Birdman: świat pełen narcyzów

by Mila

Rozprawianie się z tegorocznymi kandydatami do Oscarów zacznijmy od Birdmana nominowanego aż w 9 kategoriach: najlepszy film, aktor pierwszoplanowy (Michael Keaton), aktor drugoplanowy (Edward Norton), aktorka drugoplanowa (Emma Stone), reżyser (Alejandro González I?árritu), scenariusz oryginalny, zdjęcia, dźwięk i montaż dźwięku.

Świat, jak się okazuje, pełen jest narcyzów. Zwłaszcza świat artystów – co zresztą nie jest specjalnie zaskakujące, jeśli wziąć pod uwagę, że aby nieustannie obnażać swoje emocje przed szeroką publicznością, trzeba mieć chyba nieco niezdrowe przekonanie o własnej wyjątkowości.

W swoim najnowszym filmie Alejandro González Iñárritu podejmuje się zadania dość ryzykownego – obnaża motywy i lęki stojące za tym właśnie artystycznym obnażaniem, wywlekaniem swojej osobowości i swojego życia na widok publiczny. Jest to próba o tyle ryzykowna, że bardzo łatwo tutaj popaść z jednej strony w moralizatorstwo, z drugiej w przerysowanie i złośliwy komizm… Na szczęście jednak Birdman w mistrzowskim stylu unika tych zdradzieckich pułapek, zręcznie lawirując pomiędzy rzeczywistością a fantazją i odważnie igrając z siłami rządzącymi współczesnym show-biznesem.

Tytułowy Birdman to nieco już podstarzały i zapomniany aktor Riggan Thomson, który w młodości zawojował Hollywood wyjątkowo dochodową i przynoszącą popularność rolą superbohatera. Teraz zaś, kiedy pałeczkę w świecie ekranizacji komiksów przejęli nieco młodsi i znacznie piękniejsi (ze wspomnianym z nazwiska Robertem Downeyem Juniorem na czele), odstawiony na boczny tor Thomson rozpaczliwie próbuje wreszcie zrobić w życiu coś naprawdę znaczącego i udowodnić, że jest ponad całą tę hollywoodzką papkę dla mas. Postanawia więc wystawić na Broadwayu adaptację opowiadania Raymonda Carvera, co w obliczu panującego wokół aktora chaosu okazuje się zadaniem dość karkołomnym. Thomson zmaga się nie tylko z własnym żalem, zgorzknieniem i pokusą ponownego przywdziania wypchanego dolarami i uwielbieniem fanów kostiumu Birdmana – ale także z napadami szaleństwa kapryśnego i pustego jak bęben Rolling Stonesów odtwórcy głównej roli (genialny Edward Norton), córką, która właśnie wróciła z odwyku (świetna i przeurocza Emma Stone), ciążą młodej narzeczonej, oczekiwaniami byłej żony, pozwami sądowymi i uprzedzeniami krytyków teatralnych.

Harcerzyk bez spodni - a to tylko jeden z powodów, dla których trzeba ten film obejrzeć. Kadr z filmu "Birdman", reż. Alejandro González I?árritu, 2014.

Harcerzyk bez spodni bije Batmana – a to tylko jeden z powodów, dla których trzeba ten film obejrzeć.
Kadr z filmu Birdman, reż. Alejandro González Iñárritu, 2014.

Obsadzenie w głównej roli Michaela Keatona tylko dodaje całej tej historii intrygującego smaczku. Nie chcę tu bezmyślnie powtarzać za innymi, że Keaton gra samego siebie, ale jego obecność w obsadzie Birdmana raczej nie jest przypadkowa i w dużym stopniu przyczynia się do budowania wiarygodności granej przez niego postaci. Niezależnie od tego, co czuje sam Keaton, nie jest nam trudno uwierzyć w historię i rozterki Thomsona, kiedy z ekranu patrzy na nas naznaczona upływem czasu twarz aktora, który jeszcze – wydawałoby się – tak niedawno był na szczycie, w masce człowieka-nietoperza ścigając złoczyńców. Keaton nie oszczędza ani swojej postaci, ani samego siebie – odważnie obnaża przed pamiętającymi jego dni świetności widzami nie tylko dość żenujące uczucia, których przecież sam mógłby doświadczać, ale i swoje nieubłaganie starzejące się ciało.

Birdman to film, który – wciskając głównego bohatera pomiędzy młot pogoni za sławą i kowadło wzniosłości sztuki – sam nie waha się zderzać ze sobą sprzeczności: realizmu i fantazji, emocjonalnej płytkości i aktorskiej głębi, solidnej sztuki i pogoni za krwawą sensacją, tradycji reprezentowanej przez notesik i ołówek dostojnej pani krytyk teatralnej i chaotycznej potęgi rozrastających się mediów społecznościowych. To film, który mówi bardzo dużo o przemyśle rozrywkowym i elitach kultury, ale równie dużo jest w stanie powiedzieć o mnie, o tobie, o nas wszystkich – jeśli tylko nie będziemy zbyt zapatrzeni w siebie, żeby to dostrzec.

Od strony technicznej to dzieło niemal doskonałe i oscarowe nominacje za zdjęcia i montaż są jak najbardziej zasłużone. To samo zresztą można powiedzieć o wyróżnieniach za grę aktorską – Keaton i Norton po raz kolejny potwierdzają swoją klasę, trudno się zresztą zdecydować, który z nich jest w tym przypadku lepszy (chociaż chyba Norton…), a i Emma Stone pokazuje całkiem ostre pazurki. Za ścieżkę dźwiękową żadnych nagród raczej nie będzie, bo za dużo w niej pożyczonych cytatów ze znanych dzieł muzyki klasycznej, ale przewijający się na ekranie pan perkusista buduje całkiem przyjemny klimat.

Wygląda na to, że Birdman jest mocnym zawodnikiem w tegorocznym wyścigu o oscarowe statuetki. Jak wypada na tle reszty nominowanych filmów? Z pewnością wtrącę swoje trzy grosze do dyskusji na ten temat, kiedy już rozprawię się ze wszystkimi kandydatami. Na razie jednak przerzucimy się do kategorii filmów nieanglojęzycznych – następne w kolejce do recenzji Dzikie historie 🙂

Przeczytaj także:

1 komentarz

Terror Duperror 1 lutego 2015 - 15:24

Akurat u siebie na blogu też pisałam o „birdmenie”.. Może nie tak dosadnie, ale to znaczy, ze film ma szerokie grono i nie przejdzie bez echa..
zapraszam także do mnie http://terror-duperror.blog.pl/

Komentarze zostały wyłączone.