pourazowego i mówiąc szczerze, dostałam dokładnie to, co mi obiecano – historię człowieka, który przeżył katastrofę lotniczą i jego zmagań ze stresem pourazowym, a może raczej zmagań otoczenia z tym jego stresem, bo przecież na pozór, na pierwszy rzut oka to nie sam bohater cierpi, a wszyscy wokół niego, przez niego.