W tym miesiącu czeka mnie zmiana kodu na 3 z przodu – pomyślałam więc, że to całkiem dobry moment na podsumowania kulturalne. Dlatego dziś chciałabym się z wami podzielić trzydziestoma najważniejszymi książkami mojego życia – jakkolwiek patetycznie by to nie brzmiało. Wybrałam głównie książki, które w jakiś sposób na mnie wpłynęły, wywarły ogromne wrażenie, popchnęły mnie w jakąś stronę albo po prostu zostały ze mną na zawsze. Oto one (kolejność przypadkowa):
1.Astrid Lindgren, Dzieci z Bullerbyn – moja pierwsza ulubiona książka z dzieciństwa, czytałam ją kilka razy.
2. L.M. Montgomery, Ania z Zielonego Wzgórza – i kolejne tomy przygód rudej marzycielki. To chyba pierwszy cykl, który pochłaniałam z taką pasją.
3. J.K. Rowling, cykl Harry Potter – to książki, które przekonały wiele dzieci o tym, że czytanie jest fajne. Mnie absolutnie nie trzeba było do tego przekonywać, ale Harry i tak zawładnął moją wyobraźnią. I w końcu skłonił mnie do założenia bloga z fanowskim opowiadaniem w odcinkach.
4. J.R.R. Tolkien, Władca Pierścieni – pamiętam, że za dzieciaka trudno było mi przebrnąć przez pierwszych kilka rozdziałów (a już zwłaszcza Tom Bombadil mnie wynudził)… ale wykreowany przez Tolkiena świat to miłość na całe życie. A przewijający się na kartach trylogii język elfów zaszczepił mi w głowie myśl, żeby zacząć się uczyć fińskiego, na którym częściowo był wzorowany.
5. Andrzej Sapkowski, Ostatnie życzenie – a za nim cała reszta opowieści o wiedźminie. To jest miłość na całe życie. Regularnie pielęgnowana.
6. Naomi Wolf, Mit urody – to książka, z którą nie we wszystkich miejscach się zgadzam, ale zdecydowanie otworzyła mi oczy na to, skąd bierze się część moich kompleksów. I na wiele problematycznych kwestii związanych z tym, jak traktowane jest kobiece ciało i czemu tak naprawdę służą urodowe wymogi, jakie nam się narzuca.
7. Mary Shelley, Frankenstein – klasyka, do której warto wracać, także po to, żeby przyjrzeć się temu, jak popkultura potrafi przetworzyć oryginalny koncept. Bardzo do mnie przemawia ta refleksja nad społeczeństwem, które samo tworzy nękające je potwory.
8. Jerzy Pilch, Pod Mocnym Aniołem – to od tej przeczytanej w liceum książki zaczęła się moja długoletnia i zażyła znajomość z prozą Pilcha.
9. Joseph Heller, Paragraf 22 – ta książka stała się istotnym elementem mojej tożsamości w liceum – bo moja szkoła mieszcząca się przy ulicy Przemysłowej 22 uczyniła sobie z niej swego rodzaju symbol i nawiązując do niej, co roku 22 października obchodzi swoje święto pod nazwą P22.
10. Charles Bukowski, Kobiety – pierwszy utwór Bukowskiego, z jakim miałam do czynienia. Słuchałam go w postaci audiobooka i chyba głos i interpretacja Andrzeja Blumenfelda też zrobiły swoje, dodatkowo podkręcając klimat powieści. Dzisiaj moja kolekcja Bukowskiego powoli przestaje się mieścić na półce.
11. Oliver Sacks, Mężczyzna, który pomylił swoją żonę z kapeluszem – to książka, którą na wstępie polecono mi na studiach z psychologii – pierwszego dnia, na pierwszych zajęciach. I był to świetny wstęp, bo książki Sacksa to fascynująca wyprawa wgłąb ludzkiego mózgu.
12. F. Scott Fitzgerald, Wielki Gatsby – jedna z najbardziej poruszających powieści, jakie kiedykolwiek czytałam – i jedna z moich absolutnie ukochanych.
13. Miron Białoszewski, Pamiętnik z powstania warszawskiego – pierwsza książka, która wyrwała mnie z tak powszechnego w naszym kraju, nadmiernie romantyzowanego postrzegania wojny. Ważna zmiana perspektywy i oddanie głosu cywilom.
14. Szczepan Twardoch, Drach – od tego zaczęła się moja miłość do książek Szczepana. I cały czas kwitnie.
15. Anna Kowalczyk, Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich – ilustrowana rysunkami Marty Frej książka, która idealnie wpasowuje się w dotkliwą dziurę w powszechnej edukacji – i odpowiada na nurtujące mnie od dawna pytanie: gdzie u licha w podręcznikach do historii podziały się wszystkie kobiety?
16. Margaret Atwood, Opowieść Podręcznej – dawno nic mnie tak nie przeraziło swoją aktualnością jak ta dystopia napisana w latach osiemdziesiątych. Wszyscy powinniśmy czytać tę książkę jak nieustannie aktualną przestrogę, by patrzeć na ręce władzy i tym, którzy próbują nam narzucać swoją moralność. Póki jeszcze wolno patrzeć.
17. Rafał Wojaczek, Którego nie było – wymieniam ten jeden tom wierszy, ale tak naprawdę w liceum i na początku studiów pochłaniałam Wojaczka w ogromnych ilościach i na wyrywki (także dlatego, że trudno jest dostać poszczególne tomiki). Byłam dość mroczną nastolatką ze sporym bałaganem w głowie i Wojaczek ze swoją mroczną poezją pięknie się w ten okres mojego życia wpasował.
