Kadr z filmu TAU, reż. Federico D'Alessandro, 2018.

TAU, czyli Netflix nie bardzo umie w science fiction

by Mila

Pomyślałby kto, że po ciężkich przejściach z serialem The OA nauczę się trzymać z daleka od sygnowanych marką Netflixa produkcji z gatunku science fiction… Ale nie. Gdy na liście polecanych filmów pojawił mi się niedawno TAU, coś mnie podkusiło i postanowiłam go obejrzeć… Po takim wstępie być może was to zaskoczy, ale mam nawet do powiedzenia o tym filmie jedną miłą rzecz: dobrze, że to nie serial, bo zmarnował mi jedynie dwie godziny życia.

TAU, przynajmniej na początku, aspiruje do bycia thrillerem – psychopatyczny naukowiec (Ed Skrein) porywa dziewczynę (Maika Monroe) i w swoim eleganckim domu/laboratorium chce przeprowadzać na jej mózgu eksperymenty, by udoskonalić tworzoną przez siebie sztuczną inteligencję. Aby uciec i ocalić życie, dziewczyna musi przechytrzyć zarządzający domem i dość morderczy program o wdzięcznym imieniu TAU (w tej roli nieco androgynicznie brzmiący głos Gary’ego Oldmana).

Kadr z filmu <em>TAU</em>, reż. Federico D'Alessandro, 2018.

Kadr z filmu TAU, reż. Federico D’Alessandro, 2018.

Na tym mniej więcej kończy się thriller – a sam film jeszcze kilka razy zupełnie niespodziewanie i niepotrzebnie zmienia klimat i wymowę. TAU jakby nie do końca może się zdecydować, czym chce być i co chce nam powiedzieć. Najpierw udaje thriller, potem udaje… cóż, coś na kształt romansu z programem komputerowym, a pod koniec chwilami udaje jeszcze komedię klasy B o krwawej zemście. A przejście do kolejnego gatunku następuje zawsze mniej więcej wtedy, kiedy widz już prawie-prawie zaczynał się wczuwać klimat poprzedniego. Brawo, filmie, to jest doskonały sposób na sprawienie, żeby nikt się nie przejmował losem bohaterów.

Wyjściowy pomysł na trójkąt psychopatyczny naukowiec – rezolutna dziewczyna – mordercza, ale zaskakująco kochliwa sztuczna inteligencja był dość ciekawy. Zwłaszcza, że grany przez głos Oldmana program ma tu bardzo dużo z dziecka, jest ciekawy świata, chce chłonąć wiedzę, zadaje mnóstwo dziwnych pytań (co to jest drzewo? czy jaskiniowcy jedli dinozaury?) i zdaje się mieć w sobie całkiem sporo czegoś na kształt dziecięcej empatii. W pewnym momencie zaczynamy na niego zresztą patrzeć jak na skrzywdzone dziecko i mimo wszystko bezbronną ofiarę swojego psychopatycznego stwórcy. Być może nie do końca tego oczekiwaliśmy od morderczego programu, który za wszelką cenę miał zatrzymać bohaterkę w jej stylowym więzieniu, ale akurat ten zwrot akcji okazał się jedynym ciekawym i wartościowym w całym filmie.

Kadr z filmu <em>TAU</em>, reż. Federico D'Alessandro, 2018.

Kadr z filmu TAU, reż. Federico D’Alessandro, 2018.

Niestety ta perspektywa, nawet przyprawiona do smaku głosem Gary’ego Oldmana, nie jest w stanie uratować całego filmu. Za dużo rzeczy ciągnie go w dół, żeby Oldman mógł tu coś zdziałać: TAU jest filmem bardzo niespójnym, okropnie przewidywalnym, dłużącym się i zwyczajnie napisanym na kolanie. Scenarzyści albo chodzą na skróty, albo korzystają z nieśmiertelnych klisz, które widzieliśmy już w dziesiątkach innych filmów o psychopatycznych porywaczach i sztucznej inteligencji zagrażającej człowiekowi, albo każą bohaterom podejmować wyjątkowo głupie decyzje.

Trochę szkoda. Chociaż z drugiej strony… chyba można się było tego spodziewać.

Przeczytaj także: