Co robią ludzie, którzy nie czytają książek?

by Mila

Co robią ludzie, którzy nie czytają książek? Według najnowszego raportu czytelnictwa w Polsce (jeśli macie za dużo czasu, 119 stron opisu wyników możecie przejrzeć tutaj) – głównie oglądają filmy i seriale. Te, które akurat lecą w telewizji. Osobiście dodałabym do tego jeszcze, że prawdopodobnie sporo zmyślają.

Badanie czytelnictwa za 2016 rok tradycyjnie przyniosło żenujące wyniki. Zaledwie 37% Polaków przeczytało w zeszłym roku chociaż jedną książkę.  Ponad połowa Polaków nie czyta i otwarcie przyznaje, że tego nie lubi. Jeśli już czytają, to głównie kobiety. Najwyraźniej prawdziwy polski mężczyzna w pewnym momencie uznał, że to niemęskie zajęcie. I że lepiej ćwiczyć biceps niż mózg.

W co piątym polskim domu nie istnieje coś takiego jak biblioteczka – nie ma w nim ani jednej książki. 66% Polaków nie kupiło w zeszłym roku ani jednej książki – chociaż pewnie księgarnie tego nie odczuły, bo całkiem możliwe, że moje impulsywne książkowe zakupy wyrównują im rachunki.

Jeśli po końcówce pierwszego akapitu zapłonęła w was iskierka nadziei, że może z czytelnictwem w Polsce nie jest aż tak źle, muszę was rozczarować. Obawiam się, że owszem, ankietowani naginają rzeczywistość, ale niestety raczej sztucznie zawyżając statystyki. Tak, uważam, że 37% czytających to i tak optymistyczne przeszacowanie.

Dlaczego? Choćby z tego powodu, że jedynie 45% osób, które deklarują przeczytanie ponad 7 książek w ciągu ubiegłego roku, potrafi podać choćby jeden tytuł albo autora przeczytanej w tym czasie książki. Może nagle naszą narodową chorobą stał się Alzheimer… albo ankietowani opracowali jakiś oryginalny sposób zliczania przeczytanych książek – na przykład po kolorach okładek? Coś tam czytałem, ale co – to już nie wiem.

Statystycznie najchętniej czytanymi autorami 2016 roku byli E.L. James (tak, ta od 50 twarzy Greya) i Henryk Sienkiewicz. Nie wiem, czy bardziej martwią mnie rodacy gustujący w tanich erotykach, czy jednak tendencja do kłamania w ankietach. Nie przeczę, Sienkiewicz wielkim pisarzem był, a nieustannie przypominane w telewizji ekranizacje Trylogii być może natchnęły kogoś do ponownej lektury… Obawiam się jednak, że równie prawdopodobny mógł być taki scenariusz:

Ankieter: Czy może pan wymienić jakiś tytuł lub autora książki przeczytanej w zeszłym roku?
Statystyczny Polak: Yyyyy… no… tego… coś tam czytałem… (jacy w ogóle są pisarze…?) yyy… ja to tytułów nie pamiętam… no… (w szkole coś było o pisarzach… szybko, przypomnij sobie! Ten był, no…) Sienkiewicz!

Śmiem twierdzić, że podobny proces myślowy mógł przebiegać w głowach ludzi podających Pana TadeuszaChłopów jako swoją ulubioną książkę. I mówię to, nie ukrywając faktu, że sama mam czasem ochotę sobie te lektury odświeżyć. Ale ja czytam. I na pytanie ankietera nie musiałabym sobie nerwowo przypominać tej jednej jedynej książki, którą lata temu może miałam w rękach. A może i nie.

Tuż za klasykami z listy lektur szkolnych Polacy najchętniej sięgają po romanse, kryminały i książki, których ekranizacje właśnie wchodzą do kin. W zasadzie nic dziwnego, dzięki adaptacjom sama odkryłam kilka całkiem ciekawych lektur. Film daje drugie życie książce i może to jednak dobrze, że powstaje tak dużo wszelkiej maści adaptacji. Przynajmniej przez chwilę taka czy inna książka ma swoje medialne 5 minut i może kogoś akurat skusi.

Liczby, choć jak zwykle przygnębiająco niskie, same w sobie nie są jeszcze najgorsze. Smutny jest też fakt, że z roku na rok coraz więcej Polaków przyznaje się do nieczytania bez wstydu. Kto wie, czy nie z dumą. Hodujemy sobie społeczeństwo, w którym rozwój intelektualny to zbytek ekstrawagancji. Zwyczajne dziwactwo.

Polacy nie czytają nawet po to, żeby się dokształcać, rozwijać czy choćby poprawiać swoją efektywność w pracy. Ważne, żeby praca w ogóle była – a jaka, to już nieistotne. Poza tym, kto by się do pracy przykładał, byle do fajrantu! Czyżbyśmy tak bardzo w poważaniu mieli nawet swój rozwój zawodowy? A może takim statystykom winny jest fakt, że wszyscy modni kołcze zamiast pisać książki, masowo kręcą dzisiaj motywacyjne filmiki na YouTube’a?

