12 edycja krakowskiego festiwalu kina niezależnego Off Camera właśnie dobiega końca – za mną 10 dni oglądania filmów z różnych stron świata, przysłuchiwania się inspirującym spotkaniom z artystami i chłonięcia twórczej atmosfery. Po szczegółową relację z festiwalu zapraszam na Instagram, a tymczasem przed wami 12 najważniejszych wspomnień z tegorocznej edycji festiwalu Off Camera:
Z życia blogera
Przełom kwietnia i maja to dla mnie od kilku lat czas po brzegi wypełniony filmami – przede wszystkim za sprawą krakowskiego festiwalu Off Camera. Ale tak naprawdę sezon na mniejsze lub większe festiwale filmowe nigdy się nie kończy. O różnych porach roku i w różnych zakątkach kraju i świata – zawsze gdzieś trwa święto kina. A do takiego święta warto się odpowiednio przygotować. Jeśli wybieracie się w najbliższym czasie na jakiś festiwal, oto kilka rzeczy, które powinniście mieć ze sobą:
Nadchodzi zima, a wraz z nią święta i Mikołaj z workiem podarków. Jeśli zamierzacie wcielić się w Mikołaja i przydałyby wam się pomysły na prezenty dla bliskich, którzy interesują się kulturą, tak wysoką, jak i popularną – w tym tekście znajdziecie garść prezentowych inspiracji.
Mówili nam, że będziemy elitą tego narodu. Już od pierwszego dnia, zupełnie, jakbyśmy właśnie dostali się na Harvard albo przynajmniej na wydział prawa na UJ-ocie, a nie do liceum gdzieś daleko na prowincji. Oscylowanie wokół pierwszej pozycji w wojewódzkich rankingach najwyraźniej zobowiązuje – nawet jeśli w skali kraju przed nami było jeszcze co najmniej z 50 bardziej elitarnych szkół.
Deadline tuż-tuż, a ty wciąż nie masz pomysłu, jak zabrać się za tekst? Promotor pyta, kiedy w końcu oddasz pracę? Wydawca o sobie przypomina, a powieść dalej nie chce się skończyć? Na blogu od wielu dni zieją pustki? Blokada twórcza to koszmar, który prędzej czy później dopada każdego rzeźbiącego w słowie… Ale bez paniki! Są (mniej lub bardziej skuteczne) sposoby na to, żeby sobie z nią poradzić.
Pokażcie mi blogera książkowego, który nie lubi dostawać egzemplarzy recenzenckich! W myśl zasady, że nie ma czegoś takiego jak za dużo książek w domu, większość z nas chętnie przytuliłaby jeśli nie całe stosy nowości nadsyłane przez wydawców, to choćby jakąś konkretną pozycję, która nas ciekawi i która jak na złość (zawsze!) pojawia się akurat po tym, gdy już trzy razy przekroczyliśmy miesięczny limit wydatków na książki. Może by tak więc napisać do wydawnictwa…?
Od pewnego czasu mamy ze znajomymi taką niepisaną umowę, że chodzimy na filmy Marvela razem, zawsze w tym samym składzie, najlepiej jak najbliżej premiery. Albo wręcz na przedpremiery – nie tyle nawet ze względu na spoilery, co na ekscytację i na to, że jest wśród nas bloger (znaczy ja), któremu bardzo się spieszy do napisania recenzji. Bo i po co komu recenzja filmu Marvela po miesiącu, kiedy wszyscy już go widzieli. Za tydzień na ekrany polskich kin wchodzi Ant-Man i Osa – ale tym razem nasza tradycja jest poważnie zagrożona…
Wiecie, jaki jest najlepszy sposób na to, by sprawdzić, ile jakaś codzienna czynność zabiera wam czasu? Możecie oczywiście nastawić stoper i policzyć minuty… Ale możecie też po prostu przestać ją na jakiś czas wykonywać i przekonać się, ile nagle macie wolnych godzin w grafiku i jak wiele innych rzeczy się w nim mieści.
Nie ma co się oszukiwać – większość ludzi zabierających się za blogowanie ma przed oczami tę piękną wizję: pewnego dnia pisanie bloga będzie moim jedynym zajęciem. Będę wstawać w południe, pisać krótki tekst, kasować pieniądze od reklamodawców i przez resztę dnia lenić się i popijać drinki z palemką. Bezpiecznie można chyba powiedzieć, że 100% ludzi myślących w ten sposób przeżywa potem rozczarowanie. Bo nawet tym nielicznym, którym udaje się z blogowania zrobić sobie sposób na życie, blogowanie zabiera dużo więcej czasu. A cała reszta musi sobie radzić z upchnięciem blogowania gdzieś pomiędzy pracą na etacie i codziennymi obowiązkami. Prędzej czy później wszyscy stajemy więc przed pytaniem, jak znaleźć czas na pisanie bloga.
Chirurg, dyrektor dużej firmy, profesjonalny zapaśnik, gitarzysta Metalliki – co łączy tych wszystkich ludzi? Nie tylko to, że każdy z nich odniósł w życiu taki czy inny sukces. Łączy ich także to, że wszyscy kolekcjonują funko popy. Nie mówię, że zbieranie funko popów to przepis na sukces i sławę… Ale jeśli kiedykolwiek czuliście, że przez wasze hobby inni uważają was za nieco infantylnych – ten tekst jest dla was. I dla was jest też fantastyczny, podnoszący na duchu film dokumentalny Making fun: The story of Funko, który znajdziecie na Netflixie – zdecydowanie polecam!