Mieliśmy być elitą narodu – refleksja na 10-lecie matury

by Mila

Mówili nam, że będziemy elitą tego narodu. Już od pierwszego dnia, zupełnie, jakbyśmy właśnie dostali się na Harvard albo przynajmniej na wydział prawa na UJ-ocie, a nie do liceum gdzieś daleko na prowincji. Oscylowanie wokół pierwszej pozycji w wojewódzkich rankingach najwyraźniej zobowiązuje – nawet jeśli w skali kraju przed nami było jeszcze co najmniej z 50 bardziej elitarnych szkół.

Mówili nam, że będziemy elitą tego narodu, a nam stosunkowo łatwo było w to wierzyć. Trochę dlatego, że to nie była szkoła jak wszystkie inne, odrysowana od dokładnie tej samej linijki. Ale tym łatwiej było nam w to wierzyć, im więcej mieliśmy w sobie samych narcyzmu i poczucia wyższości… A tego zdecydowanie nie brakowało.

Mówili nam, że za kilka lat będziemy rządzić krajem. Wynajdować leki na raka. Kształtować wysoką kulturę. Dostawać Nike, Oscary i Noble. Słynnych absolwentów na potwierdzenie tych słów jakoś brakowało, ale nikt zdawał się tym wtedy nie przejmować.

Wychowywali nas na królów świata. Opuszczaliśmy szkolne mury z dziwnym poczuciem dumy i przeświadczeniem, że teraz nasza droga wiedzie przez najlepsze uczelnie w kraju – gdzie dalej będą nam mówić, jacy to jesteśmy przeznaczeni do wielkości i najlepsi z najlepszych. Ale na uniwersytetach profesorowie byli już nieco bardziej powściągliwi.

10 lat później spływają pierwsze zaproszenia na bale absolwentów. Oczywiście, że na bale. Królowie świata 10-lecie matury świętują przecież na balach, a nie jak reszta ludzkości – przy piwie. A ja siedzę i zastanawiam się: czy ktoś jeszcze oprócz mnie rozważa, czy w ogóle wypada się tam pojawić, jeśli niczego szczególnego się w życiu nie osiągnęło.

O ile wiem, nikt z nas jeszcze nie wynalazł lekarstwa na raka. Nikt nie zasiada w parlamencie ani nie rządzi krajem. Mamy co prawda pewne osiągnięcia w polityce, ale kończą się one na finansowych machlojkach szczebla powiatowego. Nikt nie dostał Nobla. Nikt nie wystawia sztuki na Broadwayu. Nikt nie napisał prawdziwego bestsellera. To chyba akurat miałam być ja, ale jakoś się jeszcze nie złożyło. Za kolejnych 10 lat też się pewnie jeszcze nie złoży.

Ktoś został dentystą, ktoś prawnikiem, ktoś nauczycielem. Pokaźna grupa wspina się po szczeblach rozmaitych korporacji. Ktoś w poszukiwaniu lepszego życia wyjechał na zachód, ktoś inny na północ. Ktoś wydał niespecjalnie poczytny tomik poezji. Ktoś inny pisze równie poczytnego bloga.

Mieliśmy być intelektualną elitą narodu. Rządzić krajem, zmieniać świat, kształtować kulturę…

A okazało się, że jesteśmy tacy, jak wszyscy.

2 komentarze

Damian 7 listopada 2018 - 21:34

Trafiony tekst. Gdy było się młodym, miało się wrażenie, że można wiele zrobić, osiągnąć. Z czasem jednak okazało się, że to nie takie proste i że wielki świat i tak sobie doskonale poradzi bez naszej ingerencji w jego funkcjonowanie.

Magda 8 listopada 2018 - 11:53

żeby mieć elitę należy zacząć od edukacji, formowanie ludzi wg jednego porządku myślenia ( zgodnego z linia polityczną) nie kończy się niczym dobrym

Komentarze zostały wyłączone.