Niech zabrzmią fanfary – dziś mój blog kończy 9 lat! W takich momentach lubię spoglądać w przeszłość i zastanawiać się nad drogą, którą przeszłam. I dlatego dziś z okazji urodzin bloga chcę się z wami podzielić (wydaje mi się, że dość cennym) doświadczeniem, jakie nabyłam przez tych 9 lat pisania. Trochę szkoda, że nie mogę się cofnąć w czasie i powiedzieć tego młodszej wersji siebie – ale może wam przyda się dziś ta wiedza. Oto 9 rzeczy, które chciałabym wiedzieć, kiedy zaczynałam blogować:
1. Nie udawaj, że piszesz tylko dla siebie
Na początku dość długo powtarzałam sobie, że piszę tylko dla siebie i nie ma żadnego znaczenia, czy ktokolwiek będzie to czytał… Ale nie oszukujmy się, to nie było prawdą. Gdybym rzeczywiście pisała tylko dla siebie, prowadziłabym pamiętnik trzymany w szufladzie, a nie bloga o kulturze. Po latach myślę, że było w takim podejściu sporo niepewności i pocieszania się, na wypadek gdyby z bloga nic nie wyszło. Ale jednocześnie takie myślenie sprawiło, że po prostu przespałam pierwsze miesiące czy nawet lata blogowania – a to wciąż jeszcze były złote czasy blogów, dużo mniejsza konkurencja i nawet mimo dopiero raczkujących social mediów nie było tak trudno przyciągnąć zaangażowanych czytelników. Plus: byłam wtedy na studiach i miałam znacznie więcej czasu, który można było kreatywnie wykorzystać… A tymczasem skrobałam sobie posty trochę z doskoku i bez większego planu. Z perspektywy czasu żałuję, że nie miałam wtedy lepszego pomysłu, więcej pewności siebie i zapału – bo bez tego długo dreptałam w miejscu.
2. Notuj pomysły, bo ci uciekną
Ileż to razy przepadł mi świetny pomysł na tekst albo wyjątkowo zgrabny akapit, który przyszedł mi do głowy tuż przed snem, ale byłam zbyt leniwa, żeby wstać i go zapisać… Dobrze jest mieć zaufanie do swojej pamięci, ale nie powinno być to zaufanie bezgraniczne – bo to często kończy się frustracją, kiedy fragmenty, które udaje ci się odtworzyć kilka godzin później, nie do końca chcą przypominać tę błyskotliwą myśl, która nawiedziła cię w niedogodnym momencie. Dziś jestem już pod tym względem dużo mądrzejsza i notuję pomysły prawie zawsze i wszędzie – w telefonie, na serwetkach, skrawkach papieru i walających się po całym mieszkaniu kartkach. A kiedy w głowie układają mi się wyjątkowo ładne akapity, wyjdę z łóżka choćby w środku zimnej nocy, żeby od razu je zapisać.
3. Nie bój się emocji i osobistej perspektywy
W pierwszych latach blogowania dość trudno było mi znaleźć właściwy język – z jednej strony kusiło mnie pisanie o różnych rzeczach w sposób osobisty, z drugiej miałam wrażenie, że lepiej, błyskotliwiej i przede wszystkim bardziej wiarygodnie wypadną teksty silące się na obiektywizm i niczym w rozprawce rozważające wszystkie możliwe argumenty. Do dziś czasem zdarza mi się wpaść w koleiny równoważenia przesłania tekstu, żeby przypadkiem nikt mi nie zarzucił, że nie jestem obiektywna… Ale o kulturze przecież nie da się pisać w sposób obiektywny. To nie doktorat, w którym wszystkie równania muszą się zgadzać, a suchy język oznacza profesjonalizm. Kultura jest po to, by wzbudzać emocje i dawać pole do rozmaitych, osobistych interpretacji i przemyśleń. A suche, rozprawkowe teksty są… suche. Nie wzbudzają emocji, nie poruszają, nie rezonują. Sama najbardziej lubię internetowych twórców, którzy wprost jarają się tym, co mają do powiedzenia – bo ich entuzjazm, poczucie humoru czy nawet złość na jakiś temat są zaraźliwe. Gdybym więc mogła doradzić coś sobie sprzed lat, to byłaby jedna z najważniejszych rzeczy: nie sil się na suchy obiektywizm, bo i tak go nie osiągniesz – daj się poznać bliżej!
