Adam ma 27 lat i nigdy nie przechodzi na czerwonym świetle – nawet gdy ulice są kompletnie puste. Nie pali – bo to niezdrowe. Nie ma nawet prawa jazdy, bo przecież codziennie tylu ludzi ginie w wypadkach drogowych. Kiedy coś go boli, nie połyka sam tony tabletek przeciwbólowych, tylko grzecznie idzie do lekarza. Całe jego życie jest właśnie takie – bezpieczne i zachowawcze. Tym większym zaskoczeniem, albo raczej ironią czy podłością losu, jest dla niego wiadomość o tym, że ma wyjątkowo wrednego raka.
Mila
Mila
Blogerka. Feministka. Fangirl. Uzależniona od seriali, podejrzewana o zbieractwo książek. Jaram się Marvelem jak Ludzka Pochodnia. Ten tekst powstał dzięki wsparciu Czytelniczek i Czytelników. Podobał Ci się? Pomóż mi tworzyć więcej – postaw mi kawę na buycoffee.to!
Bardzo geekowy tydzień za mną, pozwolę sobie więc zostać jeszcze chwilę w klimacie i pozachwycać się trochę sprawami, którymi zazwyczaj dziewczęta się nie zachwycają. A nawet patrzą na mnie dziwnie, kiedy przyjdzie mi do głowy zachwycać się w ich obecności.
Ot, choćby ostatnio znajoma spiorunowała mnie wzrokiem, kiedy palnęłam, że idealnym środowiskiem do życia byłoby dla mnie towarzystwo bohaterów Big Bang Theory.
A raczej kobiety, alkohol wszelkiej maści i poezja. Powiedzieć tak o Bukowskim to powiedzieć wszystko i zarazem nie powiedzieć nic. W jego twórczości tkwi coś, czego właściwie trudno by się było w niej spodziewać – dziwna wrażliwość i głębokie zrozumienie dla ludzkiej natury, ukryte gdzieś pomiędzy prostym, trochę wulgarnym językiem, dość przewidywalną fabułą i opisami niewiarygodnej ilości kobiet skłonnych pójść do łóżka z mocno podstarzałym pisarzem alkoholikiem. Pozwolę sobie nie streszczać fabuły, bo właściwie zrobiłam to w pierwszym zdaniu.
Wydawać by się mogło, że o Sherlocku Holmesie powiedziano już tak dużo, że trudno byłoby powiedzieć cokolwiek nowego. A jednak, BBC udowodniło ostatnio, że najsłynniejszego detektywa świata nigdy dość.
W zatwardziałych sherlockistach nowy serial może w pierwszej chwili wywołać odruchowy bunt i niedowierzanie. No bo jak to tak? Holmes ze smartfonem w ręku? Doktor Watson prowadzący bloga? Komu potrzebny genialny umysł, skoro wszystkie zagadki może rozwiązać technologia? Nie może. A współczesny Londyn jeszcze większe miałby kłopoty bez Sherlocka Holmesa, niż ten dziewiętnastowieczny.
Są takie filmy, które zmieniają życie. Rozgniatają mózg na ścianie. Czynią człowieka nienormalnym. A przynajmniej nic już po nich nie jest takie, jakie było. I jednym z nich jest Hydrozagadka.
Filmów pokroju Hydrozagadki dzisiaj już się w Polsce nie robi. Może i dałoby się osiągnąć podobny poziom totalnego absurdu, może i konwencję parodii komiksów i filmów o superbohaterach dałoby się utrzymać… Ale podrobienie ducha i smaczków rodem z roku 1970 byłoby zadaniem szalenie trudnym. Spreparować masę technicznych niedociągnięć i nie przesadzić przy tym – mogłoby być równie ciężko.
Z Bożej Łaski Królowa Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej, Antigui i Barbudy, Australii, Bahamów, Barbadosu, Belize, Grenady, Kanady, Jamajki, Nowej Zelandii, Papui-Nowej Gwinei, Saint Kitts i Nevis, Saint Lucia, Saint Vincent i Grenadyn, Tuvalu i Wysp Salomona, przewodnicząca Wspólnoty Narodów, Obrończyni Wiary, Elżbieta II kończy dzisiaj 86 lat. Zacny wiek. I bardzo dobra okazja, żeby w rytualny wręcz sposób przy Earl Greyu i muffinkach obejrzeć Królową w reżyserii Stephena Frearsa.
Nie sądzę, żeby film, który zdobył tak mnóstwo nagród z Oscarem dla Helen Mirren za rolę Elżbiety II na czele, trzeba było jeszcze zachwalać i komukolwiek polecać. Pozwolę sobie więc jedynie na totalnie subiektywną na jego temat refleksję.
Powinnam mieć oficjalny zakaz wstępu do księgarni. Albo przynajmniej bywać tam w towarzystwie kogoś, kto by kontrolował zawartość mojego portfela. Weszłam do Głównej Naukowej w poszukiwaniu podręcznika do psychologii mediów. Podręcznika rzecz jasna nie mieli. Nigdy nie mają tego, co jest mi akurat potrzebne. Mieli za to świeżutkiego Pilcha. Popatrzył mi prosto w oczy i zażądał, żeby go zabrać do domu. Przecież nie mogłam odmówić…
Zadziwiające, jak niewiele mi potrzeba do szczęścia. Obejrzeć brytolski film, zobaczyć Aidana na żywo, posłuchać, jak Jamie Thraves bez końca opowiada o ich wspólnym filmie… Bogom dzięki za Off Plus Camera.
Pewnego dnia czterdziestoletni Tom wychodzi z domu. Po prostu. Zostawia za sobą żonę, małe dziecko, dobrze płatną pracę. Wychodzi bez słowa, pozbywa się kart kredytowych i zaczyna żyć na ulicach Londynu. Wkrótce poznaje Aidana – nieco irytującego, niesamowicie radosnego i gadatliwego Irlandczyka, który wałęsa się po mieście, pukając od drzwi do drzwi w poszukiwaniu pracy.
Przy okazji tego filmu przeczytałam gdzieś, że życie kobiety jest ponoć jak karmel. Słodkie, zmysłowe, pełne rozkoszy, ale czasami cholernie bolesne. Jeżeli zastanawiacie się, co jest bolesnego w karmelu, spieszę z wyjaśnieniem – bynajmniej nie chodzi o ból zębów. Karmel obok celów spożywczych nadaje się także do depilacji.
Ale wracając do tematu… Jest w tym zdaniu chyba trochę prawdy i w tym kontekście tytuł filmu wydaje się bardzo trafny – Karmel jest bowiem opowieścią przede wszystkim o życiu kobiet, o ich radościach, nadziejach, sekretach i lękach.
Mam jakiś dziwny sentyment do Nadine Labaki, może do jej prześlicznej twarzy, może do jej oczu… A może do kina, które tworzy. A jest to kino dobre. Smaczne. Przyjemnie egzotyczne, przynajmniej dla kogoś, komu nieco obca jest wiedza o tym, jak się ludziom żyje w Libanie. I bardzo kobiece jest to kino na dodatek. Ciepłe, subtelne i mądre.
Taki jest też drugi, po debiutanckim Karmelu, film wyreżyserowany przez Nadine Labaki. Dokąd teraz? w ujmujący sposób podejmuje trudną tematykę walk na tle wyznaniowym pomiędzy muzułmanami i chrześcijanami w Libanie. Nie ma tu patosu, krew nie leje się z ekranu hektolitrami… Ale mimo że wojna domowa toczy się jakby w tle, gdzieś daleko, to jednak odbija się echem od szczytów gór i dociera nawet do odciętych od świata wiosek, zmieniając życie ich mieszkańców, podsycając wzajemną nieufność i wystawiając na ciężką próbę sąsiedzkie więzi.