Kadr z filmu Han Solo: Gwiezdne Wojny ? historie, reż. Ron Howard, 2018.

10 pytań do Hana Solo

by Mila

To nie będzie recenzja nowego filmu z uniwersum Gwiezdnych Wojen. Ani list otwarty do jednego z najbardziej ikonicznych bohaterów popkultury. Przed wami za to zbiór luźnych myśli, które nasunęły mi się świeżo po seansie. I tak, zamierzam mówić o tym filmie nazwiskiem jego bohatera, bo nie dość, że pełne tytuły filmów rozgrywających się poza główną linią fabularną Gwiezdnych Wojen same w sobie są już strasznie długie, to w tym wypadku polski dystrybutor postanowił jeszcze bardziej skomplikować widzom życie i dodać od siebie jedno słowo… Czy ktokolwiek ma czas i takie zasoby pamięci roboczej, żeby za każdym razem wymawiać tę mało dźwięczną całość: Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie? Ja nie mam. Oto więc przed wami moich 10 pytań do Hana Solo:

1. Dlaczego przez pół filmu jest tak ciemno, że nic nie widać?

Już w pierwszych scenach Hana Solo przypomniał mi się taki stary, być może mało śmieszny, ale bardzo prawdziwy żart z filmów DC. Rozmawia ze sobą dwóch fanów komiksów i jeden mówi: nie przepadam za filmami DC, one są takie mroczne. Na co drugi: ale to jest właśnie super, taka głębia, ciężkie tematy, ekstra…! A tamten odpowiada: nie, nie, one są po prostu ciemne – nic nie widać na ekranie! I dokładnie to samo dzieje się w najnowszej odsłonie uniwersum Gwiezdnych Wojen. Spora część filmu to po prostu sceny spowite mrokiem. Może to i daje jakiś efekt dramatyczny, ale mimo wszystko – naprawdę ciężko się to ogląda. To tak na wypadek, gdyby twórcy zapomnieli, że wcale nie kręcili filmu przy użyciu noktowizora.

Kadr z filmu <em>Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie</em>, reż. Ron Howard, 2018.

Kadr z filmu Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie, reż. Ron Howard, 2018.

2. Jak długo można się nawalać na dachu pędzącego pociągu?

Han Solo eksperymentuje trochę z różnymi konwencjami i próbuje sięgać po elementy różnych gatunków. Czasem zdarza się więc tutaj na przykład ujęcie typowo jak z westernu. Albo napad na pociąg. Bo czemu nie? Nie wiem, czy ktokolwiek prowadzi takie statystyki, ale sądząc po moich odczuciach w trakcie seansu, to z powodzeniem mógł być najdłuższy napad na pociąg w historii napadów na pociąg, a może nawet w ogóle. Serio. Kiedy bohaterowie zarysowują nam plan skoku, wygląda to może nieco ryzykownie, ale na pewno nie tak, jakby miało się ciągnąć przez pół filmu. A się ciągnie. To konkretne połączenie musiało być chyba obsługiwane przez jakąś kosmiczną filię PKP, bo w czasie, kiedy bohaterowie bez końca nawalają się na dachu pociągu, chyba tylko nasze przedpotopowe składy nie dowlokłyby się jeszcze z przewidzianego w planie punktu A do punktu B.

3. Gdzie jest fabuła?

Han Solo ma w sobie całkiem sporo różnych rzeczy: niezliczoną ilość scen akcji, dużo bohaterów, masę Easter eggów i nawiązań tak do starszych filmów, jak i do rozszerzonego uniwersum, przerażającą ilość suchych, ekspozycyjnych dialogów… ale trudno powiedzieć, żeby miał jakąś fabułę, która spinałaby to wszystko w jedną całość. Ewidentnie fabuła nie była tutaj najważniejsza, a jej szczątki służą tylko do wypełnienia przestrzeni pomiędzy kolejnymi mrugnięciami okiem do widza. Co prowadzi nas do punktu 4…

4. Jakim cudem mimo miliona twistów i zmian frontu film może być aż tak przewidywalny?

Co robisz, jeśli nie masz już w filmie miejsca na fabułę, bo prawie cały czas ekranowy zużyły rozciągnięte do granic możliwości walki i mrugnięcia okiem do widza? Tak jest! Tworzysz iluzję fabuły, okręcając lojalność bohaterów po 50 razy, aż sami już nie wiedzą, z kim w zasadzie trzymają. Problem w tym, że to trzeba umieć zrobić tak, żeby widz się nie domyślił, kto kogo i kiedy zdradzi. Trzeba być o 3 kroki przed widzem. A nie o 5 za nim.

Kadr z filmu <em>Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie</em>, reż. Ron Howard, 2018.

Kadr z filmu Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie, reż. Ron Howard, 2018.

5. Dlaczego większość obsady wygląda jak dzieci?

Serio. Jak ci ludzie w Hollywood to robią, że w okolicach trzydziestki, a nawet po niej wyglądają jak nastolatkowie? Han Solo miał być w tym filmie młody, młody miał być Lando i młoda miała być Qi’Ra – ale czy mieli być aż tak młodzi, żebym musiała się zastanawiać, czy przypadkiem nie oglądam jakiegoś wyjątkowo wysokobudżetowego szkolnego teatrzyku? Miło jest popatrzeć na młodych, ładnych ludzi, ale nie będę ukrywać, że to teatrzykowe skojarzenie dość mocno wybijało mnie z rytmu.

6. Dlaczego ktoś tu zatrudnił Emilię Clarke?

Nie licząc Gry o Tron, do której się już po prostu przyzwyczaiłam, bardzo nieufnie podchodzę do produkcji, w których dano Emilii Clarke duże role… I jest ku temu powód. Nie zrozumcie mnie źle, uwielbiam Emilię. Są nawet takie momenty, kiedy jestem w niej zakochana. Jest przeurocza, przezabawna, przesympatyczna, prześliczna i ma prawdopodobnie najbardziej ekspresyjne brwi wśród wszystkich żyjących aktorów. A może i nieżyjących też. Ale to wszystko nie zmienia faktu, że niespecjalnie grzeszy talentem aktorskim… zwłaszcza, odkąd porzuciła grę brwiami. Han Solo też niestety nie jest tutaj wyjątkiem – ukryty talent Emilii wciąż się jeszcze jakoś uparcie nie chce obudzić.

Kadr z filmu <em>Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie</em>, reż. Ron Howard, 2018.

Kadr z filmu Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie, reż. Ron Howard, 2018.

7. Gdzie jest chemia między bohaterami?

Wątek romantyczny w filmie to bardzo ryzykowny biznes. Najpierw trzeba go dobrze napisać, co się udaje zaskakująco rzadko… a potem jeszcze trzeba go bezbłędnie obsadzić, bo bez chemii między bohaterami daleko nie ujedziemy. Han i Qi’Ra nie mają tu absolutnie żadnej chemii. Ani pół pierwiastka. Może to wina scenariusza. Może aktorstwa Emilii. A może tego, że Clarke i Alden Ehrenreich w ogóle średnio do siebie pasują. Ale bardzo trudno jest kupić ten ustanowiony już w pierwszej minucie jako coś oczywistego wątek miłosny. Jeśli pytacie mnie o zdanie, to Han miał tu zdecydowanie więcej chemii z Lando Calrissianem. Jeśli jakiekolwiek relacje między bohaterami w tym filmie zadziałały, to tylko w wersji bromance.

8. W jaki sposób Disney będzie tu robił kasę na dzieciach?

Nie oszukujmy się, Disney to maszynka do zarabiania pieniędzy. Nikt tak nie potrafi wydusić dolarów z franczyzy, jak Disney. Poprzednie filmy z uniwersum Gwiezdnych Wojen były tego świetnym przykładem – zawsze trafił się jakiś nastawiony głównie na efekt bycia uroczym i słodkim stworek (Porgi…!) czy robot (BB-8 forever!), którego można było przerobić na maskotkę. A tym razem niespodzianka. Nic puchatego. Nic okrąglutkiego. Największy potencjał na pluszaka ma tu chyba Chewie, ale to już przecież było.

Kadr z filmu <em>Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie</em>, reż. Ron Howard, 2018.

Kadr z filmu Han Solo: Gwiezdne Wojny – historie, reż. Ron Howard, 2018.

9. Dlaczego pierwszy żeński DROID musi skończyć źle?

Chciałabym powiedzieć, że najlepszą częścią tego filmu jak zwykle był robot… i do pewnego stopnia tak było. Ale przyznaję, że początkowo spodziewałam się po L3-37 najgorszego – tego, że twórcy zrobią z niej karykaturę feministki. A może w ogóle feministki-komunistki. Kilka jej pierwszych tekstów i zachowań było mocno na granicy humoru i ośmieszenia… ale na szczęście potem całkiem sporo zyskała, a jej rewolucyjny zapał i jego daleko idące konsekwencje były jednym z jaśniejszych punktów filmu. Fajnie, że ktoś zaczyna sobie zadawać pytania o rolę świadomych przecież robotów w całej tej wielkiej machinie Gwiezdnych Wojen. Szkoda tylko, że tak łatwo i nagle ucięto jej wątek – zwłaszcza, że jego zakończenie nijak nie było tak emocjonalne, jak chcieliby tego twórcy.

10. Kto w ogóle wpadł na ten chory pomysł, że potrzebujemy nowego Hana Solo?

Są w kinie takie rzeczy, których nie ma sensu zmieniać. A już na pewno nie ma co majstrować przy bohaterach, którzy urośli do rozmiarów legendy. I byli grani przez legendarnie charyzmatycznych aktorów. Alden Ehrenreich miał przed sobą zadanie niewykonalne, bo poza młodym Harrisonem Fordem nie było, nie ma i prawdopodobnie nie będzie na tej planecie nikogo, kto byłby w stanie wejść w skórę młodego Harrisona Forda. Kompletnie nie wierzyłam w Ehrenreicha, ale nie będę się nad nim pastwić, bo w zasadzie zrobił wszystko, co tylko dało się w tej sytuacji zrobić. I nawet nie było tak tragicznie. W zasadzie było nawet dobrze. Tragiczny był po prostu sam pomysł na ten film. Tak, niniejszym dołączam do chóru ludzi, którzy twierdzą, że wcale nie potrzebowaliśmy filmu o przygodach młodego Hana Solo, bo już był jeden film o przygodach młodego Hana Solo. Nazywał się Nowa Nadzieja. I to by było na tyle.

Przeczytaj także: