Kadr z filmu Kobiety mafii, reż. Patryk Vega, 2018.

8 grzechów głównych polskiego kina

by Mila

Obejrzałam ostatnio kilka polskich filmów pod rząd i naszła mnie pewna refleksja. O współczesnymi polskim kinie można powiedzieć naprawdę sporo… a w ostatnich latach coraz częściej sporo dobrego. Ale choć powoli wygrzebujemy się chyba z mrocznego okresu, w którym synonimem rodzimej kinematografii były wyjątkowo żenujące komedie, wciąż są jeszcze takie plagi, które od dawna nękają polskie produkcje – i jakoś trudno mieć nadzieję, że wkrótce znikną. Oto one:

Źle nagrany dźwięk

Myślę, że zbytnio nie przesadzę, jeśli powiem, że na palcach jednej ręki można policzyć polskie produkcje ostatnich 10, a może i 20 lat, w których dźwięk jest nagrany przyzwoicie i nie ma ani jednego wymamrotanego albo zagłuszonego przez dźwięki otoczenia dialogu. Smutna rzeczywistość jest taka, że nawet w lepszych i powszechnie chwalonych produkcjach człowiek i tak zawsze parę razy się wkurzy, że nie rozumie, co do siebie mówią bohaterowie. Nawet w oscarowej Idzie zdarzały się niesłyszalne kwestie! Dlaczego polskie kino tak fatalnie wypada pod tym względem? Najlepiej chyba zapytać o to samych dźwiękowców. Tutaj znajdziecie ciekawy artykuł na ten temat.

„Dupa” jako najzabawniejszy żart

Polscy scenarzyści muszą mieć naprawdę kiepskie zdanie o poczuciu humoru swoich rodaków… albo sami nie grzeszą wyrafinowaniem. W przytłaczającej ilości produkcji, nawet tych ze średniej półki, efekt komediowy próbuje się uzyskać, odmieniając przez wszystkie przypadki wulgaryzmy i cokolwiek prostackie żarty. Ewentualnie – naprawdę pokazując czyjeś pośladki albo ludzi podczas dość mało atrakcyjnych fizjologicznych czynności. Rozumiem, że najłatwiej jest napisać scenariusz z „psią dupą” na co drugiej stronie, ale w ten sposób raczej nie staniemy się potęgą kinematografii.

Wszechobecny Karolak

Tomasz Karolak bynajmniej nie jest złym aktorem. Problem w tym, że ostatnio można się na niego natknąć, nawet otwierając lodówkę. Karolak potrafi zagrać sporo, ale wygląda na to, że utknął w roli dyżurnego odtwórcy pajaców – i trudno się spodziewać, żeby w najbliższym czasie udało mu się z niej wyrwać. Dobrze, że przynajmniej ma do tego dystans, i choćby w Artystach trochę sparodiował sam siebie – wcielając się w tego gościa, który dużo pajacuje w telewizji, żeby mieć z czego żyć i móc zagrać coś ambitniejszego w teatrze.

Jakkolwiek przerażająca nie byłaby to wizja, to chyba nawet bym się nie zdziwiła… Źródło: antyradio.pl

Nieuzasadniona nagość

Nagość w filmie, nawet bardzo odważna, jest w porządku i może stanowić bardzo wymowny środek wyrazu – pod warunkiem, że rzeczywiście służy czemuś więcej, niż tylko możliwości reklamowania obrazu słowami „zobacz cycki tej seksbomby w nowym filmie specjalisty od filmów z cyckami”. A w sporej części polskich produkcji nie służy nawet temu, bo w sumie dawno nie mieliśmy żadnej seksbomby na ekranie. Być może to jakiś naturalizm albo próba odzwierciedlenia realiów życia bohaterów… ale kiedy widzę nagą laskę, która w samym środku śnieżnej zimy w typowo polskiej kamienicy leży sama w pościeli zupełnie poodkrywana i nie trzęsie się z zimna – mam ochotę zapytać twórców, czy kiedykolwiek mieli przyjemność nocować w kamienicy. To tyle, jeśli chodzi o wiarygodność i skrupulatne planowanie scen.

Patryk Vega

Za cały komentarz do tego punktu powinien w zasadzie wystarczyć żenujący zwiastun Kobiet mafii. Być może część Czytelników w tym momencie poczuje się urażonych albo – niewykluczone, że słusznie – oskarży mnie o kulturalny snobizm… Ale naprawdę uważam, że przed jakimikolwiek materiałami firmowanymi nazwiskiem Vegi powinno się puszczać ostrzeżenie o szkodliwości dla zdrowia.

