Kadr z serialu Punisher, 2017.

Punisher – przerażający przystojniak z PTSD

by Mila

Przyznaję, że po (delikatnie mówiąc) niezbyt satysfakcjonujących przejściach z serialami Iron FistDefenders, do najnowszej telewizyjnej produkcji Marvela podchodziłam z pewną rezerwą… Niepotrzebnie. Tym razem studio nie zawiodło, a Punisher naprawdę może się podobać – nawet tym, którzy zazwyczaj z politowaniem kręcą głową na hasło „komiksy”.

Punisher jest „najmniej marvelowy” ze wszystkich marvelowskich seriali – przynajmniej w tym sensie, że nie uświadczycie tu żadnych nadprzyrodzonych mocy, kosmitów, mutantów ani magicznych artefaktów. Zamiast tego dostajemy solidną, żołnierską opowieść na pograniczu thrillera i kina akcji z akcentem politycznym w tle. Jest tu krwawa zemsta, brutalnie wymierzana sprawiedliwość, bohaterowie wyjęci spod prawa, tuszowane za wszelką cenę afery w amerykańskiej armii i żołnierze po powrocie z misji zostawieni sami sobie, wydani na pastwę lęków, problemów z przystosowaniem i stresu pourazowego.

Kadr z serialu Punisher, 2017.

Kadr z serialu Punisher, 2017.

Seriale Marvela mają ostatnio co nieco do powiedzenia o poważnych sprawach. Luke Cage spokojnie kwalifikuje się jako produkcja zaangażowana społecznie i głos w dyskusji black lives matter. Teraz Punisher dorzuca swoje trzy grosze do kwestii traktowania weteranów wojennych, którym Ameryka niby oddaje najwyższe honory, ale jednocześnie nie ma chyba pomysłu na to, jak im pomóc odnaleźć się w rzeczywistości po traumatycznych przeżyciach z pola walki. Lubię, kiedy adaptacje komiksów nieco wychodzą poza ramy prostej rozrywki i biorą na warsztat poważniejsze tematy – od razu ogląda się to ciekawiej niż zwykłą nawalankę z cyklu „zabili go i uciekł”.

Grany przez Jona Bernthala Punisher rzeczywiście ucieka po tym, jak już go zabili – ale na tym polega spora część intrygi. Nawalania się też jest w serialu całkiem sporo – chociaż tu akurat zaczynają się rozbieżności w opiniach. Jedni uważają, że krwi i przemocy jest tak dużo, że aż ciężko patrzeć… inni – że jak na Punishera to i tak jeszcze za mało i po co on w ogóle aż tyle rozmyśla, powinien tylko cały czas prać ludzi po pyskach. Co kto lubi. Mnie się ten serial od początku do końca podobał, z całkiem nieźle wyliczoną proporcją przemocy włącznie.

Kadr z serialu Punisher, 2017.

Kadr z serialu Punisher, 2017.

Do castingów nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Żeby nie powiedzieć, że kilka razy trafiono tu w dziesiątkę. Cała obsada buduje wiarygodne, wyraziste postaci, nawet nieszczęsna Karen Page jakimś cudem nie jest tu irytująca, czego nie da się powiedzieć o jej występach w Daredevile’uDefendersach. Bernthal w roli Punishera jest dziwnie wprost hipnotyzujący – jednocześnie niebezpieczny, niepokojący, odpychający… ale i na swój sposób sympatyczny, a być może żeńska część widowni zgodzi się ze mną również, że całkiem pociągający… nawet jeśli przez sporą część czasu komunikuje się przy pomocy chrząknięć. Frank Castle daje nam wreszcie głównego bohatera pełnego charyzmy – i mającego jej więcej niż niż Daredevil, Iron Fist i wszyscy ich pomocnicy razem wzięci. Partnerujący mu (choć pewnie Frank obraziłby się na to słowo) Ebon Moss-Bachrach jako David Lieberman też sprawdza się świetnie – a ich duet jest jednym z lepszych w całym uniwersum, a już na pewno w jego telewizyjnej części.

Kadr z serialu Punisher, 2017.

Kadr z serialu Punisher, 2017.

Technicznie też jest naprawdę dobrze. Ktoś, kto wpadł na to, by zilustrować Punishera mocno gitarową muzyką, zasługuje na podwyżkę. Zdjęcia i scenografia też są drobiazgowo dopracowane – tak jak w poprzednich serialach Marvela mamy na ekranie świetne operowanie kolorem. Żółty, czerwony, niebieski, butelkowa zieleń – powtarzające się kombinacje tych kolorów ożywiają kadry i sprawiają, że nawet zdjęcia z obskurnych magazynów nagle stają się ciekawe.

Dobre tempo akcji, ciekawi bohaterowie, aktualne problemy i dość uniwersalnie rezonujący motyw zemsty i poczucia winy za śmierć bliskich – Punisher ma wszystko, czego szukacie w przyzwoicie zrobionym serialu o twardych facetach i skandalicznych zbrodniach. I wisienka na torcie: nikt się w nim nad sobą nie użala. A w odniesieniu do paru ostatnich seriali Marvela to naprawdę miła odmiana.

Przeczytaj także: