Gdyby przyjąć, że forma nowego serialu Netflixa Altered Carbon jest świadomym odbiciem tego, jak bardzo sportretowana w nim ludzkość jest zagubiona i nie wie, dokąd zmierza, należałoby chyba okrzyknąć tę produkcję drobiazgowo zaplanowanym arcydziełem. Obawiam się jednak, że taka interpretacja to spore nadużycie, a Altered Carbon jest ni mniej, ni więcej niż tym, czym jest – serialem, który tak bardzo chciał zabawiać, zaskakiwać i ekscytować widza, że aż przedobrzył i w konsekwencji wypadł dość blado.
Serial
Po tym, jak w 2017 roku głos kobiet stał się słyszalny i na dobre rozgorzała dyskusja o molestowaniu seksualnym, część osób zaczęła wieszczyć koniec epoki flirtu, koniec romansów i związków, a co za tym idzie – rychłą zagładę gatunku ludzkiego. Jako że temat ewidentnie wzbudza konsternację i dezorientuje nawet tych, którzy teoretycznie powinni wiedzieć, o czym mówią, przed wami krótki poradnik, który – mam nadzieję – rozwieje wasze wątpliwości i nauczy was rozpoznawać, co jest flirtem, a co chamskim molestowaniem. You’re welcome.
Prawdopodobnie każdy wielbiciel seriali ma na swojej liście choć jeden taki tytuł, który śledzi z wypiekami na twarzy, choć obiektywnie rzecz biorąc… wcale nie powinien. Istne guilty pleasures, małe przyjemności, do których wstyd się przyznać. Wiecie, jeden z tych naiwnych seriali dla nastolatek albo jakiś tasiemiec, który ciągnie się tak długo, że już nawet jego twórcy zapomnieli, po co go dalej kręcą. Produkcje ostentacyjnie wyciskające łzy i żerujące na emocjach albo pełne coraz dziwniejszych bohaterów i tak żenujących zwrotów akcji, że po każdym odcinku mamy ochotę rzucić je w cholerę… ale nigdy tego nie robimy, bo jakkolwiek niedorzeczne te produkcje by nie były, dostarczają nam zbyt wiele rozrywki.
Ok, dziś jest ten dzień, kiedy czas rozprawić się z Black Mirror. Pewnie zabrzmię teraz jak serialowy hipster, ale wygląda na to, że wzrost budżetu i wyjście z niszy, do której zaglądali tylko zapaleńcy, wcale nie przyniosło nic dobrego. Owszem, pozwoliło twórcom na śmiałe eksperymentowanie z formą – a to samo w sobie nie jest żadną wadą. Problem jednak w tym, że nowy sezon Black Mirror tak bardzo daje się ponieść grze konwencjami i stylami, że gubi po drodze coś, co było esencją całej produkcji – bardzo specyficzną, refleksyjną i niebywale niepokojącą treść.
To nie był dobry rok dla seriali – z taką myślą zasiadałam do pisania tego tekstu, mając w pamięci cały szereg produkcji, które w 2017 roku mnie rozczarowały. I owszem, nie brakuje na mojej liście pozycji, które bynajmniej nie zasłużyły na pochwałę… Ale z drugiej strony, odlazłam w pamięci też kilka perełek, którymi zostaliśmy w tym roku obdarowani, może więc nie było aż tak źle… Oto one – moje największe serialowe zachwyty i rozczarowania tego roku.
Niedawno podczas maratonu drugiego sezonu The Crown nasunęło mi się zupełnie poważne pytanie: czy królowa Elżbieta ogląda seriale? A konkretniej – czy ogląda rozmaite mniej lub bardziej biograficzne produkcje, jakie powstają na temat niej samej i innych członków rodziny królewskiej?
Margaret Atwood przeżywa ostatnio renesans popularności. I to nie byle jaki, bo oprócz szumu wokół nowych wydań Opowieści podręcznej szturmem bierze też telewizję. W samym 2017 roku pojawiły się dwa seriale na podstawie jej powieści. O, nie bójmy się tego słowa, wstrząsającej Opowieści podręcznej pisałam już kiedyś w ramach cyklu #FeministFriday, a niedawno Netflix uraczył nas adaptacją kolejnego tekstu Atwood – miniserialem Grace i Grace (Alias Grace).
Wielbiciele kina superbohaterskiego pewnie zgodzą się ze mną, że rok 2017 był pełen wrażeń. W świetnym stylu pożegnaliśmy Wolverina w wykonaniu Hugh Jackmana, dostaliśmy kolejne 3 filmy od Marvela, ktoś wpadł na to, żeby zrobić Batmana z Lego, po stronie DC Wonder Woman wreszcie dostała swój samodzielny film, Jason Momoa dorzucił trochę khala Drogo do roli Aquamana w Lidze Sprawiedliwości… A w telewizji działo się jeszcze więcej.
Były w tym zestawieniu produkcje naprawdę niesamowite, ale były też takie, w których coś mocno poszło nie tak… Czas więc na moje subiektywne podsumowanie tegorocznych najlepszych i najgorszych komiksowych produkcji.
Przyznajcie – ilu z was czerpie przyjemność z czekania cały tydzień na kolejny odcinek swojego ulubionego serialu? Czasy, kiedy to była jedyna opcja, (może wcale nie aż tak dawno) już minęły… Platformy streamingowe, a już zwłaszcza Netflix wypuszczający naraz całe sezony swoich własnych seriali, zmieniły to, jak odbieramy dziś odcinkowe produkcje. Pytanie tylko, czy to na pewno dobrze…