Kadr z filmu Zagłada, reż. Ben Young, 2018.

Zagłada – kiedy inwazja kosmitów idzie w dziwną stronę

by Mila

Szefowie Netflixa muszą być wielkimi fanami science fiction – inaczej nie umiem sobie wytłumaczyć ich uporu w kręceniu kolejnych filmów i seriali z tego gatunku. O ile produkcje osadzone w przeszłości czy skupiające się bardziej na fiction niż science wychodzą czasem Netflixowi rewelacyjnie (patrz: Stranger Things), to już te historie, w których temat nauki czy technologii jest mocno wyeksponowany, zazwyczaj wychodzą źle. Czasem nawet żenująco źle. A jednak z jakichś niewyjaśnionych powodów to właśnie takie produkcje Netflix kręci ostatnio jedna za drugą… Jego najnowsze osiągnięcie to Zagłada z Michaelem Peñą w roli głównej.

Punkt wyjścia Zagłady może się nieco kojarzyć z Wojną Światów – oto nagle na niebie pojawiają się statki obcych, którzy bez ostrzeżenia zaczynają atakować miasto. Ale jeśli martwicie się, że to podróba – nic z tych rzeczy. Grany przez Peñę główny bohater ma niepokojące, bardzo realistyczne sny o inwazji kosmitów. Kiedy na niebie rzeczywiście pojawiają się dziwne światła, mężczyzna próbuje wykorzystać swoje wizje, by ocalić rodzinę. Wkrótce okazuje się, że jego umysł skrywa zaskakujące tajemnice…

Kadr z filmu Zagłada, reż. Ben Young, 2018.

Kadr z filmu Zagłada, reż. Ben Young, 2018.

Zagłada nie jest może najlepszym filmem, jaki widziałam w życiu, ale zdecydowanie odbija się od dna zwyczajowego poziomu netflixowych sci-fi. To znów jest film, który miał dużo większy potencjał, niż ostatecznie było nam dane zobaczyć na ekranie, a scenariusz momentami przypomina raczej wstępny szkic niż dopracowane dzieło… co jest szczególnie dziwne, zważywszy, że maczał przy nim palce facet odpowiedzialny za scenariusz do Arrival – a to był przecież film napisany świetnie. Ale dzięki pomysłowym zwrotom akcji i solidnej aktorskiej robocie Michaela Peñy i Lizzy Caplan jest to produkcja naprawdę przyzwoita. I zaskakująco dobrze się ją ogląda, przynajmniej od momentu, w którym pojawia się pierwszy niespodziewany zwrot akcji.

Początkowo rzeczywiście skojarzenia z Wojną Światów i dziesiątkami innych produkcji o atakach kosmitów nie działają na korzyść filmu – mamy wrażenie, jakbyśmy gdzieś już to wszystko widzieli. Ale dwa bardzo sprytne (choć też nie wybitnie oryginalne) zwroty akcji sprawiają, że zaczynamy patrzeć na Zagładę zupełnie inaczej. To nie jest już tylko film, który każe ci się zastanowić, gdzie w twojej okolicy jest najbliższy schron, to już jest produkcja, która aspiruje do stawiania pytań o to, co to znaczy być człowiekiem, a także o kilka istotnych, szeroko dyskutowanych współcześnie kwestii. Nie powiem wam jakich, bo w tym filmie bardzo łatwo o spoilery…

"Kadr

Zmienia się też tempo filmu. Akcja, która początkowo wydawała się dość nudnawa, w drugim i trzecim akcie przyspiesza, chwilami może nawet za bardzo… Kiedy na jaw zaczynają wychodzić różne tajemnice, nie obraziłabym się, gdyby poświęcono odrobinę więcej czasu na eksplorację genezy sytuacji, bo tak naprawdę właśnie to w całej produkcji jest najciekawsze. Pod względem logiki nie można Zagładzie niczego zarzucić, koncept jest jasny i wszystko jest tu logicznie spójne – ale nie zaszkodziłoby trochę głębiej potraktować niektórych tematów.

Prawdopodobnie dlatego Zagłada sprawia wrażenie bardziej naszkicowanej niż w pełni rozwiniętej fabuły. A szkoda, bo wbrew początkowym oczekiwaniom twórcy naprawdę mają tu coś ciekawego do powiedzenia i prowadzą nas w stronę, której raczej byśmy się nie spodziewali. Robią to też bardzo sprawnie, a film trzyma w napięciu – parę razy złapałam się na tym, że siedzę jak na szpilkach i kibicuję bohaterom w ich walce o przetrwanie.

Szkoda, że nie dopracowano scenariusza Zagłady jeszcze trochę bardziej, bo mógłby z tego wyjść naprawdę dobry film… Patrząc jednak na dotychczasowe osiągnięcia Netflixa, to zdecydowanie jest krok we właściwą stronę!

Przeczytaj także: