Miało być o filmie, jest o związkach

by Mila

Nie do końca rozumiem ideę promowania wszelkich możliwych filmów pod szyldem komedii. O ile oczywiście świat się ostatnio nie nawrócił na tradycję i wyrafinowanie, komedię definiując jak Dante – jako historię, która kończy się dobrze, niezależnie od tego, jak okropnie jest po drodze. Z tego jednak, co mi wiadomo, świat zmierza raczej w odwrotnym kierunku… Pozwolę więc sobie narzekać dalej.

Na przykład zupełnie nie potrafię odgadnąć, czym też kierował się człowiek, który podjął dezycję o reklamowaniu Jak zostać królem jako „królewskiej komedii”, w dodatku prześmiesznej i przezabawnej. Trzy na krzyż zabawne sceny nie czynią z filmu komedii, zwłaszcza gdy w ogólnej wymowie jest on tak daleki od śmieszności, jak to tylko możliwe. Trochę to sprawia wrażenie ubliżania widzowi, zupełnie jakby niczego poza komedią nie był w stanie znieść, obejrzeć i zrozumieć. Słowa „dramat” unika się za to jak ognia, mimo że niejednokrotnie ciśnie się podczas oglądania na usta.

Podobnie jest z goszczącym od niedawna na ekranach filmem Dwoje do poprawki. Kto mu przykleił łatkę komedii i dlaczego – pozostaje dla mnie tajemnicą. Trochę to jednak krzywdzące, bo potem wyłącznie komediożerna część publiczności wychodzi z kina i narzeka, że nudne. Inną już sprawą jest pytanie, gdzie się u tych ludzi podziała elementarna choćby wrażliwość… W jakimkolwiek gatunku by tego filmu bowiem nie zamknąć, „nudy” jest ostatnim słowem, jakiego można użyć pod jego adresem.

Pisząc ten tekst, przejrzałam z ciekawości pojawiające się na różnych portalach komentarze na temat filmu. Zadziwiająco często pojawiają się wśród nich głosy, że młodzi ludzie tego filmu nie zrozumieją i prawa nie mają twierdzić, że zrozumieli. A jak oglądać, to tylko z dwudziestoletnim stażem małżeńskim. Zadziwiające, jak z racji wieku odmawia nam się myślenia, empatii, wrażliwości, może nawet doświadczeń. Spieszę państwu zrzędom donieść, że świat się zmienia, gówniarze rozumieją więcej, niż się państwu zdaje, a państwo monopolu na samotność, rozczarowanie i zgorzknienie wcale nie posiadają.

Komunikacja w związku nie jest sprawą prostą, niezależnie od jego etapu ani wieku partnerów. Co prawda, czuję się szalenie niewiarygodna, pisząc te słowa, z uwagi na fakt, jak dawno w żadnym związku nie byłam. Z braku praktyki wiedzy teoretycznej mam za to aż nadto, a przede wszystkim nieustannie uważnie obserwuję, co się dookoła dzieje. I bynajmniej nie są to obserwacje optymistyczne.

Już wśród dwudziestolatków nie brakuje par czy młodych małżeństw, które zupełnie nie potrafią ze sobą rozmawiać, milczą, gdy trzeba mówić, przeczekują problem, zamiast go rozwiązać, duszą w sobie żal i urazę. To się z czasem nie zmienia, z tego się nie wyrasta. Można się przyzwyczaić, pewnie, że tak. Ale stąd już prosta droga do punktu, w którym znaleźli się bohaterowie filmu Davida Frankela – do życia pod jednym dachem z kimś, kto od lat już cię nie dotyka, z kim nie potrafisz rozmawiać i kto, zamiast czynić cię każdego dnia szczęśliwszym, sprawia, że czujesz się już tylko coraz bardziej samotny i rozżalony. W dodatku im później postanowicie ratować swój związek, tym będzie trudniej. A nikt wam przecież nie zagwarantuje, że jak Kay i Arnold traficie na naprawdę dobrego terapeutę i że wystarczy wam odwagi, siły i samozaparcia…

Miało być o filmie, jest o związkach. Może to i lepiej. O filmie przeczytacie sobie wszędzie i niczego nie zmieni, jeśli ja też powtórzę radośnie, że bardzo dobry, że Meryl Streep i Tommy Lee Jones wprost fenomenalni… Powiem wam tylko tyle – obejrzyjcie. I zastanówcie się nad sobą, bez względu na to, ile macie lat i jaki staż związku. Single też. Dla dobra przyszłych związków.

Przeczytaj także:

1 komentarz

AgnesStark3 15 października 2012 - 11:34

Naprawdę ciekawie piszesz i możesz być pewna że będę tu często zaglądać 😀 Dziękuję za komentarz u mnie i zapraszam na nową notkę http://avengergirl.blog.pl/2012/10/15/rozdzial-2/
Cóż Twoją miłość do RDJ podzielam w każdym calu ;p

Komentarze zostały wyłączone.