Bezcenny, czyli Kod da Vinci po polsku

by Mila

Dobrze byłoby zacząć ten tekst słowami: jaki kraj, taki Kod da Vinci… ale nie miałoby to większego sensu, bo nasza polska wersja gonienia za sensacją ukrytą w dziełach sztuki w niczym nie ustępuje książce Dana Browna.

Mowa tu o Bezcennym Zygmunta Miłoszewskiego, w którym razem z pewną urzędniczką, marszandem, złodziejką i odchodzącym na emeryturę oficerem służb specjalnych wyruszamy na poszukiwanie Portretu młodzieńca pędzla Rafaela Santi. A będą to poszukiwania cokolwiek szalone, niebezpieczne, ale i w pewnym sensie oświecające. Czujnym okiem prześledzimy losy obrazu, który przez pewien czas był ozdobą narodowych zbiorów, a potem w dość tajemniczych okolicznościach zaginął w czasie drugiej wojny światowej. Jeśli wierzyć Miłoszewskiemu – razem z kluczem do tajemnicy mogącej wywołać potężny międzynarodowy kryzys.

Napisałam przed chwilą, że Bezcenny w niczym nie ustępuje książce Dana Browna – ale wcale nie znaczy to, że są to powieści wybitnie do siebie podobne. Brown konstruował olbrzymią teorię spiskową i robił to w zasadzie mocno na poważnie – do tego stopnia, że wielu ludzi do dziś podejrzliwie wpatruje się w portret Mony Lisy w poszukiwaniu jakichś wskazówek. A jeszcze większa grupa ludzi wciąż próbuje doprowadzić do spalenia całego nakładu.

bezcenny - polski kod da vinci

Miłoszewski podchodzi do swojej powieści zupełnie inaczej. Nie ma raczej ambicji obalania żadnej organizacji, nie próbuje przekonywać czytelnika, że jego straszna i niebezpieczna tajemnica mogłaby być prawdą. Nikt mu chyba z powodu tej książki nie grozi piekielnymi konsekwencjami… co może faktycznie nieco pozbawia rumieńców dyskusję wokół Rafałka i jego zaginionego obrazu. Samej powieści postawa autora wychodzi jednak na dobre – już od pierwszych stron wyraźnie czuć tutaj jego dystans do rzeczywistości i poczucie humoru.

W tej książce jest wszystko – sekret tak szokujący, że prawie niedorzeczny, nocne pościgi po zamarzniętym Bałtyku, premier w skarpetkach, Bursztynowa Komnata, naziści, szalony hrabia, terroryści w Tatrach… Jest tu też spora dawka rodzimej historii sztuki – i choć tu i ówdzie autor trochę spraw podkoloryzował, Bezcenny obok zapewnienia rozrywki dobitnie uświadamia odbiorcy, jakie druga wojna światowa poczyniła spustoszenia w naszych zbiorach muzealnych.

Ale kto chce traktować tę książkę śmiertelnie poważnie, niech się lepiej drugi raz zastanowi. Bezcenny to przede wszystkim bardzo przyjemna lektura, porywająca i w pewnym sensie odrobinę egzotyczna – bo odsłaniająca zakamarki dziedziny, z którą niewiele osób ma na co dzień do czynienia. Potraktujcie ją więc jak dobrą zabawę, a prawdopodobnie będziecie zachwyceni. Ja byłam. Było lekko, miło i gęsto od zabawnych smaczków.

Bezcenny z pewnością sprawdzi się jako wakacyjna lektura – a jakie książki wy polecacie na nadchodzące lato?

Przeczytaj także: