Nie podsuwajmy im pomysłów czyli House of Cards po raz piąty

by Mila

Zawsze, kiedy widzę czołówkę serialu House of Cards, budzi się we mnie nagła i paląca potrzeba osiągnięcia czegoś wielkiego i godnego zapamiętania.  Co prawda, po 5 sezonach i 65 odcinkach dalej nie wiem, co by to miało być… Wynalezienie leku na raka? Władza nad światem? A może raczej coś, co w tym sezonie usłyszy Frank Underwood: jak cię usuną ze stanowiska, to już na pewno przejdziesz do historii! Nie da się jednak zaprzeczyć, że to jedna z moich ulubionych serialowych czołówek i że za każdym razem niezmiennie coś we mnie porusza.

W poprzednich sezonach nauczyliśmy się już, że Frank i Claire Underwood są zdolni do wszystkiego. Zniszczą tych, którzy stają im na drodze do celu. Spróbują zniszczyć siebie nawzajem. A tym razem w 5 sezonie przekonamy się, że z pogoni za władzą oni sami też nie wychodzą bez szwanku.

Kadr z 5 sezonu House of Cards, 2017.

Poprzedni sezon zakończył się brutalnym atakiem terrorystycznym tuż przed wyborami i deklaracją Underwoodów, że teraz to oni będą siali terror. I w pewnym sensie jak powiedzieli, tak zrobili – w polityce bezwzględnie sieją chaos, a z życiem ludzkim pogrywają równie mrocznie, co do tej pory.

Jest takie powiedzenie, że należy uważać, jak traktujesz ludzi, idąc na szczyt, bo będziesz ich mijał, spadając. Frank Underwood nigdy specjalnie nie przejmował się tą zasadą i 5 sezon wydaje się sugerować, że może się to na nim zemścić. Komisje śledcze, nieustępliwi dziennikarze, niebezpieczne sekrety wypływające na światło dzienne, spadające poparcie w sondażach, groźba pociągnięcia prezydenta do odpowiedzialności za oszustwa wyborcze i zbrodnie z przeszłości… Grunt zdaje się palić Frankowi pod nogami i choć wielu z nas bardzo dawno przestało mu kibicować, zafascynowani zastanawiamy się, czy tym razem asy, które Frank chowa w rękawie, okażą się wystarczające, by  utrzymać fotel prezydenta.

Kadr z 5 sezonu House of Cards, 2017.

Wydaje się, że tym razem zamiast dążenia po trupach do celu, obserwujemy desperacką walkę o utrzymanie pozycji. Że osaczony Frank zaczyna działać irracjonalnie. Że wrogów jest coraz więcej, a przyjaciół coraz mniej, tak wewnątrz Białego Domu, jak i poza nim. Ale wydaje się też, że po perturbacjach poprzedniego sezonu, porozumienie pomiędzy Frankiem i Claire zaczyna się odbudowywać. Że, choćby kontrowersyjnymi środkami, dążą do jakiegoś wspólnego celu. A także – że opinia publiczna chętniej widziałaby w fotelu prezydenta Claire niż Franka… Ale to jest House of Cards. Tylko niektóre z tych rzeczy mogą być prawdą. Wzorem Franka, scenarzyści zawsze mają jakiegoś asa w rękawie. Stawiają pytania, budzą wątpliwości, a i tak dopiero w finale wszystkie puzzle trafiają na swoje miejsce, ujawniając skrupulatnie zaplanowane intrygi.

Nie brakuje ludzi, którzy twierdzą, że najlepszym elementem całego serialu są te chwile, gdy Frank patrzy w kamerę i zwraca się bezpośrednio do widzów ze swoim niekiedy cynicznym, a zawsze brutalnie szczerym komentarzem. Tym razem również nie zawodzi, a jego słowa są aktualne jak nigdy. Problemy tego sezonu nie do końca mieszczą się już w słowie fikcja, raczej balansują gdzieś na granicy inwencji twórczej scenarzystów i pomysłowości rzeczywistych światowych liderów. Frank co prawda żadnego muru budować nie zamierza, ale momentami analogie do rzeczywistości nasuwają się same. Niektórzy na ten sezon reagują słowami: nie podsuwajcie Trumpowi pomysłów! A są i tacy, którzy twierdzą, że Underwood w fotelu prezydenta i tak byłby mniejszym złem niż Pan Tupecik…

Przynajmniej wygląda bardziej reprezentacyjnie. Kadr z 5 sezonu House of Cards, 2017.

Ale zostawmy te porównania. Wcale nie one są w tym sezonie najciekawsze. Tym razem wytęskniona narracja skierowana wprost do widza zaskoczy was nie tylko celnymi refleksjami Franka. W Ameryce epoki Underwoodów szykują się spore zmiany – i serial ani przez chwilę nie da nam o tym zapomnieć. Ba, finałowym odcinkiem tak pobudzi apetyt na więcej, że strach myśleć, jak długo będziemy musieli czekać na sezon 6.

Bierzcie i oglądajcie, bo to dalej jest jeden z najlepszych seriali w historii zachodniej telewizji.

Przeczytaj także:

4 komentarze

Kasia 2 czerwca 2017 - 17:07

Uwielbiam ten serial. Budzi we mnie podobne emocje do Twoich. Jestem przy 10 odcinku 5 serii i myślałam, ze będzie to ostatni sezon. Dzięki za ten artykuł! Jest świetny, super się czyta. Pozdrawiam serdecznie:-)

Martynosia 3 czerwca 2017 - 15:08

Podobałam mi się 1 i 2 seria, każda kolejna jest gorsza, naciągana i rozciągnięta do granic możliwości. Nuda, nuda, nuda. Obejrzałam całą ostatnią serię i ona jest na prawdę bardzo słaba – szkoda czasu;/

Artur Głowacki 3 czerwca 2017 - 15:50

Zatrzymałem się w połowie 3 sezonu. Niestety po pierwszym sezonie, moim zdaniem, cała magia prysła.

Zielona Karuzela 6 czerwca 2017 - 08:22

Sezony od 1-3 połknęłam w całości i byłam zachwycona. Później postanowiłam ograniczyć oglądanie seriali (w najmroczniejszym okresie oglądałam ok. 30 naraz – wiem tragedia). Z racji, że mam tendencję do popadania w skrajności – całkowicie zaprzestałam tego niecnego procederu i pożeracza czasu 😀 Chociaż za Frankiem wciąż tęsknię i mam wielki plan kiedyś do niego wrócić 🙂

Komentarze zostały wyłączone.