Pierwsze, co przychodzi mi na myśl w kontakcie z Dziennikiem uważności Corinne Sweet i Kolorowanką uważności Emmy Farrarons, to spokój. Nie trzeba nawet wiedzieć, że obie pozycje mają coś wspólnego z mindfulnessem, wystarczy spojrzeć na ich okładki i choć trochę je przekartkować. Pastelowe barwy, dużo błękitów, klimatyczne ilustracje, delikatność i wrażenie przestrzeni – wszystko to sprawia, że spokój bije z nich, jeszcze zanim przeczytamy pierwsze słowa.
O mindfulnessie pisałam już kiedyś na blogu, o ile jednak Mindfulness. Trening uważności Marka Williamsa i Danny`ego Penmana zawierał rozsądną dawkę teorii, tym razem z miejsca przechodzimy do praktyki. Dziennik uważności Corinne Sweet to nie książka „do przeczytania” – bo samo przejrzenie tekstu niewiele wniesie do twojego życia. Niemal każda strona tej prześlicznie wydanej przez Insignis Media książki zachęca do ćwiczeń i praktykowania uważności w codziennym życiu. Autorka przekonuje, że uważne przeżywanie chwili obecnej nie wymaga ogromnych poświęceń – można to robić, stojąc w korku, jadąc autobusem, biorąc kąpiel, idąc ulicą, zmywając naczynia… Trzeba przyznać, że to dość pocieszające dla tych, którzy tak jak ja boją się, że trzeba by na praktykowanie uważności wygospodarować trochę czasu w ciągu już i tak stanowczo zbyt krótkiej doby.
Corinne Sweet przewidziała w swoim Dzienniku uważności cały szereg momentów, w których czytelnikowi przydałoby się na chwilę zatrzymać, odetchnąć i zaakceptować rzeczywistość, zamiast bezsilnie się z nią szarpać. Ćwiczenia na okoliczność takich drobnostek jak spóźniający się autobus sąsiadują tu ze wskazówkami przydatnymi w sytuacji konfliktu w pracy, a nawet utraty kogoś bliskiego. Wydaje się, że Dziennik uważności ma odpowiedź na wszystko i będzie wiernym towarzyszem na co dzień i od święta… Dla osób już praktykujących uważność jest to pewnie wygodne i łatwe w użyciu. Zwłaszcza, że Dziennik… zostawia całkiem sporo miejsca na własne notatki czytelnika, jego przemyślenia i spostrzeżenia.
Ale ta wszechstronność Dziennika uważności nie zawsze jest jego zaletą – zwłaszcza, że poszczególne ćwiczenia opisane są przy użyciu dość wyraźnych skrótów myślowych. Ktoś, kto siedzi w temacie, może nawet nie zwróci na nie uwagi. Ale uproszczeniami typu „oddychaj głęboko i poczuj się dobrze” Dziennik… raczej nie przekona nieprzekonanych… Medytacja i praktykowanie uważności wydają się tutaj tak złudnie proste i tak niemal magicznie skuteczne, że nawet dość umiarkowany sceptyk szybko postanowi włożyć je między bajki.
Paradoksalnie więc to, co dla jednych będzie zaletą Dziennika uważności, innych może wręcz zniechęcić do całej idei. W końcu autorka sugerowała, że będzie prosto… pisała: poczuj – a ja nic nie czuję, i co teraz? W przypadku mindfulnessu język i sposób mówienia o nim jest istotny, bo łatwo przekroczyć granicę, za którą dziedzina aspirująca do poważnego traktowania niezamierzenie zaczyna brzmieć jak zlepek banałów i przykładów myślenia życzeniowego. Taka drobnostka, a jednak trochę zaburza odbiór Dziennika…
Świetnie za to harmonizuje z nim Kolorowanka uważności przygotowana przez francuską ilustratorkę Emmę Farrarons. Znajdziemy w niej szereg rysunków, które tylko czekają, żeby wypełnić je kolorami – od geometrycznych wzorów, przez obrazki abstrakcyjne, aż po scenki rodzajowe i sylwetki słodkich zwierzątek. W kontakcie z kolorowaniem miękną nawet sceptycy takich „zabaw dla dorosłych” (wiem, bo ja wymiękłam) – jeśli tylko spróbujesz, trudno będzie zaprzeczyć temu, jak ta mała, ale przecież twórcza aktywność może wyciszać i relaksować.
W Kolorowance uważności każdy znajdzie coś dla siebie – jak widać powyżej, ja wymyśliłam kilka gatunków nieistniejących owadów, a była to dopiero rozgrzewka przed naprawdę złożonymi ilustracjami.
Kolorowanka Emmy Farrarons wydana została w niewielkim formacie, spokojnie więc zmieści się do torebki czy plecaka, a dzięki temu możesz po nią sięgnąć w dowolnym momencie dnia. Jedyne, co mi trochę utrudniało pracę twórczą, to sposób zszycia grzbietu kolorowanki – zwłaszcza w przypadku obrazków z samego środka książeczki pełne rozłożenie i pokolorowanie każdego zakamarka strony wymagałoby chyba przełamania grzbietu, w przeciwnym razie dotarcie do środka podwójnych ilustracji może być dosyć niewygodne. Szkoda, że na etapie projektowania ktoś chyba zapomniał, jakiemu celowi będzie służyć ta poza tym ślicznie wydana książeczka.
Rzeczywiście jest tu więc kilka niedociągnięć – myślę jednak, że Kolorowanka uważności sprawdzi się świetnie jako uzupełnienie ćwiczeń, nawet w przypadku początkujących adeptów mindfulnessu. Dziennik uważności polecałabym z kolei raczej tym, którzy zdążyli już złapać bakcyla i teraz szukają tylko pomysłu na wkomponowanie drobnych medytacji w swoje codzienne życie. W tej roli książka Corinne Sweet powinna się sprawdzić naprawdę nieźle.
Czytaj więc, sięgaj po kredki i koloruj – i niech spokój będzie z Tobą.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu