Czego bloger nie robi przed śniadaniem

by Mila

Całkiem niedawno pisałam o tym, że bloger ma zawsze za mało czasu. Od tamtej pory wcale nie zmieniłam zdania… dotarło do mnie jednak, ile przeciętny bloger marnuje czasu na różne bezsensowne działania.

Właściwie można by blogera wykreślić z tego ostatniego zdania, bo według książki Co ludzie sukcesu robią przed śniadaniem nie tylko blogerzy, ale znakomita większość ludzkości marnuje znakomitą większość swojego czasu.

Marnowanie czasu jest co prawda pojęciem dosyć względnym… W moim świecie pochłonięcie całego sezonu serialu w jeden wieczór nie ma nic wspólnego z marnotrawstwem – dopóki przynosi mi czystą radość i dostarcza materiału do pisania, jest to wieczór bardzo dobrze wykorzystany. Ale dla odmiany wgapianie się piąty raz w tym miesiącu w ten sam odcinek Przyjaciół, bo „akurat leciał, jak przełączałam kanały”, jak najbardziej już pod marnotrawstwo podpada. Swoją drogą, dalej nie rozumiem harmonogramu Comedy Central. Odcinek Przyjaciół do obiadu byłby jak znalazł, ale dziwnym trafem w porze mojego obiadu prawie zawsze lecą na przemian te same cztery odcinki. I dwa z nich rozgrywają się na porodówce.

ludzie sukcesu

Ale skoro zmarnowałam już pół akapitu na dywagacje o Przyjaciołach, wróćmy może do marnowania czasu. I do nieco ironicznego faktu, że czytanie Co ludzie sukcesu robią przed śniadaniem może się okazać kolejną formą marnotrawstwa czasu. W dodatku wzbogaconą o samooszukiwanie się, że przynajmniej próbujesz robić coś pożytecznego i jakoś ogarnąć swoje chaotyczne życie.

Ta urocza żółta książeczka bardzo ładnie wygląda na Instagramie, ale w środku nie znajdziesz nic specjalnie odkrywczego. Jej przesłanie dałoby się w zasadzie streścić w trzech zdaniach:

  1. Ludzie sukcesu robią przed śniadaniem znacznie więcej od ciebie, bo wstają o nieludzkich porach.
  2. Ludziom sukcesu udaje się wstawać o nieludzkich porach, bo jakimś cudem wychodzą z łóżka zaraz po usłyszeniu budzika i nie wciskają drzemki osiem razy.
  3. Ludzie sukcesu przed śniadaniem i po nim marnują znacznie mniej czasu, bo zamiast godzinami siedzieć na fejsie, a potem godzinami zastanawiać się, co też mieli zrobić, starannie planują prawie każdą minutę swojego dnia. To tyle, jeśli chodzi o spontaniczność.

Wątpię, żeby którykolwiek z tych punktów wywrócił twój światopogląd do góry nogami. Wszyscy wiemy, że zdążylibyśmy zrobić znacznie więcej, gdybyśmy mniej spali. Ale spanie jest przyjemne. A pod kołdrą jest tak ciepło, podczas gdy świat jest zimny, szary i pełen ludzi, którzy wiecznie czegoś od nas chcą. Wszyscy wiemy – i przypomina nam o tym codzienne poczucie winy – że osiem drzemek i zwlekanie się z łóżka przez półtorej godziny nie służy ani zdrowiu, ani produktywności. Podobnie jak zbyt długie gapienie się w smartfona. Wszyscy wiemy też, że odpowiednie zaplanowanie rozmaitych dziedzin życia teoretycznie mogłoby zbawić ludzkość. Ale i tak tego nie robimy.

siła woli

Dopiero w tym miejscu okazuje się, że takie książki mają jednak trochę sensu. Może nie nauczą cię niczego nowego. Nie uświadomią ci wielkości twojego lenistwa, bo już i tak doskonale zdajesz sobie z niego sprawę. Ale zagrają ci na poczuciu winy. Sprawią, że sam przed sobą zaczniesz się wstydzić tych porannych drzemek, które odbierają ci czas nie tylko na pracę i samorozwój, ale i na przyjemności – bo kto powiedział, że nie można zacząć dnia od odcinka serialu przed pracą? Wjadą ci na ambicję i podpowiedzą, że zamiast jęczeć na dźwięk budzika, mógłbyś wstać, poczytać ulubioną książkę, pójść do sklepu po ulubiony serek na śniadanie albo zrobić porządny makijaż (tu przydałoby się zmienić formę gramatyczną, ale niby mamy równouprawnienie i gender, więc po co), żeby przez resztę dnia nie czuć się w biurze jak bezkształtny ziemniak. Świat od razu robi się trochę lepszy, kiedy nie czujesz się jak ziemniak.

Prawdopodobnie sam mógłbyś napisać taką książkę o marnowaniu czasu. Ja bym mogła. Ale żeby to zrobić, musiałabym mniej spać, więcej planować i raz na zawsze zrezygnować z czytania setek komentarzy pod fejsbukowymi postami. Nie wykluczam, że byłaby to rozsądna decyzja.

Wątpię, żebyś dzięki tej książce w tydzień został człowiekiem sukcesu. Nie to, że wątpię w twoje zdolności, ale gdyby takie książki naprawdę działały, wszyscy już dawno bylibyśmy ludźmi sukcesu. I trenerami personalnymi. Ale jeśli dzięki drobnym poprawkom uda ci się wygospodarować parę godzin więcej tygodniowo na przyjemności… to może jednak warto?

Przeczytaj także:

1 komentarz

Magda Bosiacka 14 grudnia 2016 - 21:24

Ja tam nadal myślę, że są na świecie ludzie sukcesu, którzy przestawiają budzik 8 razy 😀 Ja na szczęście nie mam tego problemu, bo muszę wychodzić z domu tak wcześnie, że nie mam czasu ani na drzemki, ani na jego marnowanie 😉

Komentarze zostały wyłączone.