Bloger vs wydawca: jak (NIE) prosić o książki

by Mila

Pokażcie mi blogera książkowego, który nie lubi dostawać egzemplarzy recenzenckich! W myśl zasady, że nie ma czegoś takiego jak za dużo książek w domu, większość z nas chętnie przytuliłaby jeśli nie całe stosy nowości nadsyłane przez wydawców, to choćby jakąś konkretną pozycję, która nas ciekawi i która jak na złość (zawsze!) pojawia się akurat po tym, gdy już trzy razy przekroczyliśmy miesięczny limit wydatków na książki. Może by tak więc napisać do wydawnictwa…?

Inicjowanie współpracy przez blogera to nie grzech śmiertelny, choć są i tacy, którzy twierdzą, że to niekoniecznie w dobrym guście. Nie będę tu jednak roztrząsać, czy warto, czy nie, czy to żebractwo, czy biznesowa proaktywność… Skupmy się na tym, JAK można wyjść z taką ofertą, bo to, JAK blogerzy formułują swoje prośby, jest zdecydowanie największym problemem. Oczywiście w relacji bloger-wydawnictwo obu stronom zdarzają się gafy i powszechne są przypadki, gdy wydawca domaga się 2 tekstów, 5 zdjęć na Insta i podlinkowania (koniecznie pozytywnej!) recenzji w 10 różnych portalach i sklepach internetowych… za oszałamiające wynagrodzenie w formie nieciekawej książki wartej 20 zł. Tym razem jednak, korzystając z tego, że z racji wykonywanego zawodu bywałam już po obu stronach barykady, porozmawiajmy o błędach popełnianych przez blogerów.

Trochę kultury nie zaszkodzi

Przywitaj się, przedstaw, podziękuj za poświęcony czas. Nie przechodź na „ty” z obcą i być może dużo starszą od ciebie osobą, jeszcze zanim w ogóle powiesz, o co ci chodzi. Wielu ludziom wydaje się, że bloger książkowy (a więc dużo czytający!) to dość wyrafinowana i inteligentna osoba – nie wyprowadzaj ich z błędu, popisując się brakiem szacunku dla człowieka po drugiej stronie.

Spersonalizuj wiadomość

Albo przynajmniej naucz się udawać, że to robisz. Jeśli wysyłasz maila hurtem do 30 różnych wydawnictw (nie polecam!), to przynajmniej ukryj ten fakt w ustawieniach maila – wiadomość o treści „uwielbiam wasze książki, są takie unikalne” nie wygląda dobrze z dopiskiem „wysłano do 30 adresatów”.

Opowiedz o blogu

Pokaż wydawcy, dlaczego warto, żeby książka znalazła się akurat w twoich rękach. Udowodnij, że pasuje do profilu twojego bloga – albo przynajmniej, że masz pomysł na to, jak ograć temat, by nie wyglądała jak wrzucona tam na siłę. Nigdy nie zapomnę, jak w wydawnictwie specjalizującym się w poradnikach dla kobiet odebrałam maila od redaktora małej strony prowadzonej w całości przez facetów i poświęconej w 100% recenzjom gier fantasy. Zakładam, że gość miał sprytny pomysł na darmowy prezent dla swojej dziewczyny.

Operuj konkretami

Napisz jaką książkę chcesz otrzymać, dlaczego akurat taką i jak to się ma do Twojego bloga. Na skrzynkę wydawnictwa przychodzi codziennie mnóstwo wiadomości i zapewniam, że te zamykające się w słowach „chcę współpracować, powiem więcej, jeśli się zgodzicie” raczej nie są pierwsze na liście do odpisania.

Zaoferuj coś

Wydawnictwo to nie organizacja charytatywna – w ich interesie nie leży wysyłanie darmowych książek komu popadnie. Jeśli liczysz na egzemplarz recenzencki (a tym bardziej na wynagrodzenie za współpracę!), pokaż, co wydawca na tym zyska i co chcesz mu dać od siebie. Ograniczanie się do „cześć, wyślijcie książkę, tu jest adres” to nie jest najlepsza strategia. Zwłaszcza, jeśli twój blog ma trzy dni, jest na nim wyłącznie notka powitalna i zajrzeli na niego tylko twoja babcia i najlepszy kumpel. Nie twierdzę, że blogi o małym zasięgu (małym, a nie nieistniejącym!) nie mają szans na egzemplarze recenzenckie, ale bądźmy rozsądni. Jeśli nie powalasz statystykami, powal wydawcę na kolana pomysłem na fajną akcję angażującą twoją małą społeczność.

Roszczeniowość nie popłaca

Pozwólcie, że pokażę wam mały (i autentyczny, jedynie nieco zredagowany) przykład, jak nie korespondować z wydawnictwem:

Bloger (50 fanów na FB): chcę waszą książkę do recenzji.

Wydawnictwo: bardzo nam miło, w tej chwili niestety nie dysponujemy już egzemplarzami recenzyjnymi, ale chętnie wyślemy e-booka.

Bloger: nie chcę e-booka, chcę książkę, przecież mówiłem! Napiszcie do mnie, jak będziecie mieli papierowe!

Nieustannie zadziwia mnie, jak roszczeniową postawę potrafią prezentować ludzie, którzy przychodzą do kogoś PO PROŚBIE. I zazwyczaj nie mają do zaoferowania kompletnie nic w zamian. Nie bądź tą osobą, która mnie zadziwia. Pamiętaj, że chcesz kogoś namówić, żeby był dla ciebie miły!

A jak jest w waszym przypadku? Czy zdarza wam się samemu inicjować współpracę z wydawnictwami? Podzielcie się swoimi doświadczeniami w komentarzach!

Przeczytaj także:

3 komentarze

xpil 12 września 2018 - 12:47

Mi się nie zdarza. Ale to może dlatego, że nie jestem blogerem książkowym 🙂 Aczkolwiek mam całkiem pokaźną sekcję „Recenzje książek”, jednak jakoś nigdy mi nie przyszło do głowy prosić o darmówki od wydawnictw. Może warto spróbować? Hmm.

Limes 12 września 2018 - 17:31

Prowadzę bloga od 5 lat i dalej nie poprosiłam, a zasiegi mam istniejące… Może czas napisać i chociaż e-booka dostać 😀

Kasia Z 12 września 2018 - 20:57

Cześć… a może powinnam napisać ,,Witam”…?
Przede wszystkim muszę napisać, że niesamowicie podziwiam Cię za częstość dodawanych postów: dla mnie, początkującej blogerki, jest ona godna podziwu. Wprawdzie obserwuję Twoją działalność na Facebooku oraz blogu zaledwie od kilku tygodni, jednak widzę i znów ? serio podziwiam. Da się zauważyć, jak wiele radości Ci to sprawia oraz jak wiele pasji i serca wkładasz w każdy wpis.
Po drugie: uwielbiam styl, w jaki wypowiadasz się w swoich notkach. Tak niesamowicie łatwo czyta się każde zdanie i chociaż niektóre posty nie obejmują interesującej mnie tematyki, nadal je czytam, ponieważ przekonuje mnie do nich właśnie Twój styl.
A odnosząc się wreszcie do treści powyższego wpisu: Wykonałam dwie próby podjęcia współpracy z wydawnictwami lub/i autorami. Wypisałam większość punktów, które wspomniałaś w poście, jednak nadal otrzymywałam odpowiedź odmowną, lub wiadomość dotyczącą załączenia statystyk bloga. Jasne, nie powinnam się była porywać z motyką na słońce, bo moje miejsce w sieci nie istnieje nawet od połowy roku, ale chciałam udowodnić, że mam do zaoferowania coś bardziej rzetelnego, niż pełna błędów rekomendacja i recenzja, składająca się zaledwie z kilku zdań. Niestety ? jak widać ? to ,,fejm” jest wyznacznikiem dobrej recenzji, a nie jej treść.
Pozdrawiam bardzo gorąco,
Kasia.

Komentarze zostały wyłączone.