How about a shave?

by Mila

Halloween tuż – tuż, we wszystkich szanujących się restauracjach można dostać dynię niemal w każdej postaci… Mi jednak Halloween nawet bardziej niż z dynią kojarzy się z… Timem Burtonem. Chociaż – powiedzmy sobie szczerze – niewiele jest takich rzeczy, które mi się z nim nie kojarzą ani trochę.

Wchodząc w tę mroczną, halloweenową atmosferę, wybierzmy się dziś na wycieczkę po Londynie, za przewodnika mając Burtona, który poprowadzi nas w jego najciemniejsze i najbrudniejsze zaułki. Sweeney Todd: Demoniczny golibroda z Fleet Street już tam na nas czeka. Cóż bowiem może być bardziej mrocznego od opowieści o golibrodzie, który podrzynał gardła swoim klientom, by jego urocza wspólniczka mogła z nich robić mięsne ciastka? Oczywiście, że nic. Sweeney na Halloween nadaje się więc idealnie.

Nie upraszczajmy jednak zbytnio, jest w tej historii znacznie więcej, niż tylko sensacyjna zbrodnia i tryskająca bez ustanku krew. Sweeney Todd… to dość interesujące studium na temat zemsty i tego, jak potrafi ona zniszczyć samego mściciela. I może w takim kontekście sceptyków powinno przestać dziwić, że ta londyńska legenda nie straciła na popularności od momentu ukazania się drukiem w 1846 roku. Sweeney dość szybko trafił bowiem na deski teatrów, potem także na ekrany kin i telewizorów, by ostatecznie wylądować w rękach człowieka, który doskonale czuje klimat brudnego, mrocznego i splamionego krwią Londynu – Tima Burtona.

Słychać czasami głosy, że nikomu poza wiernymi fanami Burtona ten film podobać się nie może, że to już przesada, że mrok mrokiem, ale tu gotyku, krwi i okrucieństwa jednak za dużo… Owszem, może i co wrażliwsi tyle krwi nie zniosą, ale jak się można czepiać burtonowskiego mroku, perfekcyjnie ponurego XIX-wiecznego Londynu albo zdjęć Dariusza Wolskiego? Jak się można obsady czepiać? Depp, Bonham Carter, Rickman – toż to piękno samo w sobie.

To, co dla mnie osobiście jest w tym filmie najważniejsze, to fakt, że wreszcie, po tylu latach pozwolono zaśpiewać Johnny’emu Deppowi. Dlaczego Depp nigdy wcześniej w filmach nie śpiewał – pozostaje dla mnie zagadką. Jak pokazuje Sweeney Todd…, Johnny śpiewa całkiem nawet dobrze i zastępowanie jego partii wokalnych głosem kogoś innego nie do końca chyba było potrzebne. Nie wiem jak wy, ja tam przy Pretty women mam ciarki.

Ciarki prowadzą nas zresztą z powrotem do tematu Halloween – pozwolę sobie więc życzyć Wam iście burtonowskiego mroku i dobrej zabawy. A tymczasem – niech Wam Depp pośpiewa.

Przeczytaj także:

1 komentarz

~Anna 24 października 2012 - 23:15

🙂 mój ulubiony film duetu burton-depp.

Komentarze zostały wyłączone.