Mylące zwiastuny

Polscy dystrybutorzy z lubością ostatnio kłamią w zwiastunach. I nie chodzi tu o takie budowanie napięcia, żeby potem zaskoczyć widza jakimś zwrotem akcji… Oglądając jakikolwiek zwiastun przygotowany przez polskiego dystrybutora, należy brać poprawkę na to, że w kinie dostaniemy gatunkowo zupełnie inny film. Dramat zamiast komedii. Film akcji zamiast dramatu. Wyciskacz łez zamiast horroru. Ok, ten zarzut nie dotyczy może filmów Vegi i Smarzowskiego, bo tam akurat bardzo trudno byłoby przekłamać klimat. Ale w pozostałych przypadkach – bądźcie ostrożni.

Mali psychopaci

Ostatnimi czasy polskie kino lansuje niezbyt utalentowane aktorsko, ale za to bardzo urocze dzieciaczki – nie byłoby w tym w zasadzie nic złego, gdyby nie to, że te dzieci mają w filmie jedno zadanie: manipulować dorosłymi dla osiągnięcia własnych, niekiedy dość psychopatycznych celów. Jeszcze gorzej, że często to jest motorem całej fabuły… a już najgorzej, że zamiast dobrze to wykorzystać i zrobić całkiem zabawną komedię o wrednych dzieciakach, nasi twórcy wolą opakować to wszystko w lukier i ckliwość, próbując nam wmówić, że mały diabeł działa z jakichś moralnych pobudek dla osiągnięcia przymusowej powszechnej szczęśliwości. Wielkooka dziewuszka znęcająca się nad pogrążonym w żałobie Malajkatem w Listach do M. 3 to sztandarowy przykład lukrowania patologii.

Kadr z filmu Listy do M. 3, reż. Tomasz Konecki, 2017.

Kadr z filmu Listy do M. 3, reż. Tomasz Konecki, 2017.

Oderwanie od rzeczywistości

Wszyscy wiemy, że kino stanowi jakąś formę ucieczki od rzeczywistości. Ale z drugiej strony, stara się też dość wiernie sportretować warunki, w jakich umieszcza swoich bohaterów. Problem w tym, że według naszego współczesnego kina Polska chyba ma rozdwojenie jaźni. O dziwo, nie ma to nawet nic wspólnego z polityką – ale w zależności od gatunku polskie filmy kreślą dwie tak skrajne wizje rzeczywistości, że prawie nikt dziś nie pokazuje na ekranie zwykłego, statystycznego Polaka i jego prawdziwego świata. Z jednej strony mamy szereg „lekkich” filmów i komedyjek rozgrywanych w wyimaginowanej Warszawie, która zwyczajnie nie istnieje – wymuskanej, czystej, bajkowej, pełnej wyłącznie młodych, pięknych, bogatych hipsterów i trendy knajpek. Świat, w którym w Wigilię ludzie niespiesznie spacerują po galeriach handlowych i tańczą na ulicy, zamiast zasuwać na szmacie i przy garach, żeby zdążyć ze wszystkim przed przyjazdem tabunów gości. Na drugim biegunie plasuje się Smarzowski i jego przepite portrety głębokiej i wszechobecnej patologii, wspierane ochoczo przez Patryka Vegę i jego teorie spiskowe o tym, że wszystkimi dziedzinami życia w Polsce rządzi taka czy inna mafia. Strach się bać. Gdzie w tym wszystkim ty, ja i miliony zwykłych Polaków, którzy po prostu spokojnie sobie żyją w przeciętnie cywilizowanym kraju? Nie wiadomo.

Wbrew temu, co można by wywnioskować z powyższego tekstu, w polskim kinie w ostatnich latach nie dzieje się wcale aż tak źle… obiecujące debiuty, coraz lepsze scenariusze, efektownie opowiadane historie, świeże spojrzenie młodych reżyserów – jest w czym pokładać nadzieję. Ale równocześnie te nieśmiertelne plagi są już tak wrośnięte w krajobraz polskiego kina, że czasem wręcz stanowią jego cechy definicyjne. W świadomości wielu ludzi polski film = niesłyszalne dialogi i Karolak. Ale może wcale nie musi tak być… może jeszcze doczekamy się zmian?

Przeczytaj także:

1 komentarz

Anonim 20 lutego 2018 - 14:17

No niestety większość polskich filmów wpisuję się w opisane przez Ciebie punkty. Chociaż nadużyciem byłoby pisać, że to dotyczy całości polskiego kina. Z perspektywy dajmy na to ostatnich 70 lat w Polsce powstało mnóstwo świetnych filmów, nagrodzonych na największych światowych festiwalach. Po części też i te, w ostatnio napisanym przeze mnie artykule o najważniejszych polskich filmach nawiązujących do tematyki IT: https://www.dobreprogramy.pl/Dementor/Najwazniejsze-polskie-filmy-odnoszace-sie-do-tematyki-IT,85259.html Pozdrawiam

Odpowiedz

Skomentuj

Ta strona wykorzystuje pliki COOKIES zgodnie z ustawieniami Twojej przeglądarki. Dowiedz się więcej.

The cookie settings on this website are set to "allow cookies" to give you the best browsing experience possible. If you continue to use this website without changing your cookie settings or you click "Accept" below then you are consenting to this.

Close