4. Masz prawo banować ludzi, którzy psują ci humor
Swego czasu dużo rozmyślałam o cenzurze, wolności słowa i o tym, kto i co ma prawo napisać w komentarzach pod moimi tekstami. Długo wydawało mi się, że to powinien być bastion wolności – że dopóki ktoś nie obraża mi matki ani nie grozi mi śmiercią, ma prawo wypisywać, co mu się żywnie podoba, a ja muszę to znieść z zaciśniętymi zębami. Wydawało mi się, że mam obowiązek dyskutować z ludźmi piszącymi wierutne i szkodliwe głupoty o tym, że depresja to tylko wymysł słabych, albo stwierdzającymi, że wyssałam tekst z dupy i że powinnam sobie pozaszywać wszystkie otwory w ciele, to może w końcu przestanę pierdolić jak potłuczona. Wydawało mi się, że kiedy jakiś typ przychodzi tu i z wyższością stwierdza, że on lepiej ode mnie wie, jak powinnam się czuć i co myśleć, to muszę mu na to pozwolić, bo to jego opinia, której nie mam prawa cenzurować. I przez pewien czas czułam ukłucie paniki za każdym razem, kiedy przychodziło powiadomienie o komentarzu. Sporo czasu zajęło mi zrozumienie, że mój blog nie ma być żadnym ostatnim bastionem wolności słowa dla strasznych ludzi z internetu. Mój blog jest… moim domem. I tak jak nie wpuszczę do swojego domu agresywnego typa, który mnie obraża, tak nie mam obowiązku tolerować na blogu ludzi, którzy kompletnie nie umieją się zachować albo z premedytacją ranią innych. Kiedy w końcu doszłam do takich wniosków, naprawdę poczułam ogromną ulgę. I teraz już bez żadnych wyrzutów sumienia (a nawet z mściwą satysfakcją) bez wdawania się w dyskusje kasuję szkodliwe komentarze i banuję wszystkich, którzy przychodzą tu tylko po to, żeby być wredni. A czasem nawet tych, którzy za każdym razem, kiedy się odezwą, psują mi humor. I wreszcie czuję się na swoim blogu bezpieczniej.
5. Blogowanie to praca – ale nie niewolnictwo
Kiedy zaczęłam myśleć o swoim blogu nieco poważniej, szybko okazało się, że jego prowadzenie to wcale nie taka lekka, za to bardzo czasochłonna i angażująca praca. Nie ma w tym nic złego – stworzenie czegoś dobrego wymaga czasu, zaangażowania i wysiłku. Dobrze jest się na ten wysiłek przygotować, ale jeszcze lepiej jest pamiętać, że nie jesteś niewolnikiem swojego bloga. Lubię to zdanie i powtarzam je sobie zawsze wtedy, gdy niby wiem, że powinnam pisać ten od dawna rozgrzebany tekst, ale tak bardzo mi się nie chce albo tak bardzo potrzebuję sobie po prostu odpocząć. Nie jestem niewolnikiem swojego bloga. Uwielbiam go pisać, w taki czy inny sposób poświęcam mu większość swoich „wolnych” chwil, i wiem, ile on ode mnie wymaga – ale cenne było dla mnie postawienie tej granicy, za którą czasem może mi się po prostu nie chcieć. Zwłaszcza, że przedtem miałam tendencje do przepracowywania się – a to odbijało się zarówno na moim zdrowiu, jak i na jakości tekstów.
6. Promuj się i daj się odnaleźć
Nie będę udawać – nie jestem zbyt dobra w autopromocję i niespecjalnie ją lubię. Ale jest to coś, nad czym zdecydowanie warto pracować. Czasy, kiedy czytelnicy jakimś niewyjaśnionym cudem sami pchali nam się na blogi, dawno już minęły. Internet jest tak przepełniony rozmaitymi treściami, że jeśli nie będziemy aktywnie robić czegoś, żeby się pokazać, to ludzie po prostu nigdy nawet nie dowiedzą się o naszym istnieniu. Zwłaszcza w takiej dziedzinie jak pisanie o kulturze – o ile ludzie dość chętnie szukają w necie rozwiązań dla bardziej praktycznych problemów (jak oszczędzać pieniądze, jak nauczyć się szydełkować, jak ugotować pomidorową), to mało kto googluje recenzje niszowego serialu. Owszem, dobre SEO bardzo się przydaje i sama mam kilka takich tekstów, które łowią odbiorców z wyszukiwarek – ale to jeszcze mało. Warto się zainteresować płatną reklamą. Albo, jakkolwiek byłoby to niekomfortowe i dziwne, nauczyć się mówić o sobie dobrze i aktywnie wychodzić do ludzi, by mieli szansę nas zauważyć. Cały czas się jeszcze tego uczę – ale mam poczucie, że to coś cennego.
7. Nie słuchaj lęków w swojej głowie
Regularnie zdarza mi się zatrzymać i zastanowić, czy aby na pewno powinnam napisać tekst na jakiś temat – i to mimo tego, że bardzo chcę to zrobić. Jak czerwona lampka włącza mi się wtedy obawa przed reakcjami ludzi z sieci – nie tyle czytelników, którzy rzeczywiście mnie śledzą, ale przypadkowych ludzi, którzy gdzieś mogliby się natknąć na mój tekst i przyjść mi tu mówić, dlaczego moje poglądy są złem wcielonym. W tak podzielonym, skłóconym i nabuzowanym społeczeństwie jak nasze te obawy tylko rosną. Bardzo długo dojrzewałam na przykład do opublikowania tekstu o feminatywach – głos w mojej głowie cały czas straszył, że zlecą się tu panowie krzyczący, że wymyślam nieistniejące problemy. Bałam się też publikacji posta o bezdzietnych kobietach w popkulturze, przeczuwając awanturę w komentarzach. A tymczasem pojawiły się właściwie same pozytywne reakcje. Mam jeszcze kilka takich tekstów, które gdzieś tam z tyłu głowy nie mogą się przebić przez ten filtr strachu, ale może kiedyś w końcu im się uda… Bo w głębi serca czuję, że warto.
8. Ceń swoją pracę i swój czas
Ustaliliśmy już, że pisanie bloga potrafi być czasochłonną pracą – dobrze jest jeszcze nauczyć się ją cenić. Nie każdy blog musi być źródłem zarobku i pisanie wyłącznie w celach hobbystycznych jest jak najbardziej w porządku. Ale warto być osobą asertywną i nie bagatelizować wysiłków, jakie wkłada się w przygotowanie tekstu. Nie mamy obowiązku recenzować wszystkich książek, które ktoś chce za darmo zareklamować na naszym blogu, sprzedając nam narrację o tym, jak wielką wartością jest to, że będziemy mieli „temat na tekst”. To prawie jak praca za „wpis do CV”, tylko jeszcze mniej przekłada się na naszą dalszą przyszłość. Twój czas i twoje wysiłki mają wartość. Rób rzeczy, które naprawdę chcesz robić, a nie te, o które ktoś cię prosi. A jeśli uważasz, że należy ci się wynagrodzenie za czas, pracę i udostępnienie miejsca na blogu, nie bój się o tym powiedzieć. Część korespondencji magicznie się w tym miejscu urwie, ale znajdą się i firmy gotowe współpracować z tobą na twoich warunkach.
9. Zawsze możesz nauczyć się więcej
Uczenie się nowych rzeczy i rozwijanie się jest szalenie ważne. Nie tylko dlatego, że zdobywanie nowej wiedzy może sprawić, że będę skuteczniejsza w działaniu, będę pisać mądrzejsze teksty czy wzbogacę swoją bibliotekę ciekawych anegdotek. Ale też dlatego, że przypomina o pokorze i pozwala zrozumieć, jak wiele jest rzeczy, o których cały czas nie mam zielonego pojęcia. Łatwo jest wpaść w pułapkę rzucania na prawo i lewo dogmatami, kiedy ma się szczątkową wiedzę, a jest się przekonaną, że posiadło się wszystkie rozumy. Być może to jest droga do stania się głośną i kontrowersyjną – ale niekoniecznie do wnoszenia w życie innych realnej wartości. Dlatego ulegam swojej ciekawości, kiedy tylko mogę. Czytam, kopię w źródłach, zgłębiam temat, szukam informacji – nawet jeśli do niczego „praktycznego” mi się to nie przyda, to przynajmniej mnie uwrażliwi, rozwinie, może zaciekawi jeszcze czymś innym. I do takiego ulegania ciekawości zawsze będę was zachęcać. Read up!