18. Ernest Hemingway, Słońce też wschodzi – nie jest to pierwszy utwór Hemingwaya, z którym się zetknęłam (sumiennie czytałam lektury szkolne, więc pierwszy był Stary człowiek i morze), ale to w okolicach tej książki na dobre wpadłam w twórczość Papy, który do dziś pozostaje jednym z moich ulubionych pisarzy.
19. Art Spiegelman, Maus – to dzięki niemu odkryłam powieści graficzne i chyba dzięki niemu najbardziej ciągnie mnie do tych wyrastających z poważnych i trudnych doświadczeń. Dodatkowo to była pierwsza książka, którą kupiłam w cudownie klimatycznej malutkiej księgarni przy ulicy Józefa na krakowskim Kazimierzu – do dziś to jedno z moich ulubionych miejsc.
20. George Orwell, Rok 1984 oraz…
21. …Aldous Huxley, Nowy wspaniały świat – te dwie doskonałe książki zaszczepiły mi fascynację literaturą dystopijną.
22. Waldemar Piasecki, Jan Karski. Jedno życie – ta rozpisana na kilka opasłych tomów biografia emisariusza władz Polskiego Państwa Podziemnego dobitnie uświadomiła mi, że w tym kraju od bardzo, naprawdę bardzo dawna nic się w polityce i życiu publicznym nie zmienia. I prawdopodobnie nigdy nie zmieni. Parafrazując jednego z bohaterów: wojna wojną, katastrofa klimatyczna katastrofą klimatyczną, ale polskie piekiełko najważniejsze.
23. J.R.R. Tolkien, Listy – nie ma nic tak dobrego, jak czytanie o kulisach powstawania ukochanej książki i to w listach samego jej autora. Oczywiście poza czytaniem samej ukochanej książki.
24. Hanya Yanagihara, Małe życie – nie pamiętam, żeby jakakolwiek inna książka wzbudzała we mnie tyle skrajnych emocji i tak często sprawiała, że miałam ochotę nią rzucić. A zaraz potem biec po nią, żeby z przejęciem czytać ją dalej.
25. Maryla Szymiczkowa, Tajemnica Domu Helclów – ten popełniony przez Jacka Dehnela i Piotra Tarczyńskiego kryminał osadzony w XIX-wiecznym Krakowie to prawdziwy miód na moje serce. W idealnych proporcjach łączy ze sobą kryminalną intrygę, kulturalne ploteczki i smaczki tamtych czasów, drobnomieszczańską atmosferę i inteligentny humor. Czysta przyjemność, która zawsze poprawia mi nastrój.
26. Christopher Paolini, Eragon – prawdopodobnie pierwsza powieść, którą przeczytałam w całości po angielsku (nie licząc uproszczonych wydań klasyków, które służyły do nauki języka). Istotna też o tyle, że autor napisał ją w wieku 15 lat, co strasznie rozpaliło moją nastoletnią ambicję… I stało się (traktowanym nieco z przymrużeniem oka) źródłem poczucia porażki – dobijając trzydziestki, nadal nie napisałam żadnej powieści.
27. Andrzej Sapkowski, Maladie – to opowiadanie przepisujące na nowo zakończenie opowieści o Tristanie i Izoldzie. Mocno przemówiło do mojej nastoletniej duszy i do dziś pozostaje jednym z moich ulubionych.
28. Marion Zimmer Bradley, Mgły Avalonu – ta opowiedziana z punktu widzenia kobiecych postaci i przesycona pogańską kulturą wersja arturiańskich legend zrobiła na mnie ogromne wrażenie, kiedy byłam nastolatką. I regularnie nachodzi mnie pokusa, żeby tę lekturę powtórzyć z punktu widzenia dorosłej feministki. Ale problem w tym, że to też idealny przykład jednego z coraz liczniejszej grupy dzieł, z którymi mam ogromny problem, odkąd odkryłam, jakie paskudne i odpychające rzeczy kryją się w biografiach ich twórców. Bycie społecznie wrażliwym odbiorcą kultury jest naprawdę zagmatwane, kiedy kolejni geniusze spadają z piedestału, okazując się sprawcami przemocy i osobami, których nie chcesz wychwalać, nawet jeśli stworzyli cudowne dzieła kultury.
29. Matthew d’Ancona, Postprawda – ważna lektura, która pomaga lepiej zrozumieć szaleństwo współczesnego świata, w którym każdy ma swoje „alternatywne fakty”. Zrozumieć w sensie mechanizmów, bo zrozumienie „jak tak można” to już inna para kaloszy.
30. Witold Gombrowicz, Ferdydurke – chyba najbardziej odświeżająca lektura w całym moim szkolnym kanonie – i świetny wstęp do specyficznego świata niełatwej, ale bardzo satysfakcjonującej intelektualnie prozy Gombrowicza.
A jakie książki zajmują szczególne miejsce w waszym życiu?
1 komentarz
Niektóre z tych książek znalazłyby się i na mojej liście, m.in. „Eragon”, który również dał mi nadzieję, że „ej, może mogę pisać”. Ogólnie w okresie późnej podstawówki, wczesnego gimnazjum Paolini był dla mnie guru. Zdecydowanie traktowałam go jak ulubionego autora i inspirację, bo w końcu tyle osiągnął, mimo że był niewiele starszy ode mnie. Nieustająco wracam również do „Ani z Zielonego Wzgórza”, która zachwyca mnie swoją serdecznością i ciepłem <3
Komentarze zostały wyłączone.