Dracula obroni się zawsze

by Mila

W dobie metroseksualnych wampirów wegetarian całkiem prawdopodobne jest, iż każdy szanujący się czytelnik podczas lektury – zamiast grozy, która powinna otaczać go gęstą mgłą – odczuwa raczej zażenowanie i niesmak. Lekarstwo jest na ten stan tylko jedno, za to sprawdzone i skuteczne: sięgnąć do klasyki gatunku.

Najwyższa pora więc wraz z Jonathanem – bohaterem powieści Brama Stokera Dracula – wyruszyć w podróż do Transylwanii, krainy pełnej przesądów, zabobonów i strachu przed upiorami. A strach ten nie jest wcale bezpodstawny – w samotnym, ukrytym wśród wysokich gór zamku mieszka bowiem demoniczny hrabia Dracula, a razem z nim czai się tam zło, które tylko czeka na odpowiedni moment, by wymknąć się z kryjówki i narzucić swą mroczną władzę w odległych zakątkach świata. Co skłoniło Jonathana do opuszczenia Londynu i udania się w tak daleką podróż? Dlaczego tak uparcie podąża na spotkanie z Draculą, mimo iż wszyscy okoliczni mieszkańcy usiłują go powstrzymać? Gdyby tylko wiedział, jaką lawinę przerażających konsekwencji wywoła ta wizyta…

dracula

Na tle skrzących się w świetle słonecznym wampirów-abstynentów Dracula Brama Stokera jawi się jako cudowna wprost odtrutka na wszystkie dziwactwa popkultury. Jest mroczny, straszny, trzyma w napięciu, ucieleśnia nasze najskrytsze lęki. I aż trudno uwierzyć, że to z niego wyewoluowały postaci tak beztrosko hańbiące dzisiaj dobre, mroczne imię hrabiego Draculi.

Wampiry Stokera były dość konserwatywne już w chwili ukazania się jego powieści w 1897 roku. Dracula nie był bowiem pierwszą opowieścią o krwiopijcach – znacznie wcześniej, w 1819 roku światło dzienne ujrzało dzieło niejakiego Johna Polidoriego, a jeszcze przed nim pierwowzory wampirów straszyły w ludowych legendach i przesądach. To właśnie na tych starych przesądach – w przeciwieństwie do Polidoriego, którego wampir przypominał bardziej wyrafinowanego arystokratę, niż upiora – opierał się Stoker, tworząc postać hrabiego Draculi. Jego wampir więc – pomimo pewnego rodzaju dostojeństwa związanego z arystokratycznym pochodzeniem – śpi w trumnie, nie odbija się w lustrze, zamienia się w nietoperza, grasuje tylko nocą, lęka się natomiast światła słonecznego, czosnku i wszystkiego, co święte. Przede wszystkim budzi zaś strach i odrazę, a przedziwne do niego przywiązanie i pociąg, jaki odczuwają jego ofiary, wynika z niezwykłych zdolności hrabiego do manipulacji ludzkim umysłem, bynajmniej nie z jakiejś szczególnej atrakcyjności fizycznej. Prawdopodobnie właśnie dzięki głębokiemu zakorzenieniu w odwiecznych wierzeniach, to Dracula, będący uosobieniem naszych ukrytych lęków, on, a nikt przed nim i nikt po nim, stał się niemal synonimem słowa „wampir” i przez długi czas wyznaczał standardy w wampirzym świecie, czy to w literaturze, czy to w filmie.

Bram Stoker, jak przystało na dziennikarza, konstruuje historię wciągającą od pierwszej strony, trzymającą w napięciu, solidnie osadzoną w kontekście kulturowym. Pod względem językowym nie jest to może literatura najwyższych lotów, jednak nieco dokumentalna forma zapisków w dziennikach poszczególnych bohaterów świetnie nadaje się do konstruowania akcji i podsycania napięcia. Zresztą, czysto językowa prostota w natłoku zdarzeń i wśród barwnych postaci nie ma większego znaczenia. To, co ma znaczenie, to świetnie wykreowany nastrój grozy i niesamowitości, mocno, wyraźnie zarysowane charaktery bohaterów i akcja, która ani na chwilę nie pozwala odłożyć książki. Fakt, rozochocona wcześniejszymi starciami Van Helsinga i jego przyjaciół z demonicznym Draculą, po finałowej potyczce spodziewałam się czegoś jeszcze bardziej spektakularnego… Niemniej jednak pozostawiająca lekki niedosyt końcówka jest tylko niewielką, niemal niewidoczną rysą na bardzo dobrej powieści.

Książka, którą mam w rękach, wydana przez Zieloną Sowę w 2011 roku i należąca do serii arcydzieł światowej literatury, do przyjemności samej lektury dorzuca jeszcze w prezencie szereg przyjemności zmysłowych. Delikatnie pachnie drukiem, szeleści lekko kremowymi, miłymi w dotyku stronami, cieszy oko stonowaną, a zarazem wyrazistą (za sprawą skąpanej we krwi białej róży) okładką, a nawet przy pomocy niebieskiej tasiemki wybawia mnie od nerwowego poszukiwania pierwszego lepszego przedmiotu, który nadawałby się na zakładkę. Czysta przyjemność patrzeć na nią i mieć ją w rękach.

Nieodwracalnie uwiódł mnie Stoker swoim Draculą. I jakby tego było mało, sprowokował. Do poszukiwań, do przyjrzenia się dokładnie, gdzie i w którym momencie coś poszło nie tak, za czyją sprawą wampiry stały się romantycznymi kochankami ze szkoły średniej, a Van Helsing z lekarza i lekko dziwnego naukowca przeistoczył się w osiłka z dużą ilością wymyślnej broni. Jedno jest pocieszające w tej dziwnej ewolucji kultury: Dracula Stokera, tak jak to robi od ponad stu lat, obroni się zawsze. I z łatwością na łopatki rozłoży większość wampirów, które nadeszły po nim.

Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu

Przeczytaj także:

1 komentarz

~Paula 7 marca 2013 - 11:00

Mam w planach, powiem więcej – mam ebooka. Teraz tylko wygospodarować czas 🙂

Odpowiedz

Skomentuj

Ta strona wykorzystuje pliki COOKIES zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Dowiedz się więcej.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close