Co to znaczy być fanem?

by Mila

Mogłoby się wydawać, że definicja jest dosyć prosta. Fan to ktoś, kto podziwia, lubi i wspiera jakąś osobę, utwór, gatunek sztuki, drużynę, ideę. Można być fanem Stinga, FC Barcelony, włoskiej kuchni, komiksów o superbohaterach, skandynawskiego kina, brytyjskiej rodziny królewskiej, zbierania plastikowych figurek i teorii o tym, że to kosmici zbudowali azteckie piramidy. Bycie fanem to coś pozytywnego. Łączy ludzi o podobnych sympatiach i poglądach. Pozwala im się zorganizować wokół wspólnego bzika, dostarcza im niekończących się tematów do rozmów. Inspiracji. Dobrej energii. A przynajmniej tak jest w teorii.

W praktyce okazuje się, że bywa z tym różnie. I że czasem bycie fanem oznacza poczucie, że nasz idol jest nam coś winny. Że istnieje dla nas i naszej rozrywki. I że kiedy incognito w jakiejś knajpce je kolację ze swoją dziewczyną, to ma obowiązek przerwać, żeby zrobić sobie z nami selfie. Akurat w tym momencie, w którym my chcemy zrobić sobie selfie. A jeśli odmówi, to jest bucem. I można go obsmarować w sieci jako niewdzięczną mendę, która nie docenia swoich fanów.

Czasami bycie fanem oznacza wynoszenie na piedestał jednej osoby i totalny brak szacunku dla innych. Kiedy na konwencie zwracasz się do trzech aktorów i mówisz: uwielbiam tylko tego w środku, a pozostali dwaj z was mnie nie obchodzą. A w zasadzie to was nie lubię i jesteście beznadziejni. I wcale mi z tego powodu nie przykro.

Czasami bycie fanem oznacza, że nasz idol zawsze powinien postępować zgodnie z naszą wizją. Czasem bycie fanem oznacza: lepiej od Stinga wiem, jak powinien brzmieć nowy album Stinga. A jeśli brzmi inaczej, to mam prawo napisać Stingowi, że się skończył i czas iść na emeryturę.

Czasem bycie fanem oznacza mnóstwo gotującej się w środku żółci. Na przykład bycie fanem polskiej reprezentacji oznacza ubliżanie żonom piłkarzy za to, że ich mężowie przegrali mecz. A bycie fanem Star Wars – że jeśli nie podoba nam się jakaś postać w nowym filmie, mamy prawo zmieszać z błotem wcielającą się w nią aktorkę. I życzyć jej śmierci.

Czasem bycie fanem oznacza też bycie lepszym od innych. Bycie fanem prawdziwym. Najwierniejszym. Pierwszym. A nie udawanym, pod publiczkę, dla popularności – jak cała reszta plebsu. Bo jak śmiesz nazywać siebie fanem Marvela, jeśli nie przeczytałeś wszystkich komiksów ze Spider-Manem? Weź wyjdź, ty pozerze.

Są takie dni, kiedy bycie fanem oznacza głównie ogromny wstyd za innych fanów. I zażenowanie. Chęć schowania się pod kocem i udawania, że wcale nie mam z tymi ludźmi nic wspólnego. Ale to też jest niebezpiecznie blisko jakiegoś poczucia moralnej wyższości…

Okazuje się więc, że bycie fanem wcale nie jest takie proste i przyjemne, jak mogłoby się wydawać na podstawie definicji. A szkoda. Bo gdybyśmy wszyscy byli fanami z definicji, świat byłby dużo ładniejszym miejscem.

Skomentuj

Ta strona wykorzystuje pliki COOKIES zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Dowiedz się więcej.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close