Feminist Friday: Amazonki na ekrany!

by Mila

Zastanawialiście się kiedyś nad rolą kobiety w Hollywood i w ogóle w światowym kinie? I nie mówię tu wcale o tym, że aktorki przede wszystkim muszą być ładne, a każda wyśledzona przez papparazzich fałdka tłuszczu na ich ciałach urasta do rangi medialnego skandalu. Mam na myśli raczej to, w jakich rolach widzimy kobiety na ekranie. Z góry uprzedzam – nawet prawdziwi kinomani mogą się za chwilę zdziwić.

Jest takie wystąpienie na TEDzie, w którym prelegentka analizuje statystyki Hollywoodzkich hitów ostatnich lat. W ilu z nich kobieta była jedną z głównych bohaterek, w ilu tylko poboczną, a w ilu w ogóle jej nie było. W ilu jej działania posuwały fabułę naprzód, w ilu miała do wypowiedzenia jakąkolwiek kwestię, a w ilu była tylko ładnym dodatkiem… I ile filmów wyreżyserowały kobiety. Całe nagranie w języku angielskim możecie obejrzeć poniżej, ale już teraz sprzedam wam mały spoiler: jest źle.

Spośród bohaterów, którzy dostają do wypowiedzenia jakieś kwestie, mniej niż jedna trzecia to kobiety. I trudno winić za to same kobiety, zważywszy na to, że mówimy o fikcyjnych postaciach w takich a nie innych proporcjach powoływanych przez kogoś do życia… Mniej więcej taki sam jest odsetek kobiet w rolach głównych lub przynajmniej ważnych dla fabuły. Dwie trzecie filmów kręconych w Stanach jest głównie o facetach. Mimo że (o ironio) to kobiety częściej chodzą tam do kina. W czym kobiety na ekranie mają za to przewagę? Trzy razy częściej niż mężczyźni pojawiają się w kadrze roznegliżowane. Nie mówią i nie robią nic mądrego, ale potrafią się rozbierać. Zaiste, fantastyczny wzorzec dla społeczeństwa.

.

Jest jeszcze jeden ciekawy film na ten temat – tym razem o kobietach w konkretnej hollywoodzkiej niszy: w produkcjach o superbohaterach i w całym przemyśle, który się wokół nich nadbudował. Nagranie w języku angielskim poniżej, a tymczasem spoiler: jest źle. I nie chodzi nawet o to, że kobiety w filmach superbohaterskich zazwyczaj tylko są ratowane z opresji. Bo nawet tam, gdzie to fajne, silne dziewczyny ratują świat, dzieją się dziwne rzeczy. Gamora może i wymiata w Strażnikach Galaktyki, ale spróbujcie kupić sobie jakieś gadżety z jej wizerunkiem – czasem wręcz znika ze wspólnych zdjęć nadrukowanych na zeszytach czy plecakach dla dzieciaków. Czarna Wdowa może i wymiata, wyskakując na motocyklu z lecącego samolotu… Ale z jakichś względów zabiera się jej ten atrybut i w zabawkach odtwarzających wspomnianą scenę sadza się na motorze Kapitana Amerykę. No bo bez przesady, kto będzie kupował zabawki z dziewczyną wykonującą akrobacje na czymś innym niż pionowy drążek.

.

W obliczu tego wszystkiego fakt, że film Wonder Woman z Gal Gadot w roli głównej w ogóle powstał, zakrawa o jakiś cud. Nic dziwnego, że więcej niż o jakości samego filmu, mówi się o fakcie, że wreszcie po tylu latach mamy jakąś superbohaterkę w pierwszoplanowej roli. Na dodatek dla odmiany w filmie wyreżyserowanym przez kobietę. Od Catwoman minęło 13 lat. Od Elektry – 12. Policzcie sobie, ile w tym czasie było filmów o facetach. Nic dziwnego, że ludzie doszukują się w Wonder Woman feministycznych cech. Bo to, co powinno być normalne, ewidentnie wcale nie jest normą.

