Jeżeli nie macie pomysłu, na co wybrać się do kina w weekend, postawcie na Baby Driver – to bardzo bezpieczny wybór, który ma szansę spodobać się wszystkim. I wbrew pozorom to wcale nie jest dla filmu obelga.
Serio. To jedna z tych produkcji, które zadowolą zarówno niedzielnego widza, jak i kogoś, komu wydaje się, że wszystko już w kinie widział i niewiele filmów jest w stanie przynieść mu radość. Baby Driver ucieszy ich obu.

Kadr z filmu Baby Driver, reż. Edgar Wright, 2017.
Po pierwsze dlatego, że z jednej strony opiera się na znanych, lubianych i wielokrotnie w kinie już eksploatowanych motywach – mamy tu szybkie samochody i pościgi ulicami miast, napady na banki i skok stulecia, amerykański przydrożny bar i szczenięcą miłość do uroczej kelnerki, a gdzieś nad tym unosi się jeszcze pragnienie, by siąść za kółkiem i jechać bez celu gdzieś na południe… Wszyscy wiemy, że podoba nam się to, co już znamy – ale tutaj wszystkie te klisze podane są w tak świeży i zabawny sposób, że zadowolą nawet naprawdę wymagających.

Kadr z filmu Baby Driver, reż. Edgar Wright, 2017.
Po drugie, Baby Driver jest świetnie obsadzony. Od takich gwiazd jak Kevin Spacey i Jamie Foxx, przez Jona Hamma z Mad Men i przeuroczą Lily James, która tutaj całkiem nieźle radzi sobie z amerykańskim akcentem z południa, aż po Ansela Elgorta, którego do tej pory kojarzyli chyba głównie fani trylogii Niezgodna – wszyscy bohaterowie są ładni, charyzmatyczni i dobrze zagrani. A Jon Hamm za swój występ powinien dostać jakiś medal za najlepszą minę psychopaty roku 2017.
Po trzecie, Baby Driver ma rewelacyjną ścieżkę dźwiękową. A muzyki jest w filmie sporo, bo główny bohater prawie nie wyjmuje z uszu słuchawek od iPoda. Poszczególne kawałki są nie tylko świetnie dobrane, ale przede wszystkim pomysłowo wykorzystane w samym filmie. Spróbujcie się nie uśmiechnąć, gdy podczas strzelaniny bohaterowie pociągają za spust idealnie w rytm piosenek.

Kadr z filmu Baby Driver, reż. Edgar Wright, 2017.
Po czwarte, piąte i szóste – dopracowane długie ujęcia, montaż z murowaną nominacją do Oscara i niesamowita dbałość o szczegóły. To jeden z najbardziej dopieszczonych filmów, jakie ostatnio widziałam. I coś tak czuję, że ekipa przy tym dopieszczaniu całkiem nieźle się bawiła – a przynajmniej takie wrażenie film sprawia swoją lekkością.
I na koniec jeszcze bonus – jeśli podobał wam się Kingsman, to w oczekiwaniu na jego drugą część Baby Driver będzie świetną rozgrzewką. Ot, takie skojarzenie.
2 komentarze
Jeśli chodzi o dopasowanie muzyki do wydarzeń w filmie nic nie przebije sceny w piwnicach Teatru Królewskiego z filmu „Gang Olsena wpada w szał”. Chociaż po tylu pozytywnych opiniach bardzo ciekawa jak to wygląda w przypadku „Baby driver” 🙂
Zakochałam się w tym filmie i na pewno jeszcze będę do niego wracać. Mam nadzieję, że zostanie jeszcze bardziej doceniony, bo jest świetnie zrealizowany i mimo wykorzystania w nim znanych tropów filmowych, nie brakuje mu świeżości.