Wiem, że czyta mnie wiele osób, które również piszą swoje blogi – dajcie znać, jak to wygląda z waszej perspektywy i co najcenniejszego wy chcielibyście wiedzieć, kiedy zaczynaliście blogować!
A jeśli macie ochotę zrobić mnie i mojemu blogowi urodzinowy prezent, jest na to sposób. Możecie wesprzeć rozwój bloga, stawiając mi wirtualną urodzinową kawę – gwarantuję, że zamienię ją w jeszcze więcej wartościowych tekstów!
11 komentarzy
Brawo <3 Gratuluję tych dziewięciu lat oraz życzę przynajmniej drugich tylu!
Wartościowe porady, ja dopiero od niedawna mocniej myślę o tym, że trzeba postawić na autopromocję, bo niestety nikt sam z siebie nie trafi na bloga (pomijając te kilka tekstów, które serio dobrze pozycjonują stronę). Problem polega na tym, że sama nie jestem dobra w autopromocję, ale… chyba muszę się tego po prostu nauczyć 😛
Dzięki <3 Autopromocja nie jest łatwa, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę, że w naszej kulturze nie uczy się ludzi mówić o sobie dobrze i chwalić się osiągnięciami... A potem nagle się okazuje, że jest niezbędna 😀 Oby z czasem szło nam z tym coraz lepiej!
Bardzo fajny i wartościowy tekst – sama piszę od około roku i fajnie przeczytać o spojrzeniu z nieco dłuższej perspektywy. 🙂
Myślę sobie, że 9 lat temu świat blogerów wyglądał zupełnie inaczej. Zwłaszcza widać to po tym, jak bardzo zmieniły się media społecznościowe. Sama prowadzę bloga od wielu lat, ale słabo mi idzie z systematycznością. Bardzo fajne rady, które myślę, że przydadzą się też komuś, kto dzisiaj zaczyna pisanie. I gratulacje z okazji 9 lat – to szmat czasu!
Blogowanie dzisiaj i te 9, czy nawet więcej, lat temu to dwa różne światy 😉 Jakiś czas temu zebrało mi się na nostalgię i popełniłam taki post o urokach początków blogosfery w Polsce: https://readup.pl/10-rzeczy-ktore-pamietaja-tylko-najstarsi-blogerzy/
Podpisuję się wszystkimi łapkami pod tym co piszesz, szczególnie pod punktem pierwszym. Tyle miałam czasu na pisanie i rozwój, i masakryczne go nie wykorzystałam.
Mi w tym roku stuknie 7 rok (jeżeli dobrze liczę) i dodałabym od siebie: rób to co ty chcesz, a nie podglądaj, co inni robią. Inspiracje są jak najbardziej na miejscu, ale nie są obowiązkowe.
Wiele rzeczy u siebie planowałam, które skończyły się na głośnych zapowiedziach (różnego rodzaju cykle itd.), bo inni je robili. Więc myślałam, że też muszę. Zamiast zastanowić się nad tym, co ja chcę naprawdę pisać i pokazywać. A potem traciłam energię na wyrzuty sumienia.
Wszystkiego najlepszego i kolejnych owocnych lat pisania!
Dzięki! <3 To bardzo dobra rada, też mi się zdarzało wpaść w tę pułapkę!
Super post, w wolnej chwili z wielką chęcią przeczytam inne twoje posty, i GRATULACJE 9 ROCZNICY<3 pozdrawiam serdecznie
Super post, w wolnej chwili z wielką chęcią przeczytam inne twoje posty, <3 pozdrawiam serdecznie
Cześć Mila,
Jak bardzo się cieszę, że w ogromnym internecie trafiłam na Twojego bloga…i przepadłam z kretesem, nie ma mnie od wczoraj, czytam, czytam i oglądam. Szukałam informacji o Opowieściach podręcznej i tak tutaj trafiłam, a wpisy dotyczące tego serialu są szczegółowe i rzetelne. Chcę tu zostać na dłużej! Dziękuję za stworzenie tak wartościowego miejsca. Pozdrawiam, Lucyna
Dziękuję za tyle miłych słów! <3
Komentarze zostały wyłączone.