Sama chciałam ulec tej tendencji i ograniczyć się do zachwytu tym festiwalem girl power w czystej postaci. Trochę ze sobą walczę. Bo wyrównywanie reprezentacji płci w kulturze to jedno… ale czy nie dałoby się tego robić przy pomocy naprawdę dobrych filmów? Może wymagam za dużo? Może od czegoś trzeba zacząć? Sama reżyserka Patty Jenkins mówi, że chce być przede wszystkim po prostu dobrym reżyserem, a nie tylko dobrą pośród nielicznych kobiet-reżyserek. Może więc nie ma sensu o tym milczeć. Bo tu nie chodzi o błędnie rozumiane parytety, tylko równe szanse i zasady dla wszystkich. Fajnie, jeśli filmy z superbohaterkami będą powstawać – ale jeszcze fajniej, jeśli będą porządnie zrobione.

Wonder Woman

Kadr z filmu Wonder Woman, reż. Patty Jenkins, 2017.

Mówię więc. Technicznie Wonder Woman nie jest najlepszym filmem, jaki widziałam w życiu. Ani w tym roku. Ani nawet w tym miesiącu. Mogłabym się nad tą produkcją trochę złośliwie popastwić. Nad nadużywaniem slow motion. Nad niekonsekwencją stosowania języków (dlaczego Diana może mówić po hiszpańsku i w starożytnej grece, ale Niemcy rozmawiają między sobą po angielsku z beznadziejnym akcentem?). Nad miejscami dość marnym CGI. Nad kilkoma żenująco rzewnymi kwestiami o miłości, które panowie scenarzyści wcisnęli w usta bohaterce, spłycając tym samym wszystko, co udało jej się wcześniej przekazać. Mogłabym tak jeszcze długo… ale jest też druga strona medalu i to o tym bardziej chce mi się mówić.

Bo w gruncie rzeczy pomimo tych wszystkich technikaliów… w zasadzie naprawdę mi się podobało. Porwała mnie ta świeża energia i specyficzny girl power. Ucieszyło odwrócenie ról i ustawienie przystojniaka w pozycji tego, którego jednak czasem trzeba ratować. Urzekł mnie młodzieńczy idealizm bohaterki i kwestionowanie zastanego porządku. Bo czasem trzeba kogoś z zewnątrz, by obnażyć, jak nielogiczne bywa to, co dla nas stanowi codzienność i normę.

Wonder Woman

Co to za dziwny rodzaj zbroi? Kadr z filmu Wonder Woman, reż. Patty Jenkins, 2017.

A Diana aka Wonder Woman jest tak bardzo z zewnątrz, jak tylko się da. Jest legendarną Amazonką. Jest boginią powołaną do życia przez Zeusa. Jest kobietą, która nie tylko walczy u boku mężczyzn, ale i prowadzi ich naprzód – w czasach pierwszej wojny światowej, gdy w „cywilizowanym” świecie nie miałaby nawet prawa głosu w wyborach. Jest pełna wiary – w samą siebie i w człowieka. Może to wiara trochę naiwna tą dziecięcą naiwnością obcego… ale jest w tym jakaś świeżość. I jakkolwiek niezdarnie twórcy by nam tego nie podali, jest w tej dziewczynie i w tej historii coś pokrzepiającego.

Wonder Woman

Kadr z filmu Wonder Woman, reż. Patty Jenkins, 2017.

Podoba mi się też, w jaki sposób ekipa wypowiada się o filmie. Jak Chris Pine – który przecież bywa gwiazdą i głównym motorem zdominowanych przez facetów produkcji – tutaj na pełnym luzie mówi, że świetnie było znaleźć się w drugoplanowej roli i tylko z boku wspierać główną bohaterkę. Całe to przeniesienie akcentów wypada zresztą świetnie. Z jednej strony konfrontacja z absurdami patriarchatu wnosi element komediowy i podkreśla moralny kompas bohaterki, a z drugiej – jest w tym wyrównaniu ról coś naturalnego. Patrzymy na Wonder Woman z takim urokiem zagraną przez Gal Gadot i fakt, że to ona rządzi na ekranie, nie wydaje się niczym dziwnym. Współczucie, pokój i miłość (peace & love!) napędzają akcję równie dobrze, jak popularne męskie motywy: zemsta, zysk i ambicja udowodnienia wszystkim, jaki to nie jestem lepszy od wszystkich. Nawet jeśli dialogi czy efekty specjalne momentami zawodzą, to sama postać Wonder Woman broni się bez problemu i to ona jest siłą tego filmu.

Wonder Woman

Tym razem to ona działa, a on jest do podziwiania. Kadr z filmu Wonder Woman, reż. Patty Jenkins, 2017.

Imię Gal po hebrajsku znaczy fala. Chociaż nie rozpędzałabym się za bardzo z entuzjazmem i nie prorokowałabym, że to zwiastuje wielką falę feminizmu w kinie superbohaterskim… bo jak na razie z kobiecą postacią w roli głównej jest w planach chyba tylko jeszcze Captain Marvel. Nazwisko Gadot znaczy z kolei: brzeg rzeki. Może to więc taka mała fala, na razie przy brzegu, ale jakaś jest i powoli zwiastuje sztorm. Sztorm, który sami możemy wywołać. Bo to od nas i od czegoś tak prozaicznego jak wpływy z biletów zależy, czy ktoś tam u władzy przestanie się wreszcie obawiać, że filmy o silnych kobietach na siebie nie zarobią. Że nikt nie będzie chciał ich oglądać.

Cały czas czekam na samodzielny film dla Czarnej Wdowy. Może jak teraz pójdziecie do kina, to moje nadzieje kiedyś się jeszcze spełnią.

Przeczytaj także:

3 komentarze

Onne 10 czerwca 2017 - 07:17

Ja właśnie wybieram się do kina. Juz nie mogę się doczekać 🙂

Sonia 13 czerwca 2017 - 07:32

Nie do końca się zgodzę z Twoim tokiem myślenia. Po pierwsze, jeśli w dużej mierze kobiety chodzą do kina to sorry, ale wcale się nie dziwię, że o mężczyźni grają główne role. Ile kobieta może patrzeć na kobietę?
Jako kobieta zdecydowanie wolę przygody mężczyzn. Druga sprawa filmów o silnych kobietach powstało więcej niż podałaś. Jeśli chodzi o fantasy to fenomenalna rola Angeliny Jolie w „Czarownicy”(2014). „Ukryte działania” – kobiety, które zmieniają NASA(2017). Dalej, „Ghost in the Shell” (2017) czy z polskich „Sztuka kochania. Historia Michaliny Wisłockiej” (2017). I to tylko kilka przykładów. Zatem nieprawdą jest, że filmów o silnych, bohaterskich kobietach w przeciągu ostatnich 15 lat powstało mało. Chyba, że mówimy tu o jednym gatunku, ale o tym nie wspomniałaś w swoim wpisie 🙂 Niemniej zgodzę się z tym, że Wonder Women to dość słabe kino, banalne dialogi i bohaterka, która zawsze, w każdej chwili jest dobrze uczesana. Ale to łatwe i przyjemne kino, więc powinno przypaść do gustu praktycznie każdemu 🙂

Mila 13 czerwca 2017 - 07:43

Trzy czwarte tekstu dotyczy kina superbohaterskiego, a w akapicie o tym, ile było kobiet w głównych rolach w ciągu ostatnich 15 lat wyraźnie pada stwierdzenie: „wreszcie po tylu latach mamy jakąś superbohaterkę w pierwszoplanowej roli”. Różne rzeczy można mówić o Wisłockiej, ale peleryny superbohatera to ona raczej nie nosiła. Poza tym, polecam obejrzeć prelekcję Stacy Smith – to, że mamy w świadomości kilka głośnych filmów o kobietach, nie znaczy, że to jest reprezentatywne statystycznie. Ludzki mózg ma tendencję do zapamiętywania i przeceniania tego, co jest rzadkie, wyjątkowe i się wyróżnia.

Komentarze zostały wyłączone.