Tradycja to rzecz święta – to jedno proste zdanie z jednej strony pozwala pielęgnować to, co w danej kulturze piękne i wartościowe… ale z drugiej mniej lub bardziej bezmyślnie sankcjonuje przekazywane z pokolenia na pokolenie szkodliwe wzorce i zwyczaje, które niewiele wnoszą, a wielu osobom odbierają podmiotowość, godność, a czasem nawet życie. Nikt nie twierdzi, że źle rozumiana tradycja i mechaniczne kultywowane, choć moralnie wątpliwe wartości godzą wyłącznie w kobiety… ale często to właśnie one cierpią na tym najbardziej, bo i one w tradycyjnych społecznościach często mają najniższą pozycję. Powody takiego stanu rzeczy to temat na osobny esej, ale dziś chcę wam pokazać 5 filmów o kobietach, które boleśnie zderzają się ze sztywnymi ramami swojej kultury.
Feminist Friday
Walka o równość nie jest wyłącznie domeną kobiet. Już Susan Sontag mawiała, że feministą jest każdy rozsądny człowiek – w końcu dążenie do przewagi którejkolwiek z płci nad drugą nie może się skończyć niczym dobrym i rozsądny człowiek powinien o tym wiedzieć. Nie da się ukryć, że na hasło „feminizm” wielu facetów automatycznie zatyka uszy i krzyczy w odwecie coś beznadziejnie stereotypowego o spisku mającym na celu zniszczenie rodzaju męskiego… Ale na szczęście mężczyzn rozumiejących ideę równości też nie brakuje. I dziś ku pokrzepieniu serc chciałabym się z wami podzielić kilkoma przykładami.
Dobiegała trzydziestki i z daleka było widać, że postępujący czas i coraz bardziej realna groźba staropanieństwa zaczyna jej ciążyć – prawie tak, jak piersi ukryte pod koszulką z buntowniczym napisem. Pozowała na feministkę, może dlatego, że akurat było to modne, a może dlatego, że ideologia lepiej niż make-up maskuje życiowe porażki. Zawsze mogła powiedzieć: nie jestem za brzydka – jestem feministką, nie jestem za gruba – to mój manifest, to nie mężczyźni omijają mnie wzrokiem, to ja ich nie potrzebuję! Nikt już się chyba nie nabierał na tę żałosną próbę walki z czasem i przeznaczeniem. Nawet jej ufarbowane na czerwono włosy z daleka krzyczały „PATRZ NA MNIE” – póki jeszcze jest na co patrzeć, póki resztki młodzieńczej figury da się jeszcze wcisnąć w obcisłe spodnie, zakołysać biodrem i złowić kilka spojrzeń.
Drugi sezon marvelowskiego serialu Jessica Jones dobitnie uświadomił mi, że wbrew pozorom największą siłą tej produkcji chyba wcale nie była główna bohaterka w zadziwiająco płynny sposób łącząca ze sobą feminizm i styl życia typowy dla największych macho amerykańskiej literatury – hektolitry whisky, cięte riposty, seksualne podboje i pranie ludzi po mordach… Otóż nie. Dopiero nieobecność psychopatycznego Brytyjczyka w fioletowym garniaku w pełni obnażyła to, że największą zaletą Jessiki Jones był do tej pory złol nad złolami – i to on przyćmiewał pierwszą damę komiksowego feminizmu.
Po tym, jak w 2017 roku głos kobiet stał się słyszalny i na dobre rozgorzała dyskusja o molestowaniu seksualnym, część osób zaczęła wieszczyć koniec epoki flirtu, koniec romansów i związków, a co za tym idzie – rychłą zagładę gatunku ludzkiego. Jako że temat ewidentnie wzbudza konsternację i dezorientuje nawet tych, którzy teoretycznie powinni wiedzieć, o czym mówią, przed wami krótki poradnik, który – mam nadzieję – rozwieje wasze wątpliwości i nauczy was rozpoznawać, co jest flirtem, a co chamskim molestowaniem. You’re welcome.
Margaret Atwood przeżywa ostatnio renesans popularności. I to nie byle jaki, bo oprócz szumu wokół nowych wydań Opowieści podręcznej szturmem bierze też telewizję. W samym 2017 roku pojawiły się dwa seriale na podstawie jej powieści. O, nie bójmy się tego słowa, wstrząsającej Opowieści podręcznej pisałam już kiedyś w ramach cyklu #FeministFriday, a niedawno Netflix uraczył nas adaptacją kolejnego tekstu Atwood – miniserialem Grace i Grace (Alias Grace).
Po tym, jak ostatnio w ramach cyklu #FeministFriday pojawiało się tu sporo ciężkich tematów o przemocy i molestowaniu, tym razem zamierzałam sięgnąć po materiał źródłowy nieco lżejszego kalibru. Padło na książkę Rebekki Solnit Mężczyźni objaśniają mi świat – ciekawy zbiór esejów o sytuacji kobiet w zachodnim społeczeństwie… choć szybko się okazało, że kaliber problemów wcale nie zmalał.
Mam dzisiaj dla was językową zagadkę. Przyjrzyjcie się tym zdaniom: „kobieta została napadnięta”, „według nieoficjalnych statystyk, około 200 kobiet dziennie zostaje w Polsce zgwałconych”, „nastoletnia dziewczynka została wykorzystana seksualnie”, „codziennie tysiące kobiet padają ofiarą molestowania”. A teraz powiedzcie – gdzie u licha w powyższych zdaniach podziali się sprawcy tych przestępstw?
Przemoc seksualna to taki temat, o którym z jednej strony należy głośno mówić – wszelkimi drogami uświadamiać, edukować, uwrażliwiać, rozprawiać się z krzywdzącymi stereotypami, które wielu ludzi tak chętnie powtarza. Ale z drugiej strony potrzeba do takiego mówienia sporo wyczucia – by nie traktować tematu jak taniej sensacji ani bezwiednie nie kierować dyskusji w takie strony, które bynajmniej ofiarom nie pomagają. Dlatego też każdy przypadek, kiedy to kultura popularna porywa się na temat przemocy seksualnej, jest bardzo cenny… ale też ryzykowny. Warto się więc czujnie przyglądać temu, jak filmy, seriale i książki o tym mówią i z jakim nastawieniem zostawiają swoich odbiorców.
Co Ross Geller ma wspólnego z molestowaniem seksualnym? Pozornie nic, ale oba tematy łączy nazwisko Davida Schwimmera. Bo David, który może i nie bez racji mówi, że Przyjaciele zniszczyli mu życie, poza rolą bohatera uwielbianego serialu ma na koncie też sporo innych ciekawych osiągnięć. Nie stroni na przykład od tematów cięższego kalibru, jak pokazuje wyprodukowany przez niego cykl filmów #ThatsHarassment (#ToJestMolestowanie). I to właśnie nad tym cyklem krótkometrażowych filmów chcę się dzisiaj pochylić.