A skoro już mówimy o filmikach… tego w raporcie czytelnictwa nie znajdziecie, ale podzielę się z wami własnym doświadczeniem. Bo obawiam się, że jest jeszcze jeden niepokojący powód, dla którego te 37% czytających jest sporym przeszacowaniem. Mam taką teorię spiskową, że jakaś część Polaków w ogóle nie wie, co to jest książka.

Serio. Pracuję w firmie, która sprzedaje głównie szkolenia wideo i inne materiały audiowizualne. W internecie i przez internet – produkt nie ma okładki, nie można go dotknąć ani postawić żadnego pudełka na półce, gdzie mógłby chociaż z daleka udawać książkę… Notorycznie jednak piszą do nas klienci używający sformułowań typu: przeczytałem książkę X… kiedy X nie jest żadną książką, tylko jak byk internetowym szkoleniem wideo, a jedyne literki pojawiają się w jego tytule. I ewentualnie na fakturze.

Niektórzy idą jeszcze dalej i wprost piszą: przeczytałem filmik. Czy ktoś odpowiedzialny za raport Biblioteki Narodowej wziął pod uwagę, że Polacy posiadają nadprzyrodzone zdolności i potrafią „czytać” ruchome zdjęcia? A może to jakiś regionalizm? Może w jakiejś części kraju „czytanie filmów” jest sformułowaniem używanym nie tylko przez zawodowych lektorów i autorów pretensjonalnych książek o sztuce filmowej?

Strach myśleć, ile z tych 37% to odpowiedzi: oczywiście, że czytam, wczoraj przeczytałem odcinek M jak Miłość.

Raport za rok 2016 nieco potwierdza moją spiskową teorię. Część respondentów deklaruje, że przeczytało tradycyjną papierową, pachnącą i szeleszczącą książkę… w internecie. Nie miałam pojęcia, że dysponujemy już taką technologią!

Wątpię, że istnieje realna perspektywa poprawy statystyk czytelnictwa w Polsce, jeśli problemy pojawiają się już na poziomie zdefiniowania tego, czym w ogóle jest czytanie i co to jest książka… Może więc od tego należałoby zacząć.

Drodzy rodacy, tak wygląda książka. K-S-I-Ą-Ż-K-A. Można ją podłożyć pod nogę kiwającego się stołu. Albo otworzyć i w myślach zacząć składać literki. LSD to to nie jest, ale też kopie. I też się ma przed oczami obrazki, których tam naprawdę nie ma!

Spróbujcie, fajna sprawa. A jak złapiecie bakcyla, to może w przyszłym roku statystyki będą odrobinę mniej żenujące.

Przeczytaj także:

17 komentarzy

Natalia 22 kwietnia 2017 - 06:54

Statystyki które wymieniłaś są szokujące!!! Ciekawe jak jest w moim kraju? (New Zealand). Ostatnio wpadł mi w oko artykuł w gazecie o spadku 25% wypożyczanych książek w Auckland (największe miasto). Taka kolej rzeczy? 🙁

Mila 22 kwietnia 2017 - 09:37

U nas też biblioteki tracą, ale może to kwestia tego, że więcej ludzi sięga po e-booki albo zamawia książki w internecie, bo tak wygodniej ? zmienia się styl życia, to i do biblioteki nie każdemu po drodze 😉

Agata - wegedroga.pl 22 kwietnia 2017 - 07:14

Świetny artykuł. Przypomniał mi się taki dowcip:
Frank: – Ludzie są kompletnie niewdzięczni. Pamiętasz tego sąsiada spod 5-tki? Całymi dniami czyta książki. Myśleliśmy, że to dlatego, że nie ma telewizora, więc mu go kupiliśmy.
Ben: – I co?
Frank: – I ten sąsiad sprzedał ten telewizor i kupił więcej książek!
Ben: – Patologia…

Tak, patologia…

Mila 22 kwietnia 2017 - 09:37

Też kojarzę ten dowcip 🙂

Anonim 9 kwietnia 2020 - 20:54

Ja bym zrobił dokładnie to samo co pan Frank. Co ciekawe za telewizor plazmowy który jest wart co najmniej 1400 zł można kupić 47 książek, które byłyby warte po 30zł każda. Opłacalna inwestycja trzeba przyznać 😉

onlyesblog 22 kwietnia 2017 - 08:32

Sama ubóstwiam książki w tzw. realu. Dotknąć, móc przewertować kartki …
Jednak e-book’i nie są tak tragiczne, jeżeli ktoś z nich korzysta.
Lepsze wyjście – niech ściągną e-book’a niż oglądają bezmózgi serial w tv . Subiektywna opinia 😉

Mila 22 kwietnia 2017 - 09:35

Też nie przepadam za e-bookami, ale lepiej czytać e-bookami niż nic 🙂

Tedi 22 kwietnia 2017 - 08:48

To mnie pocieszyłaś, bo to oznacza, że jestem w mniejszości. Chociaż ciągle mam wrażenie, że za mało czytam, ale dzieci i praca na więcej mi nie pozwalają.
Przy tym muszę przyznać się do jednej rzeczy: często nie zapamiętuję autora a czasem nawet tytułu książki, którą przeczytałam ;-). Chwilę po przeczytaniu jeszcze pamiętam, ale już rok później z tym bywa różnie. Za to treść pamiętam zawsze.

Mila 22 kwietnia 2017 - 09:30

To ja mam odwrotnie, zapominam ważne szczegóły z treści 😉

Leniwiec 22 kwietnia 2017 - 09:11

Wydaje mi się, że ta badanie czytelnictwa to strasznie gówniane badanie. 18 lat żyję i ani razu nikt się mnie nie zapytał, czy przeczytałem książkę. Ani mojej rodziny. Ani moich znajomych. Nie można się dziwić, że jest 37% jeżeli zapytano 100 osób w całej Polsce

Mila 22 kwietnia 2017 - 09:29

W badaniu wzięło udział ponad 3 tysiące osób, to i tak spora grupa jak na standardy badań statystycznych

Agata | Okiem Fizjoterapeutki 22 kwietnia 2017 - 10:56

Mam podobne zdanie na temat czytelnictwa w Polsce. Patrząc na moich znajomych i osoby z mojego otoczenia, nie wiem czy znalazłoby się 5 osób, które rzeczywiście czytają. A opowiadanie o ilości książek, które ostatnio przeczytałam budzi taki szok, jakbym co najmniej opowiadała o wakacjach na innej planecie 😉

Edyta Mój kawałek podłogi 22 kwietnia 2017 - 15:17

Mnie osobiście też to przeraża. Nie wyobrażam sobie życia bez książek. Odkąd tylko pamiętam czytam, a jak nie potrafiłam to czytała nam mama. Teraz ze względu na małe ilości wolnego czasu czytam mniej, ale nie myślę nawet o tym, żeby zrezygnować. Na dobrą książkę znajdzie się zawsze czas. Chociaż te 10-15 minut dziennie przed snem 🙂

Agnieszka 22 kwietnia 2017 - 16:18

Myślę, że ludzie nie czytają książek ze zmęczenia. Przychodząc z 8-godzinnej pracy chcą się rozluźnić, „odmóżdżyć” albo spędzić czas w ruchu. Sama nakryłam się na tym, że nie mam cierpliwości do książek, bo często jestem zmęczona intelektualnie. Wolę krótkie, edukacyjne teksty lub poradniki, które potem przydadzą się w życiu.

Łukasz Ferenc 22 kwietnia 2017 - 21:12

No to chyba nie jest tak źle, można być dużo łatwiej sprytniejszym od nich skoro nikt nie czyta 🙂

Agnieszka P. 22 kwietnia 2017 - 22:44

Zgadzam się z tym, co napisała Agnieszka. Poza tym, patrząc na wyniki ankiety, w moim domu czytamy dużo książek, choć mamy bardzo mało własnych. Korzystamy z dobrze wyposażonej biblioteki miejskiej i kupujemy tylko książki, których nie możemy dostać, najczęściej z konkretną wiedzą. Też mam problem z podaniem autorów i tytułów czytanych książek. Treść pamiętam tylko, jeśli zrobi na mnie wrażenie. W moim otoczeniu widzę osoby, o których jestem pewna, że nie czytają. Czasami zaskakuje mnie czyjś brak umiejętności pisania nie tylko poprawnie pod względem stylistycznym, ale zrozumiale. Nie widzę jednak, żeby było to związane z sukcesami zawodowymi, finansowymi czy satysfakcją życiową. Czytanie książek jest dzisiaj jak nauka fizyki według mojej nauczycielki z gimnazjum. Kiedyś na lekcji ktoś zapytał, po co nam ta wiedza. Po to – odpowiedziała- że jak ktoś kiedyś w towarzystwie opowie dowcip fizyczny, to będziecie mogli się śmiać. Braku podstawowej wiedzy z nauk ścisłych ludzie też raczej się nie wstydzą. Fizyka nieczęsto się przydaje (chociaż dowcipy są świetne ), ale nigdy nie mogłam zrozumieć, czemu wiedza o płodności (w nas WDŻ był prowadzony na poziomie) jest obciachem. Bardzo lubię czytać książki, nawyk czytania mają moje dzieci, ale nie podoba mi się, kiedy ktoś uważa się za lepszego od tych co nie czytają, albo czytają gorszy sort literatury. (To nie są zarzuty do nikogo z Piszących, tylko moje refleksje.) Masz świetny styl pisania, zazdroszczę talentu. Czytałam z przyjemnością. Po Tobie widać, że dużo czytasz i że warto. 🙂

What's up Katie! 9 maja 2017 - 15:17

Cóż, ten raport był faktycznie niepokojący i smutny, biorąc jeszcze pod uwagę, że badano szeroką grupę wiekową – od 15 lat w górę. Myślę, że wynik mamy zawyżony przez uczniów i studentów. Mnie interesowałaby kategoria wiekowa po skończeniu szkoły – wtedy byłoby widać komu zostały nawyki czytelnictwa, a kto czytał, bo musiał…

Komentarze zostały wyłączone.